Artykuły

Samograj niemożliwy do skopania? Ejże...

"Obłom-off" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Tadeusz Nyczek w Przekroju.

Kto nie miewa raz na tydzień cichej myśli, żeby pieprznąć tym wszystkim i zaszyć się w mysią dziurę? Gdzie nie znajdą go ani tytuły z pierwszych stron gazet, ani urząd skarbowy, ani żona z trójką dzieci, ani kanar w autobusie. W Rosji nazywają to obłomowszczyzną - od nazwiska Obłomowa, bohatera znanej XIX-wiecznej powieści Iwana Gonczarowa. Znaczy tyle, co zniechęcić się, odmówić udziału w hałasie świata. Na dzisiejsze - olewka.

Temat genialny. "Obłomowa" wielokrotnie adaptowano na scenę. Kilka lat temu Michaił Ugarow, współczesny dramaturg i reżyser, na motywach tej książki napisał własną sztukę. Przeniósł rzecz w czasy dzisiejsze, Obłomowa dogląda psychoanalityk, mówi się nie o carskich urzędach, ale o giełdzie papierów wartościowych.

Wydawałoby się - samograj niemożliwy do skopania. Ale w polskim teatrze nie takie się rzeczy udawały. Niewątpliwie zły dzień miał znakomity skądinąd scenograf Marcin Jarnuszkiewicz, kiedy wymyślał przestrzeń sceniczną kompletnie nijaką: ni to pokój, ni sala gimnastyczna, ni parkiet taneczny z biurowcem w tle. Maciej Stuhr jest bardzo sympatycznym i zdolnym aktorem, ale jeszcze nie na tyle sprawnym warsztatowo, by na przykład grać wbrew swoim warunkom psychicznym i fizycznym. Trzeba mieć w głowie tylko żądzę komercyjnego sukcesu, żeby w roli przegranego dekadenta obsadzać pełnego wigoru chłopca u szczytu młodzieńczej kariery filmowo-sceniczno-estradowej. Z podobnych zapewne przyczyn zaangażowano modnego jazz-hipopowca didżeja Bunia. Ten przynajmniej nie zawodzi. Każdy dźwięk i każde wejście jest absolutnie na miejscu i absolutnie przewidywalne.

Patrząc na aktorów, do przerwy byłem pewien, że grają w stylu tak zwanej próby wznowieniowej. Polega ona na technicznym przeleceniu tekstu i sytuacji, czy po dłuższym niegraniu spektaklu każdy wszystko pamięta. W trakcie drugiego aktu odkryłem inną możliwość. Oto studenci pierwszego roku szkoły aktorskiej dostali od profesora zadanie: wykonać sceny z rosyjskiej klasyki, jak się komu kojarzy. Prawie wszystkim (z wyjątkiem studenta Krzysztofa Dracza) skojarzyło się z jakimś domniemanym aktorstwem rosyjskim z drugiej połowy XIX wieku. Zadanie się kończy, profesor wstaje. - No dobra, dzieci. To było oczywiście na dwóję, no ale skąd możecie wiedzieć, jak to grać. 10 minut odpoczynku - i bierzemy się do roboty!

Problem w tym, że w Dramatycznym po próbie aktorzy wraz z profesorem wyszli do oklasków, bileterki wniosły kwiaty, a nam pozostało pójść do domu.

Na zdjęciu: scena z "Obłom-offa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji