Artykuły

Świat nieprzemilczany

"Spróbuję zacząć od siebie: nie wiem czy znam prawdę, wiem, że nie chcę kłamać" - mówił w jednym ze swoich wierszy. Ryszard Krynicki. Zarówno on jak i inni poeci "pokolenia 68" dają w swych utworach wyraz przeżywaniu dramatu prawdy zamienionej na, kłamstwo. Ich krzyk - nieartykułowany wtórnikach oficjalnych wydawnictw - wyrastał z przeświadczenia, iż zastąpić musi dziennikarską informacje dekady "sukcesu" i "sytej szczęśliwości". Przekonanie o konieczności dania świadectwa prawdzie towarzyszyło Stanisławowi Barańczakowi, Lechowi Dynarskiemu, Krzysztofowi Karaskowi, Janowi Kelusowi, Julianowi Kornhauzerowi, Ewie Lipskiej, Leszkowi A. Moczulskiemu, Piotrowi Wojciechowskiemu i Adamowi Zagajewskiemu. Poezje wymienionych wybrała Elżbieta Bukowińska i pod opieką artystyczną Zygmunta Huebnera zaproponowała do wysłuchania w Teatrze Powszechnym.

"Wszystkie spektakle zarezerwowane" to spektakl krzyku prawdy, o której powszechnie milczano. Nie bez znaczenia jest tu osobista historia pokolenia poetów chcących mówić do wszystkich - nie tylko do garstki przyjaciół i koneserów. Mogli to robić rok, dwa po zmianie rządu w 1970 roku, kiedy życie polityczne nabrało jawności. Poczucie swobody trwało krótko. W ogólnym entuzjazmie tworzenia "nowego" prawda " stała się niewygodna. Przerażony poeta Stanisław Barańczak napisze później: "...wyhodowano milczenie, nasze mózgi wychowano milczeniem". Kiedy drętwiały umysły, języki, kiedy zaczęła obowiązywać sztuczna mowa kolejny raz odmówiono poetom prawa głosu. Potrzeba głoszenia prawdy skazała "pokolenie 68" tylko na druk nieoficjalny. Wielu z nich potrzebie tej pozostało wiernymi.

Wiersze ich miały być w 1975 roku przedstawione w "Dyskotece Poetów", ale Teatr Powszechny nie uzyskał zgody władz na wystawienie spektaklu. Obecny, pod zmienionym tytułem, wzbogacony nowymi utworami poetyckimi, skłania do refleksji (cytuję za Miłoszem): "Chwała stronie świata, która zrodziła poetę". Chwała też teatrowi, który o tym przypomniał.

"Przedstawienie z mało oryginalną scenografią skonstruowane zostało przez reżyserkę, skromnie i logicznie. Wiersze zaś dobrano tak iż stanowią one rozmowę o naszej codzienności. Rozmowa to żarliwa, przejmująca. Dialog między aktorami ubranymi jak zwykli szarzy i smutni Polacy narasta emocjonalnie, by osiągnąć temperaturę, najwyższą w kończącym pierwszy aikt "Hymnie wieczornym" Barańczaka.

Gdzie jest jednak krzyk reżyserski? Przecież to poezja kipiąca rozpaczą, buntem, skłaniać powinna, realizatorów do osobistego stosunku. Takiego zaś odniesienia zabrakło. Forma nadana nie niesie indywidualnej oryginalnej wypowiedzi. Znana jest już z przedstawień teatrów studenckich przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.

Poezja nie głucha, nie ślepa, której niby nie było, a jest, którą zamiast czytać możemy jedynie słuchać dosięga nas z wyżyn monstrualnego krzesła, do którego przytwierdzono drabiny. Aktorzy są niemalże rówieśni cytowanym poetom (dla wszystkich uznanie za trudną sztukę rozumnego mówienia poezji). Dlatego wierzę, że ich głosy - także śpiewem wyrażone - stanowiły o tym, że wieczór w Teatrze Powszechnym zaliczyć mogłam do głęboko przeżytych...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji