Artykuły

Marat, Brecht i Kleopatra

Koniec sezonu teatralnego przyniósł nagle duże ożywienie na stołecznych scenach. Zresztą nie tylko na stołecznych, bo głośna już w świecie sztuka Peter Weissa "Męczeństwo i śmierć Jean Paul Marata, przedstawione przez zespół aktorski przytułku w Charenton pod kierownictwem pana de Sade" (pełny jej tytuł) swą polską prapremierę zawdzięcza Poznaniowi. Następnie zobaczyliśmy ją w wykonaniu węgierskim, wreszcie doczekała się swej realizacji na warszawskiej scenie "Ateneum". I to w inscenizacji (reżyseria i scenografia) Konrada Swinarskie-go, a więc reżysera,, który nie tylko poraź pierwszy nadał sceniczny kształt tej sztuce (w teatrze berlińskim), ale któremu autor dziękował publicznie za twórczy wkład w kompozycję i treść utworu.

Nie tylko więc sama sztuka zasługuje na uwagę, lecz również praca reżysera, któremu zawdzięczamy niejeden już pamiętny spektakl. Należy bowiem Konrad Swinarski do tych nielicznych ludzi teatru, którzy tworzą widowiska znakomicie skomponowane, utrzymane w stylu do najdrobniejszych szczegółów, a zawsze niezwykle sugestywne. I dlatego pamiętamy dotąd jego "Smak miodu" w Teatrze "Wybrzeże" czy "Operę za trzy grosze" w warszawskim Teatrze Współczesnym (wszak uczył się reżyserii w teatrze Brechta!), "Nieboską komedię" czy "Woyzecka" w Krakowie. Zapamiętamy również jego najnowszą premierę w Teatrze "Ateneum".

Sztuka Weissa, niewątpliwie bardzo trudna i dla teatru, i dla widza, jest zjawiskiem artystycznym wręcz pasjonującym, tyle daje możliwości inscenizacyjnych i treściowych. Ten teatr w teatrze, dramatyczne wydarzenia z czasów Wielkiej Rewolucji Francuskiej odgrywane przez pensjonariusz zakładu dla obłąkanych, liczna dysputa między m de Sade (któremu zawdzięczamy pojęcie sadyzmu) a przywódcą ruchu rewolucyjnego. Maratem - wszystko to splata się ze sobą na scenie i pobudzą do współczesnych refleksji. Arcyciekawa pozycja i nader oryginalny spektakl, na który obok talentu reżysera złożył się ogromny wysiłek całego zespołu.

Rolę wiodącą w tej sztuce silnych doznań gra markiz de Sade (postać historyczna, wsławiona skandaliczną legendą), który 27 lat przeżył w więzieniu, pokutując za swoje przekonania polityczne oraz burzliwe życie osobiste, manifestujące prawo do całkowitej wolności. Temu krańcowemu i indywidualiście, który groźny wydawał się przed, w czasie i po rewolucji, przeciwstawia autor Marata, a więc człowieka świadomie dążącego dla dobra społeczności do rewolucyjnego przewrotu.

Sade'a gra w warszawskim spektaklu Jan Świderski jako zgorzkniałego, doświadczonego cynika, który inscenizuje tę szaloną zabawę w rewolucję, ale z góry wie, czym to się musi skończyć. Wielka to rola i warta obszerniejszej analizy. Jego scenicznym partnerem jest Jerzy Kaliszewski w roli Marata; Karolinę Corday, zabójczynię Marata, gra Aleksandra Śląska. Raz jeszcze podkreślmy jednak, że spektakl ten, choć tak interesujący, jest przedstawieniem trudnym i przeznaczony powinien być raczej dla widza już wprowadzonego w skomplikowaną dziedzinę sztuki. Pamiętać o tym powinni organizatorzy widowni teatralnej, kolporterzy zakładowi, aby adresować ją do odpowiedniej widowni.

NATOMIAST spektaklem co się zowie popularnym i na pewno czytelnym dla każdego widza jest niezawodna "Opera za trzy grosze" Bertolta Brechta, z którą wystąpił ostatnio Teatr Ludowy w reżyserii Jerzego Rakowieckiego. Utwór to znakomity, obrosły piękną tradycją teatralną, tym większa chwała, że młody zespół Teatru Ludowego zwycięsko wyszedł z tej niełatwej próby. Przedstawienie jest zwarte, bardzo czytelne, kulturalne, utrzymane w dobrym tempie, dobrze zagrane. I to poczynając od doświadczonego w sztuce Scenicznej Edwarda Dziewońskiego w bardzo dobrze poprowadzonej roli Mackie Majchra, bandyty-dżentelmena, aż do młodziutkiej, wyraźnie utalentowanej Jolanty Łykun. Narzeka no, często na brak girls, a tu tyle zgrabnych dziewcząt i popisowych nóg na deskach Ludowego! Aż nadmiar, skoro urodziwa i zgrabna Teresa Lipowska podjęła się roli pani Peachum, korą zresztą z dużym powodzeniem rozegrała. W bandzie Mackie Majchra wyróżniało się znów soczyste, pełne swoistego ludowego ciepła aktorstwo Romana Kłosowskiego. Rolę komentatorki spektaklu wraz z Filchem, śpiewakiem podwórkowym (Jerzy Dukay) oraz Jenny gra Barbara Rylska. Trochę nas już swoją sztuką zepsuła, mieliśmy więc prawo spodziewać się, że słynną balladę o korsarzach uczyni bardziej przejmującą i podbuduje dramatycznie późniejsze wydanie Mackie policji.

W końcu na deser, dla smakoszów - "Kleopatra" Norwida w Teatrze Narodowym. I znów utwór niecodzienny, a i realizacja jego z przeróżnych powodów interesująca. Aż wierzyć się nie chce, że tok popularna u nas postać egipskiej królowej, oglądana na naszych scenach chętnie w sztukach Szekspira, Shawa czy ostatnio Morstina, nie jest nam prawie znana w przepięknej wersji norwidowskiej. Tym większa więc zasługa Kazimierzo Dejmka, że opracował ten arcytrudny i nieukończony przez autora tekst. Otrzymaliśmy dzięki temu tragedię pełną bardziej czytelną nawet od innych utworów Norwida, urzekającą pięknem poetyckiego słowa.

Kazimierzowi Dejmkowi przypisać możemy w pewnej mierze również dwa następne triumfy spektaklu. Po pierwsze - bo zaprosił na gościnną reżyserię Mieczysława Górkiewicza, dyrektora teatru w Bielsku-Białej (a od nowego sezonu w Katowicach), który dał spektakl niezwykle szlachetny i oszczędny w rysunku, a przy tym mocno działający no naszą dzisiejszą wrażliwość. Po drugie - trudną rolę Kleopatry nie zawahał się dyrektor naszej pierwszej sceny powierzyć aktorce Warszawie nie znanej, którą sprowadził z Teatru "Wybrzeże". I ten śmiały pomysł ukoronowany został pełnym sukcesem. Maria Głowacka (którą pamiętam w znakomitych rolach choćby Gruszy w "Kaukaskim kredowym kole" Brechta, Marii w "Komu bije dzwon" czy w "Zawiszy Czarnym" Słowackiego) fascynuje widownię osobistymi i monarszymi przeżyciami subtelnej królowej - ostatniej królowej Egiptu. Absolwentka warszawskiej PWST jest przy tym pięknym przykładem, jak powinna przebiegać kariera artystyczna młodej aktorki. Oby tylko nie musiała czekać zbyt długo na następną rolę!

To pełne dramatycznych wydarzeń historyczne starcie się dwu kultur, rzymskiej i egipskiej, o którym mówi "Kleopatra", splecione z tragicznym wątkiem miłosnym władców tych dwóch obcych sobie światów (Cezara gra Stanisław Zaczyk), otrzymało no scenie Teatru Narodowego piękną oprawę scenograficzną Andrzeja Cybulskiego. W repertuarze teatralnym pozycja to niecodzienna, trudna, ale jaśniejąca szczerym blaskiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji