Artykuły

Rok porządził. I wystarczy. Kto? Prezydent Hinc

Wiceprezydent Poznania Sławomir Hinc nadaje się do zwolnienia od zaraz. I to nie tylko w związku z ostatnią awanturą o Teatr Ósmego Dnia. Rok jego rządów w kulturze można prześledzić od potknięcia do potknięcia - pisze Aleksandra Przybylska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

W czwartek mija dokładnie rok, odkąd Sławomir Hinc został wiceprezydentem Poznania. Przed rokiem młody, niedoświadczony w samorządowej pracy radny Platformy Obywatelskiej mówił tak: "Podejmuję rękawicę, którą rzucił los". I tłumaczył, że wraz z prezydentem Ryszardem Grobelnym uznali, że choć do końca kadencji został tylko rok, to kultura, oświata i sport są tak ważnymi dziedzinami życia miasta, że powinien zająć się nimi nowy człowiek we władzach. Grobelny dorzucił natychmiast: "To wcale nie znaczy, że jest to rozwiązanie tylko na rok. Po wyborach może być kontynuowane".

Oby nie!

Prezydent Hinc nadaje się do zwolnienia od zaraz. I to nie tylko w związku z ostatnią awanturą o Teatr Ósmego Dnia. Rok jego rządów w kulturze można prześledzić od potknięcia do potknięcia.

Od Rock in Rio...

Zaczęło się od wysokiego C, gdy jesienią ub.r. magistrat ogłosił, że Poznań ściąga największy na świecie festiwal muzyczny Rock in Rio. A "Gazeta" powiedziała "sprawdzam". I piórami moich redakcyjnych kolegów - Michała Danielewskiego i Michała Wybieralskiego - raz za razem miażdżyła pomysł Sławomira Hinca, który mógł nas kosztować grube miliony wyrzucone w błoto.

Szybko okazało się, że na imprezę może iść nawet 42 mln zł. Mało tego! 30 mln zł - a więc większość tej sumy - na dostosowanie do Rock in Rio Toru Poznań, gdzie festiwal miałby się odbywać. 30 mln zł z naszych podatków na prywatny tor samochodowy! Bo Tor Poznań nie jest własnością miasta, lecz Automobilklubu Wielkopolskiego. Kolejne 10 mln zł mieli dostać organizatorzy Rock in Rio w ramach gwarancji, że bilety na ich imprezę się sprzedadzą. Imprezę - dodajmy od razu - nie tyle kulturalną, co rodzinną. Bo dziennikarze z Madrytu, gdzie gościło Rock in Rio, nie kryli w rozmowie z "Gazetą", że nie tyle o koncerty, ile o znane nam z amerykańskich filmów parki rozrywki w całej tej imprezie chodzi. Przy okazji dyskusji z radnymi Sławomir Hinc przyznał, że o Rock in Rio i możliwości zorganizowania festiwalu dowiedział się z "Newsweeka". Trochę marnie jak na prezydenta, który ma do dyspozycji sztab urzędników. Pomysł na szczęście też skończył marnie: festiwalu w Poznaniu - chwała Bogu! - nie będzie.

... poprzez padające kina i księgarnie...

Ale na klapie Rock in Rio Hinc swoich występów nie kończy. W ciągu niecałego roku, gdy zajmuje się kulturą, księgarnie w centrum Poznania padają jak muchy. Jedna, druga, trzecia... Bo nie stać ich na gigantyczne czynsze w wynajmowanych od miasta obiektach. Co robi prezydent Hinc? Nic. Bo czynsze to Zarząd Komunalnych Zasobów Lokalowych. A ten podlega wiceprezydentowi Mirosławowi Kruszyńskiemu. Niech więc księgarnie padają. I nic to, że specjaliści od rewitalizacji miast mówią, że to kawiarnie i księgarnie właśnie przyciągają mieszkańców do centrów miast.

Ci sami specjaliści od lat ostrzegają Poznań, że rewitalizacja to nie tylko odnowienie jednej czy drugiej kamienicy. Że chodzi o ściąganie do zaniedbanych kwartałów ludzi i inicjatyw, dzięki którym podniosłaby się jakość życia. A co się dzieje w ciągu niecałego roku rządów prezydenta Hinca? Padają dwa z pięciu kin studyjnych w Poznaniu: Malta na Śródce i Amarant na Jeżycach. Co zrobił Hinc, żeby pomóc tym kinom się odrodzić? Także nic. Słyszymy bez przerwy okrągłe słowa i obietnice bez pokrycia w stylu "jest pewien pomysł, ale nic więcej nie mogę powiedzieć".

... do festiwalu filmowego i minaretu zarzuconego

Wreszcie Camerimage. Festiwal operatorów filmowych, który chce się wynieść z Łodzi. Sławomir Hinc jeszcze dobrze nie sprawdził, z kim musiałby się potykać, gdyby chciał współpracować z pomysłodawcą festiwalu Markiem Żydowiczem, a już ogłosił wszem i wobec, że ściągamy Camerimage do Poznania. Nie udało się, tegoroczna edycja imprezy odbędzie się w Bydgoszczy. Ale jest już nowy pomysł w Poznaniu! Festiwal filmowy, który połączy film z muzyką, hollywoodzki blichtr z ambitnym kinem. Już w 2011 r. do stolicy Wielkopolski mają zawitać gwiazdy wprost z czerwonego dywanu w Los Angeles. A wszystko to firmuje nasz zdobywca Oscara, słynny kompozytor Jan A.P. Kaczmarek, przy okazji ambasador Poznania w staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 (o czym jeszcze wspomnę).

Co będzie z tym festiwalem - czas pokaże.

Tymczasem prezydent Hinc obchodzi też szerokim łukiem realizację w Poznaniu projektu Joanny Rajkowskiej "Minaret" (miał nim być jeden z kominów Starej Papierni przy Garbarach na linii, z której widać i katedrę, i synagogę). Bo były protesty. Bo pomysł budził kontrowersje. Bo lepiej, zanim postawi się coś podobnego do minaretu w centrum Poznania, uczyć o islamie w liceach - przekonywał prezydent Hinc. Akcja z minaretem niestety świadczy nie tylko o tym, jak zamknięty na współczesną kulturę jest odpowiedzialny za kulturę prezydent, ale i jak mało zna szkolną codzienność. Licealiści bowiem uczą się tak naprawdę tylko tego, co przyda się w drodze na studia. Do pozostałych przedmiotów mają stosunek - delikatnie mówiąc - luźny. A poza tym, oni dziś tolerancji uczą się podczas zagranicznych wyjazdów, na Facebooku czy Skypie, gdzie w każdej chwili można spotkać muzułmanina, chrześcijanina, żyda, wyznawcę hinduizmu czy czegokolwiek, co nam jeszcze przyjdzie na myśl. Internet jest przestrzenią, w której młodzi ludzie uczą się tolerancji. Szkoła, przy swoich przeładowanych programach, raczej ich jej nie nauczy.

W teatrze absurdu

Chciałabym już kończyć tę wyliczankę, ale oto nadeszło upalne lato. A wraz z nim wisienka na torcie: prezydent Hinc wzywa na dywanik Ewę Wójciak, dyrektorkę legendarnego Teatru Ósmego Dnia. Piszę "legendarnego" nie bez przyczyny. Bo są "Ósemki" dla Poznania ikoną, jak np. "Ceglorz" czy "Kolejorz" w innych dziedzinach życia. Kto tego nie rozumie, nie powinien zajmować się rządzeniem w Poznaniu. A argument o apolityczności instytucji kultury prezydent Hinc może między bajki włożyć. Bo stosunkowo niedawno nie widział nic złego w tym, by Bronisław Komorowski - wtedy jeszcze kandydat na prezydenta Polski - odwiedził II LO w Poznaniu. Gdzie tu apolityczność szkoły?!

Wszystko to zakrawa na scenariusz całkiem niezłego spektaklu w teatrze absurdu. I może byłoby śmieszne, gdyby nie było straszne. Bo to się dzieje naprawdę.

Dzieje się w średniej wielkości mieście, które wymarzyło sobie zostać Europejską Stolicą Kultury w 2016 r. Nie wiem tylko, czy ten scenariusz to komedia omyłek, czy jednak świadome działanie. Ale pamiętam, że podczas rozmowy z "Gazetą" o tym, jak bardzo spóźnieni jesteśmy w porównaniu z innymi polskimi miastami w staraniach o tytuł ESK 2016, szef komisji kultury i nauki w poznańskiej radzie miasta Antoni Szczuciński, przekonywał, że podczas wyboru stolicy Komisja Europejska bierze pod uwagę "działania, które stworzą pewną europejską kulturową wartość dodaną". Co to takiego? - dociekaliśmy. A Szczuciński na to: "Generalnie chodzi o to, by w wyniku starań o tytuł ESK 2016 w mieście zachodziły zmiany społeczne o charakterze kulturowym. Wcale nie jest najważniejsze, by z okazji ESK 2016 coś nowego w mieście wybudować czy zapraszać do Poznania gwiazdy, ale istotne jest to, na ile zwiększy się udział społeczeństwa w przedsięwzięciach kulturalnych i aktywność mieszkańców danego miasta - nie tylko w postaci biernego udziału w kulturze. Chodzi o przemyślane działania, które uaktywnią środowiska do tej pory martwe".

Mówisz, masz - chciałoby się rzucić kolokwializmem. Nie wiem wprawdzie, czy działania prezydenta Hinca są przemyślane. Ale jeśli chodzi o aktywność mieszkańców, to dzięki swoim potknięciom udało mu się osiągnąć na tej akurat niwie same sukcesy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji