Artykuły

Podsumowanie XIV Festiwalu Szekspirowskiego

Po XIV Międzynarodowym Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

Ciekawy "Hamlet" Litwina Oskarasa Koršunovasa - zgodnie z zapowiedziami organizatorów - okazał się najlepszym spektaklem XIV Festiwalu Szekspirowskiego. Szkoda jednak, że za tło miał w przeważającej większości produkcje nieciekawe i nieoryginalne.

W tym roku na trójmiejskim festiwalu obejrzeć można było 20 przedstawień z Litwy, Japonii, Wielkiej Brytanii, Armenii, Rosji, Węgier, Niemiec, Rumunii, Zimbabwe i Polski. O ile pod względem ilości prezentacji była to edycja rekordowa, nie można tego samego powiedzieć o poziomie spektakli. Adaptacji Szeskpira nie ogląda się przecież dla samej historii - praktycznie wszystkie są doskonale znane - ale dla formy scenicznej, ewentualnych pomysłów reżyserskich czy ingerencji w tekst. Niestety - na tegorocznym festiwala dominował teatr "wakacyjny" - lekki i zabawny, skupiający się na samej anegdocie, co prawda zwykle z solidną grą aktorską i poprawną inscenizacją, jednak zbudowany na samych wyświechtanych i sprawdzonych chwytach, całkowicie pozbawiony głębi dramatów, autorskich interpretacji tekstów Anglika czy prób opowiadania za pomocą elżbietańskich dzieł o współczesności.

Rozrywka z Szekspirem

Zawiodła m. in. o Irina Brook - córka Petera Brooka oraz aktorki Natashy Parry - która przywiozła "Burzę!" oraz "Czekając na sen", czyli adaptację "Snu nocy letniej". Obie jej realizacje przygotowane zostały ze sporym zacięciem komediowym, ze sprawną grą aktorską, jednak zbudowano je w całości z wyświechtanych zabiegów reżyserskich, z najprostszymi, zużytymi metaforami. Obie produkcje opierają się na jednym gagu. W "Burzy!" jest to zmiana zawodu Prospera - nie jest on już byłym władcą Mediolanu, ale byłym... właścicielem pizzerii. W "Czekając na sen" (pod tym tytułem ukrywa się... stosunkowo wierna adaptacja "Snu nocy letniej") chwyt jest już subtelniejszy. Na początku przedstawienia na scenie pojawiają się aktorzy w codziennych ubraniach. Tłumaczą, że mieli tu pokazać "Sen nocy letniej" z ogromnymi dekoracjami, doborową obsadą i świetnymi kostiumami. Jednak aktorzy i sprzęt utknęły na lotnisku w Atenach, a oni są tylko obsługą techniczną. Mimo to - spróbują zagrać.

Bolesny popis teatru sprzed paru ładnych dekad dał ormiański Musical Comedy Theatre. Ich "Wieczór Trzech Króli" to sceniczna odmiana kina bollywodzkiego - widowisko w strojach udających te z epoki, patykami pomalowanymi na złoto udającymi krzaki czy puszczane z playbacku wtrącanymi piosenkami w typowo rokendrolowym rytmie.

Lepiej zapowiadała się rumuńska "Burza" Teatru im. Toma Caragiu. W spektaklu widownia ustawiona została w półokręgu na scenie, podczas gdy między fotelami widowni postawiono fortepian. Jednak taka scenografia zupełnie nie została wykorzystana i ograna, wieloznaczny i efektowny tekst angielskiego dramaturga zmienił się w naiwną i prostą komedię romantyczną z elementami musicalu. Wyśmienite przygotowanie fizyczne zaprezentowali rosyjscy aktorzy z moskiewskiego Teatr Romana Wiktiuka. Ich "Romeo i Julia" to ciągłe podciąganie się na linach, skakanie po rozwieszonej parę metrów nad ziemią płachty materiału czy przerzucanie gimnastycznych materacy. I właściwie nic więcej.

Tylko i wyłącznie popisem kunsztu aktorskiego - umiejętności z pewnością wybitnych, choć też trochę trących już myszką - był monodram "Wyobraźcie sobie... William Szekspir" krakowskiego Teatru im. Słowackiego. Wybrane fragmenty z utworów Anglika bardzo sprawnie recytował - "trzymając się prawą ręką za lewe ucho" - Andrzej Seweryn, jednak nie układały się one w żadną całość z przynajmniej pozorami spójności i przemyślanej kompozycji. "Zatupany" i "zakrzyczany" był "Sen nocy letniej" litewskiego Teatru Oskarasa Koršunovasa. Energiczna i precyzyjna choreografia - w której właściwie jedyną scenografią i rekwizytami były ogromne deski - przypominała bardzie taneczne popisy grup pokroju Stomp, niż porządny teatr dramatyczny.

Ogromnym zawodem był także multimedialny "Makbet Remix", wyprodukowany przez Gdański teatr Szekspirowski, a przygotowany prze grupę trójmiejskich artystów pod wodzą Roberta Florczaka. Skandalem było już zaangażowanie do spektaklu śmietanki trójmiejskiego teatru tańca i... zabronienie im tańczenia. Całość przytłoczona została przez dialogi puszczane z offu i multimedialne wizualizacje - co prawda bardzo efektowne, ale bardzo rzadko tworzące jedną całość z żywym planem.

Szukając Hamleta

Na tym tle szczególnie ciekawie wypadły dwa "Hamlety". Pierwszy, przygotowany przez Litwina Oskarasa Koršunovasa to wielowarstwowa, oniryczna opowieść [na zdjęciu]. Spektakl rozpoczyna scena, w której aktorzy siadają przed garderobianymi stolikami z lustrami i zaczynają powtarzać pytanie "Kim jestem?". Pytanie to przewija się przez całe przedstawienie; odnosi się zarówno do myśli i działań bohaterów, jak i relacji aktor-postać. Litewski spektakl zagrany był w ciekawym rytmie, z wyśmienitą reżyserią świateł i paroma bardzo ciekawymi rozwiązaniami scenicznymi. Koršunovas poprzestawiał kolejność wielu ze zdarzeń z dramatu Szekspira - po początkowym wrażeniu chaosu, tekst zaczyna się układać w spójną całość.

Drugi "Hamlet" - dzieło Teatru Noh Ryutopia - to ascetyczna w formie produkcja, nawiązująca do tradycji teatru japońskiego oraz buddyjskiej filozofii, mówiącej, że świat widzialny jest jedynie snem. Było to najbardziej ascetyczne przedstawienie festiwalu - ubrani na czarno aktorzy występowali na pustej, spowitej w półmroku scenie; obywali się bez scenografii oraz praktycznie bez rekwizytów. Całość zagrana została oszczędnie, z nieśpiesznym ruchem scenicznym, subtelną reżyserią świateł i oprawą muzyczną. Aktor wcielający się w postać Hamleta, z głową ogoloną niczym mnisi buddyjscy, przez cały spektakl siedział z przodu sceny w pozycji kwiatu lotosu. To w przestrzeni wokół niego toczyły się wszystkie wydarzenia i działali pozostali bohaterowie.

Jednym z najciekawszych spektakli tegorocznego festiwalu okazał się także "Perykles" brytyjskiej grupy Parrabbola. Realizując ideę teatru społecznego, do współtworzenia spektaklu zaprosił aż 50 aktorów - m. in. wyłonionych w castingu ze społeczności Gdańska, a w szczególności okolic Dolnego Miasta. Choć uszy słuchaczy mocno raził świeżo przyswojony przez część amatorów język angielski, większość z nich znakomicie poradziła sobie z odgrywanymi rolami. "Perykles" utrzymany był w konwencji teatru stacyjnego - widzowie wraz z księciem-tułaczem, poczynając od Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, przemierzyli dziesięć stacji/scen, mieszczących się m.in. w ogrodzie dawnego szpitala (Tars, pałac Govenoru), w remizie (wesele w pałacu króla Symonidesa), na moście nad kanałem czy w Starej Zajezdni Tramwajowej.

Wśród spektakli "rozrywkowych" najciekawiej - o dziwo - wypadł monodram (!) na podstawie "Henryka VIII" niemieckiego Bea von Malchus Solotheater. Widowisko wyróżniało się inteligentnym poczuciem humoru, żywą narracją, ironicznym dystansem oraz ogromną sprawnością i urokiem aktorki wcielającej się w aż kilkanaście postaci.

Festiwal bez Yoricka

Od tego roku według nowych zasad wręczane są Złote Yoricki - nagrody organizatorów festiwalu dla najlepszej polskiej inscenizacji Szekspira w kończącym się sezonie. Dotąd zwycięzcę ogłaszano kilkadziesiąt dni przed Festiwalem Szekspirowskim i spektakl (czasem również przedstawienia wyróżnione) zapraszano na imprezę. Teraz przed Festiwalem ogłaszane będą tytuły spektakli nominowanych do Yoricka - wszystkie z nich zobaczymy w Trójmieście, a zwycięzcę poznamy gali zamykającej szekspirowski przegląd. O nagrodę w tym roku walczyły cztery produkcje: "Sen nocy letniej" w reż. Moniki Pęcikiewicz z Teatru Polskiego we Wrocławiu, "Król Lear" Litwina Cezarijusa Graužinisa z wrocławskiego Teatru Współczesnego, "Co chcecie, albo Wieczór Trzech Króli" w reż. Michała Borczucha z Teatru im. Kochanowskiego w Opolu oraz "Ja, Hamlet" Marka Kality z Teatru im. Bogusławskiego w Kaliszu. Ostatecznie jury głównej nagrody nie przyznało; wyróżnienie w konkursie zdobył spektakl z Opola.

I faktycznie to przedstawienie oraz "Sen nocy letniej" Pęcikiewicz - choć arcydziełami nie były - to o klasę przewyższały dwie pozostałe konkursowe realizacje. Borczuch w swoim "Wieczorze Trzech Króli" zaproponował efektowną, choć nie do końca spójną wizję. Widownia zbudowana została na scenie, a akcja toczyła się na proscenium oraz... na całej widowni. Tekst Szekspira został przepisany i uwspółcześniony, wzbogacony o wyśmienite gry słowne; reżyser skupił się na tematyce genderowej i homoseksualnej, pokazując budowanie prze bohaterów swojej tożsamości seksualnej.

Pęcikiewicz tak naprawdę skorzystała z tekstu Szekspira, by opowiedzieć swoją własną historię. Reżyser po raz kolejny tematyzuje cielesność swoich bohaterów i aktorów. Przestawienie opowiada o tym, jak postrzegamy swoją seksualność, jak sprzedajemy ją na zewnątrz, w jakim stopniu kierujemy się popędem. Pęcikiewicz umiejętnie burzy iluzję świata przedstawionego oraz - co jest rzadkością w polskim teatrze - efektownie, sensownie i konsekwentnie używa nowych mediów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji