Artykuły

Żarty się skończyły

"Skończyły się żarty, a zaczęły schody" - mówi na wstępie były satyryk. I każdym niemal zdaniem dowodzi, jak bardzo te schody w głąb prowadzą, niestety. Oto na uwagę, że występował już w latach 70., były satyryk odpowiada: "Ale gdzie? Pod schodami. Nie byłem pieszczochem reżimu". A mnie z pamięci wyłania się Janusz Rewiński ze swoim kabaretem Fiut na estradzie hali Wisły, klubu gwardyjskiego, było nie było, niezmiennie wciąż największej sali Krakowa. Wiem, dawno to było; satyryk nie poeta, pamiętać nie musi - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Pisałem tydzień temu, że nie ma to jak wyjechać, nie widzieć, nie słyszeć. Oderwać się od dnia naszego powszedniego, oderwać od mentalności niskopiennych. Choć na chwilę, po której rzeczywistość i tak dopadnie, osaczy. Czy może być pocieszeniem, że nie mnie tylko...?

Coraz rzadziej sięgam po gazety, coraz trwożniej spoglądam na ekran telewizora (a jak już chcę, to publiczny Program 1 serwuje mi film "Edith i Marcel" Claude`a Leloucha o 1 w nocy, a film nie dość, że niespecjalnie udany, to jeszcze trwa 165 minut!), strony z polityką omijam, bo już od czytania i głowa boli i w krzyżu łupie. Co innego wywiad z Januszem Rewińskim. Tytuł "Jaka rzeczywistość, taki kabaret" zbagatelizowałem, podtytuł, jaki nadała redakcja "Polityki" - "Rozmowa z rolnikiem z kolonii Mrozik, byłym posłem, byłym aktorem i byłym satyrykiem" takoż mnie nie odstraszył; w końcu satyryk, nawet były, to wciąż ktoś, kogo - zakładałem - nie opuściło poczucie humoru, o rozumie nie mówiąc.

A tu zaskoczenie! "Skończyły się żarty, a zaczęły schody" - mówi na wstępie były satyryk. I każdym niemal zdaniem dowodzi, jak bardzo te schody w głąb prowadzą, niestety. Oto na uwagę, że występował już w latach 70., były satyryk odpowiada: "Ale gdzie? Pod schodami. Nie byłem pieszczochem reżimu". A mnie z pamięci wyłania się Janusz Rewiński ze swoim kabaretem Fiut na estradzie hali Wisły, klubu gwardyjskiego, było nie było, niezmiennie wciąż największej sali Krakowa. Wiem, dawno to było; satyryk nie poeta, pamiętać nie musi. Może zatem bajać Cezaremu Łazarewiczowi; zwłaszcza, że ten nie reaguje, iż "Kabaret w latach 70. był reglamentowany. Było pięć kabaretów i żaden z nich nie mógł wystąpić w sali większej niż na 200 osób. To było ściśle przestrzegane".

A mnie się znów ta sama hala Wisły przypomina i ponad dziesięciokrotnie liczniejsza widownia, a na niej kabarety od Pietrzakowej Egidy, po Salon Niezależnych, od Teya po Elitę, od Ssaka po... Przerywam, jak pięć, to pięć - co się będę pamięcią chwalił. Zresztą co tam hala Wisły, a opolski amfiteatr, w którym Tey, wszak z Rewińskim, zdobył główną nagrodę - Złotą Szpilkę? Mały był, na dwieście osób? Wiem, z estrady nie zawsze widać widownię, a Janusz Rewiński wtedy w ogóle mało dostrzegał. "Ja bardzo późno dowiedziałem się, w jakim strasznym reżimie ja sobie żartowałem i jak bardzo nie zdawałem sobie sprawy, w jakim my świecie żyliśmy. Padał trup, my żartowaliśmy, a ludzie tańczyli. Było jak za okupacji. Dopiero dziś człowiek się zastanawia, po jakiej wąskiej kresce szedł i dlaczego oni nas wtedy nie zabili. Widocznie byliśmy im potrzebni" - reflektuje się po latach. I tłumaczy. "Jak się jest młodym, to chce się szaleć, jeździć na Mazury i podrywać dziewczyny. Ja chodziłem po Szewskiej w Krakowie w tym samym czasie, gdy zabito tam Pyjasa, a ja nic o tym nie wiedziałem. Miałem tam narzeczoną i chodziłem do niej, codziennie szedłem Szewską, bo ona wynajmowała mieszkanie przy Plantach. Raz mnie tylko zatrzymał dryblas z ZOMO i powiedział: spier... stąd, więc poszedłem". Niestety, znów Łazarkiewicz okazuje się gapą i nie dowiadujemy się, czy Rewiński zmienił po tym incydencie trasę czy dziewczynę; już pomijam to, że w tym czasie był w Teyu, wszak poznańskim.

"Żarty się skończyły i trzeba się opowiedzieć. Albo na lewo, albo na prawo" - mówi w tym wywiadzie były satyryk, który się opowiedział. Cóż, każdemu wolno kochać, czy, mówiąc inaczej, nieważna płeć, ważne uczucie. A ja przypominam sobie moją rozmowę sprzed 18 lat z satyrykiem Rewińskim i zarazem posłem Polskiej Partii Przyjaciół Piwa i to zdanie: "Jeżeli ktoś powie mi, że kiedykolwiek będę traktował politykę poważnie, to się na niego obrażę".

Nie chciałbym, by się były wesołek na kogokolwiek obrażał. I tak jest wystarczająco sfrustrowany ("Mnie się nie zatrudnia. TVP ze mnie zrezygnowała, ja zrezygnowałem z TVN, kinematografia nie istnieje".). To wiele wyjaśnia. Czy wszystko? Szkoda gadać. I tak Mrozikiem wieje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji