Musical w 3 aktach; libretto: Stanisław Dejczer i Jacek Kasprowy.
Prapremiera: Gdynia 9 V 1969.
Osoby: Jan z Kolna, kaper królewski; Wiryda, czarownica; van den Klops, kupiec; Otylia, jego córka; król Kazimierz Jagiellończyk; Dobiesław, błazen królewski; Kac, rajca miejski; Pachoł, służący van Klopsa, Oberżysta, Kat, Pudzio, pomocnik kata; Sędzia sądu kapturowego; Syrena; Bandyta; Małpa; kaprowie, mieszczki i mieszczanie, rybaczki i rybacy, straż miejska, syreny, Aztecy, Indianie, kowboje, tancerze na Broadwayu. Akcja rozgrywa się w XV w. w Gdańsku.
Akt I. Późnym wieczorem Jan z Kolna, kaper królewski, zaczepia bogatego kupca gdańskiego van Klopsa i ciągnie go do pobliskiej karczmy "Pod Stryczkiem", aby tam trzymać tak długo, póki pachołek kupca nie doniesie z jego domu okupu: stu grzywien. Kupcy gdańscy niejednokrotnie wspomagają zakon krzyżacki swymi towarami, przeciw królowi potajemnie spiskują, a król - swoim kaprom żołdu nie ma z czego płacić, więc sami muszą starać się o swoje.
W karczmie kaprowie figlują z Klopsem, przywiązują go na stryszku do belki; z Janem natomiast wdaje się w rozmowę Wiryda - piękna dziewczyna, którą nazywają w Gdańsku czarownicą, wiele bowiem wie i umie, a niczego się nie boi. Jan skarży się jej na kaperską służbę: porty krzyżackie blokuje, statki kupieckie ochrania, o prawdziwym pożeglowaniu nawet marzyć nie można. Chociaż... marzyć? Wiryda słyszała, że jest jakiś astronom, co uważa, że ziemia wcale nie jest płaska, lecz okrągła jak kula. Może to herezja, ale może i prawda, czyli - żeglując na zachód, można by i do Indii dopłynąć. Czy Jan nie chciałby tego sam sprawdzić?
Pewnie, że chciałby. Ostatecznie, gdzieś musi być kres świata, więc dopłynąć tam - chyba można? Zapadły mu w serce słowa Wirydy - choć taka wyprawa to rzecz do realizacji trudna, zwłaszcza bez funduszów. Rozmowę przerywa wejście Dobiesława, królewskiego błazna. Okazuje się, że król przybył do Gdańska i jutro będzie tu sprawował sądy. W tej sytuacji Janowi niezręcznie jest więzić w karczmie kupca, tym bardziej że Dobiesław już go usłyszał i dojrzał. Sprowadza Klopsa na dół, jednak pod groźbą sztyletu zabrania mu skarżyć się przed trefnisiem; przedstawia go jako swego... kuzyna, z którym tak się nieco dziwnie, po sporym pijaństwie, zabawiają.
Dobiesław przyjmuje to z dobrą wiarą, zresztą nie interesuje go kupiec, raczej uroda Wirydy. Przychodzi córka Klopsa, Otylia, przynosząc okup, niemniej Jan nadal gra rolę kuzyna, a Klops nadal boi się głośno okrzyknąć go swoim prześladowcą. Kaper oczarowany jest wdziękiem Otylii, a i jej spodobał się rzekomy kuzyn. Bierze ją w ramiona, zapomina o okupie, przeciwnie - każe jeszcze donieść gąsior wina ("Ja stawiam!").
Wiryda, zazdrosna o Jana, prosi go, aby zajął się nie dziewczyną, lecz pieniędzmi; kaprowie czekają na żołd! Jan tak się pogrążył we flircie, że nie docierają do niego żadne rozsądne słowa, Wiryda wzywa więc kaprów, a ci dość ostro dopominają się przyrzeczonych przez Jana pieniędzy. Dochodzi do bójki, dopiero Otylia godzi ich sakiewką z przyniesionym okupem - dla niej też pieniądze w tej chwili nie grają żadnej roli.
Zaprasza Jana do domu, Klops początkowo oponuje, ale potem dochodzi do wniosku, że będzie to najlepsza sposobność do unieszkodliwienia przywódcy kaprów; Jan nie tylko jemu, także krzyżakom dał się nieźle we znaki. Popiera więc zaproszenie córki, a Jan je przyjmuje. Wiryda, chcąc mu się zrewanżować, umawia się z Dobiesławem; trefniś ma jej jutro załatwić posłuchanie w ratuszu, u króla.
Van Klops przygotował w alkierzu córki pułapkę. Opowiada o niej radnemu Kacowi, sprzyjającemu, podobnie jak i on, krzyżakom. Otóż wmówił naiwnemu i głupiutkiemu dziewczęciu, że Jan szybciej przystąpi do oświadczyn, jeśli go włóczką przy kołowrotku omota i przedślubne igraszki tym samym utrudni. On zaś czeka tylko ze strażą na moment, gdy Jan będzie miał ruchy skrępowane włóczką. Jego plan zdaje egzamin; Otylia i Jan, niczego nie podejrzewając, motają włóczkę w alkowie, a kiedy ręce Jana z Kolna omotane są wcale dokładnie - Klops wpada z żołdakami i sznurami, by związać go silniej. Jan jest schwytany.
Akt II. W sali audiencyjnej gdańskiego ratusza Kazimierz Jagiellończyk odprawił właśnie krzyżackich posłów; kończy już posłuchania. Dobiesław przypomina, iż król obiecał mu przyjąć dziś jeszcze jedną mieszczkę: Wirydę. I Wiryda zjawia się, a król, też przecież nie z kamienia, wita ją pocałunkiem - o wiele za długim, jak na oficjalną audiencję.
Wiryda prosi króla o zezwolenie na podróż Jana z Kolna daleko na zachód, być może... do Indii. Król słyszał, owszem, o poglądzie, iż ziemia jest kulista, lecz - jeśli nawet, to co może mu przynieść dalsze jej poznanie? Wyprawa kapra będzie kosztowna, statek trzeba obficie we wszystko wyposażyć, warto więc zastanowić się - po co? Czy rzeczywiście mogą gdzieś istnieć nowe lądy, a jeśli tak - to co się na nich kryje? Czy istnieją bliższe, wygodniejsze drogi do miejsc już poznanych?
Wirydę nie na darmo nazywają czarownicą. Ma czarodziejską kulę: może wyczarować wizję wyprawy Jana z Kolna i przewidzieć przyszłość nowego lądu. Musi tylko król zmobilizować wolę, musi chcieć to wszystko zobaczyć. Król chce, i przed jego oczami roztacza Wiryda najpierw wizję uwodzicielskich syren, jakie kusić będą Jana i jego załogę w czasie morskiej wyprawy. Potem - wizję świata Azteków, który istnieje gdzieś daleko, na jakimś lądzie, do którego nikt jeszcze nie dotarł. Potem pokazuje królowi plemiona murzyńskie pracujące dla garstki białych panów, potem - kowbojów, listy gończe, rewolwerowe pojedynki, wreszcie - wizję... Broadwayu. Będzie gdzieś kiedyś takie miejsce, barwne, iskrzące się światłami, falujące tłumem przechodniów, rozbrzmiewające muzyką i tańcem. Być może, tam odnajdzie się, po latach, Jan z Wirydą ("Szła samotnie miłość moja")...
Król zafascynowany jest wyczarowanymi przez Wirydę obrazami. Przyrzeka zastanowić się, kto wie - może naprawdę warto wyekwipować królewskiego kapra i wysłać w daleką, nieznaną drogę?
Wiryda odchodzi. Ale w pustym korytarzu ratusza chwytają ją zakapturzone postacie. Rajca Kac kieruje porwaniem jej i przeniesieniem do katowni.
Akt III. W sali tortur w miejskiej katowni przetrzymywany jest Jan, przykuty łańcuchami do muru. Do kapra przychodzi pachoł van Klopsa z wiadomością od Otylii. Zakochana dziewczyna pragnie wyjść za mąż za Jana; opóźni w ten sposób przetransportowanie go do krzyżaków. Kaper jednak już nie wierzy jej słowom. Strażnicy wprowadzają Wirydę. Ona także tutaj! Wiryda zamierza wziąć całą winę na siebie, chce powiedzieć, że Jana opętały jej czary; nie wiedział, co robi - był pod jej tajemnym wpływem.
Nieważne, kto i co powie, wszystko jest przecież z góry ukartowane. Wchodzi sąd kapturowy; sędzia w towarzystwie van Klopsa i Kaca natychmiast wydaje na nich wyrok: czarownica zginie na stosie, Jana - odeślą krzyżakom. Nie pomagają nawet błagania Otylii, która przybiega do lochu i grozi, że jeśli nie dadzą jej Jana za męża - przebije się sztyletem...
Za późno. Przychodzą po Jana z Kolna zakapturzeni krzyżacy. Van Klops jest trochę zdziwiony - oni sami mieli przetransportować więźnia do zakonu, no, ale jeżeli po niego przyjechali... wydają im Jana, tylko Wirydę zamykają w piwnicy. Rzekomi krzyżacy okazują się przebranymi kaprami, towarzyszami Jana; radzą sobie szybko ze strażą katowni i umykają zdziwionym oprawcom, a także Otylii; ostatecznie panna van Klops godzi się wyjść za kochającego się w niej od dawna... pachoła. "Lepiej być z głupim niż bez mądrego."
Klops i Kac nie zrezygnowali jeszcze z pochwycenia Jana. Wiozą nazajutrz Wirydę, aby ją spalić na stosie - są pewni, że Jan będzie się starał uwolnić dziewczynę i w pogotowiu trzymają liczną straż, czekając tylko na jego ujawnienie się. Ich przypuszczenia są oczywiście słuszne, Jan chce odbić Wirydę i zabrać na okręt, który stoi już gotów do podniesienia kotwicy: król zgodził się patronować jego podróży, wyposażył okręt, Jan musi skorzystać z tej szansy!
W tłumie gawiedzi oczekującej przybycia katowskiego wózka mnóstwo swoich ludzi w najrozmaitszych przebraniach. Opanowują sytuację, zanim jeszcze straż zorientowała się w porwaniu skazanej. A gdy straż chce interweniować - zjawia się orszak królewski. Król jest po stronie Wirydy i Jana, życzy im pomyślnych wiatrów w podróży na zachód... do Indii:
Siadajcie na okręt "Czarnym Łabędziem" zwany i... na morze!". A że dziewczyna na pokładzie? Czy to szczęście, czy nieszczęście? Nie wiadomo dokładnie, wiadomo tylko, że "wieje, wieje wiatr pod chustę, słony morski wiatr!".
Kaprami nazywano w XV w. żeglarzy, którzy uprawiali rzemiosło na pół żołnierskie, na pół pirackie. Działali legalnie, pod flagą monarchy lub miasta, bronili statków własnej bandery, tolerowali (niekiedy tylko teoretycznie) neutralne, natomiast bezlitośnie łupili wrogie okręty - oddając drobny procent łupów swemu patronowi. Czy Jan z Kolna był istotnie królewskim kaprem? Nie wiadomo; musical o nim niewiele ma wspólnego z historycznymi faktami. Prawdą jest, oczywiście-, że w 1476 Jan z Kolna, żeglując wzdłuż Norwegii, Finlandii i Grenlandii dotarł do Labradoru, lecz nawet co do jego polskiego pochodzenia są dziś pewne wątpliwości, a tym bardziej co do bliższych szczegółów jego życia - wszystkie są tworem wyobraźni librecistów.
"Kaper królewski", chociaż jego akcja rozgrywa się zasadniczo w XV-wiecznym Gdańsku, pomyślany jest tak, aby nie wiązał muzyki, choreografii czy kostiumu wyłącznie z tamtą epoką. Wizje Wirydy w II akcie są pretekstem do zademonstrowania modnych rytmów i modnych współczesnych tańców; stopuje to wprawdzie bieg akcji, lecz dodaje widowisku sporo barwy, sporo życia. Najpopularniejsze fragmenty partytury to pieśń Jana "Ja stawiam!" i duet Jana i Wirydy, walc "Szła samotnie miłość moja". Libretto, po prapremierze w Gdyni, uległo przed następnymi inscenizacjami (Łódź, Lublin, Gliwice) pewnym retuszom, nie zmieniającym jednak zasadniczych linii spektaklu.
Źródło: Przewodnik Operetkowy Lucjan Kydryński, PWM 1994
Ukryj streszczenie