Artykuły

Przeczekać czas posuchy

Praca związana z pełnioną przeze mnie funkcją prezesa Rady Fundacji Starego Teatru nigdy nie zastąpi mi ról w teatrze - z Szymonem Kuśmidrem, aktorem Starego Teatru rozmawia Jolanta Ciosek.

- Od 13 lat jest Pan aktorem Starego Teatru. Przed czterema laty został Pan ulu-bieńcem publiczności, która przyznała Panu Złotą Maskę za rolę w spektaklu "Dwoje na huśtawce"...

- Nie jestem wybrańcem losu, jeśli chodzi o nagrody - tym bardziej Złota Maska bardzo mnie ucieszyła. Po pierwsze - bo otrzymałem ją od publiczności. Po drugie - bo za rolę w spektaklu, który bardzo ceniłem, był mi artystycznie i emocjonalnie bliski, również ze względu na świetną współpracę z Anią Radwan. Oprócz Maski mam jeszcze jedno niezwykle miłe wyróżnienie, które otrzymałem przed laty na I Festiwalu Twórczości Telewizyjnej. Była to nominacja do nagrody za rolę Sergiusza w "Platonowie" w reżyserii Andrzeja Domalika. Właściwie wiedziałem, że nagrody nie dostanę, ale sam fakt nominacji był dla mnie bardzo ważnym wyróżnieniem.

- Zwykle twórcy bardziej cenią nagrody publiczności od środowiskowych wyróżnień. Jak Pan sądzi, dlaczego?

- Widz, przychodząc do teatru bezinteresownie - z własnej woli ogląda przedstawienia, wzrusza się, smuci, cieszy, czasem złości lub irytuje. Efektem takich przeżyć jest jego wybór będący wynikiem szczerej akceptacji naszej pracy. Natomiast nagrody środowiskowe, mam takie wrażenie, często są wynikiem zasłyszanych opinii, a nie własnych ocen. Członkowie kapituły, a stwierdzam to z przykrością, zwykle niewiele przedstawień oglądają, stąd też ich wybory czasami pozostawiają wiele do życzenia. By choćby wspomnieć "Hamleta" z Teatru STU, wielkiego przegranego sprzed lat, który nie znalazł uznania w oczach kapituły. Przecież przedstawienie to cieszyło się wielkim uznaniem u publiczności i krytyków.

- A Pan często ogląda przedstawienia poza macierzystą sceną?

- Bardzo często. Staram się oglądać, co się da, zarówno w Krakowie, jak i poza nim. Chodzę nawet na te spektakle, o których słyszałem złe opinie czy też czytałem chlaszczące recenzje. Jestem po prostu ciekaw własnych wrażeń i muszę przyznać, że nieczęsto są one zgodne z krytycznymi recenzjami.

- Sądzi Pan, że wspomniane nagrody, które w najbliższy poniedziałek po raz kolejny zostaną przyznane podczas Krakowskiego Rautu Aktorów, potrzebne są twórcom?

- To jest potrzebne i cenne zdarzenie, bo potwierdza sens naszej pracy. Choć muszę przyznać, że dla aktora z faktu otrzymania nagrody najczęściej niewiele wynika. Poza chwilą radości w żaden sposób nie przekłada się to na kolejne, ciekawe propozycje artystyczne. Nie tylko ja jestem tego przykładem. Po wielu latach tłustych, kiedy grałem sporo ważnych ról w przedstawieniach Jarockiego, Grzegorzewskiego, Kutza, Bradeckiego, właśnie po otrzymaniu Złotej Maski nastąpiły lata chude. Powiedziałbym nawet, że lekkiej scenicznej separacji. Absolutnie nie chcę narzekać, wiem przecież, że w zespole jest wielu aktorów, że nasz los zależy od decyzji i wyborów innych. Obecnie jestem w obsadzie dwóch granych przedstawień - "Szewcy" i "Tango Gombrowicz". Po cichu liczyłem na wejście w próby "Wyzwolenia", uznając, że jest tam dla mnie rola. Stało się jednak inaczej. Staram się podchodzić do tego z uśmiechem, niemniej, gdy przypomnę sobie lata, w których grałem po piętnaście spektakli w miesiącu, a teraz gram po trzy - to o ten uśmiech czasami trudno. W ciągu dziesięciu lat zagrałem 62 role teatralne, filmowe i telewizyjne. Teraz nastał czas posuchy.

- A może jest to efekt Pańskiego zaangażowania się w działalność Sceny Fundacji Starego Teatru?

- Być może. Ale nigdy praca związana z pełnioną przeze mnie funkcją prezesa Rady Fundacji nie zastąpi mi ról w teatrze. Fakt, poświęcam tej scenie mnóstwo czasu, szukam sponsorów, tekstów, reżyserów, byśmy mogli wraz z kolegami z teatru realizować na niej nasze teatralne marzenia. Kilka razy się udało: "norway.today", "Grzeszne dzieciństwo", "Babski wybór"...

- Zapewne ma Pan i marzenia niezrealizowane...

- Powiem tak - kiedy grałem dwie role w spektaklu Givanniego Pampiglione "Venezia, Venezia", to w każdym przedstawieniu zmieniałem trzy koszule - każdą można było wykręcać. Życzyłbym sobie ról, po których będę wykręcał koszule. I wiem, że tak będzie. Mam dużo siły i nieustającej miłości do teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji