Ruchomy Teatr ziemi polskiej
Lepiej późno niż nigdy. Może lepiej teraz niż kilka lat temu, bo wzięto pod uwagę i nowe konwencje estetyczne i nowe tworzywa. Ale już teraz nie należałoby zwlekać. Nie rozwiązano dotychczas w pełni ani problemu domów kultury, ani teatrów ruchomych dla małych miast i wsi. Przykre to, ale niektóre kraje kapitalistyczne wyprzedzają nas w tej dziedzinie. Zdarzają się tam projekty ośrodków kulturalnych bardzo interesująco pomyślane. Nie często jednak zdarza się spotkać projekt teatru ruchomego. Być może za tą wstrzemięźliwością kryje się jakaś racja? Jedni są zwolennikami podróżowania z namiotem, dmuchanymi materacami i własną kuchnią, a inni wolą korzystać z hoteli i restauracji miejscowych. To są i problemy finansowe i wyraz pewnych zamiłowań.
Teatr Ziemi Mazowieckiej, pozbawiony własnej sceny, postanowił w imię praw społecznych i artystycznych walczyć o specjalny teatr ruchomy, z którym mógłby wyjeżdżać do miejscowości pozbawionych odpowiednich sal, szybko ten teatr "rozbijać" i grać w dobrych warunkach a nie przypadkowych, tak bardzo szkodliwych dla wykonawców i odbiorców spektaklu.
Precedensy oczywiście istnieją. Jeden z pierwszych teatrów ruchomych zorganizował Firmin Gemier w 1911 r. we Francji. Gemier "woził prawdziwy teatr paryski, salę wspaniałą i wygodną, scenę dysponującą wszelkimi urządzeniami oświetleniowymi i mechanicznymi (...). Żeby przewieźć całą instalację sali i sceny, liczne i skomplikowane dekoracje, cały materiał elektryczny, nie licząc garderób dla aktorów i różnych pracowni, trzeba było aż 37 wozów, ciągnionych przez 8 traktorów parowych: osiem pociągów powolnych i ciężkich, które się psuły i rozrywały na drogach źle brukowanych". Oto obrazek takiego teatru ruchomego. Ale czymże te trudności wobec szlachetnego marzenia, ażeby "zapoznać z teatrem defaworyzowaną prowincję, umożliwić oglądanie spektakli Francuzom każdej pozycji społecznej". Toteż "Gemier był prawdziwym prekursorem decentralizacji teatralnej". Wszystko to brzmi bardzo aktualnie.
Warto chyba również wspomnieć tutaj o projekcie teatru ruchomego Andrzeja Pronaszki i inżyniera Stefana Bryły z lat trzydziestych. Pośrodku teatru, utworzonego za pomocą konstrukcji metalowych i naciągniętych brezentów, znajduje się obrotowa widownia. Sceny - bardzo małe, po prostu podesty dla aktorów - były ustawione po bokach i zależnie od akcji obracano w określonym kierunku całą widownię wraz z widzami (około 200 miejsc). Niewątpliwie mechanizm tej obrotówki był dosyć skomplikowany jak na warunki wiejskie, ale były to czasy kiedy ideałem był ruch, obrót, dynamika - jak w Teatrze Totalnym Piscatora i Gropiusa, jak w teatrze Meyerholda (z dwoma tarczami obrotowymi), jak wreszcie w teatrze symultanicznym Pronaszki i Syrkusa z obrotowymi pierścieniami.
Dzięki staraniom kierownictwa Teatru Ziemi Mazowieckiej w 1958 r. powstał Społeczny Komitet Budowy Teatru Ruchomego. Rozpisano konkurs dwuetapowy, do którego stanęło kilkunastu architektów i inżynierów. Z 17 prac 10 zakwalifikowano do drugiego etapu. Projekty te wystawiono następnie w Salach Redutowych Teatru Narodowego.
Nagrodzony i przeznaczony do realizacji projekt ma rzeczywiście duże zalety, jeżeli chodzi o koncepcję sceny i jej obudowę. Scenę można urządzić w dowolnym miejscu teatru - jak zwykłą sceną pudełkową z widzami z jednej strony, albo jak arenę pośrodku widzów (a raczej z czterech stron otoczoną widzami), "wreszcie można grać jakby pod ścianami teatru, a więc z kolei otoczyć widza akcją dramatyczną (w wypadku większego ruchu scenicznego) itp. Jest to duża zaleta, szczególnie dla nas dzisiaj, gdy nie jesteśmy całkowicie zdecydowani co do formy teatru, funkcji sceny, gdy trzeba zbadać w praktyce zalety i wady grania w nowym, bliskim kontakcie z widzami. Ale staje się oczywiste, że trzeba jakoś się wyrwać z pudełka iluzjonisty. Dziwna rzecz, że tak młody teatr jak nasz, z tak dużą ilością młodych reżyserów, jest tak mało rewolucyjny, a nawet po prostu mało odważny i eksperymentatorski. Czyżby do tych eksperymentów były tylko predystynowane kącik w foyer "Ataneum" i "prowincjonalny" Teatr Ziemi Mazowieckiej?
Tak jakoś przyjemnie w naszym wieku "ludowe" i "nowoczesne" splata się ze sobą. Łączy te dwa nurty artystyczne antynaturalizm, poetyckość, swoboda artystycznej interpretacji, uczciwy stosunek do materiału. Stąd zazębienia wszelakiego folkloru murzyńskiego, hawajskiego czy podhalańskiego ze sztuką współczesną. Dlatego tak silnie nawiązuje się do teatru jarmarcznego komedii dell'arte i teatru szekspirowskiego. Toteż iluzjonizm wszelakiego gatunku i w malarstwie i w teatrze jest jakby synonimem zacofania, wsteczności. Ale przecież scena pudełkowa, odziedziczona po teatrze iluzjonistycznym, już determinuje twórczość dramaturgów, aktorów, reżyserów i scenografów. Rozbijanie "mieszczańskiej" konwencji w teatrze zaczęło się już dawno, ale definitywnie może tę sprawę zakończyć tylko odrzucenie sceny pudełkowej - to znaczy nawrót do konwencji teatru ludowego i rozwinięcie w teatrze zasad sztuki nowoczesnej. Dlatego wydaje się tak cenne postawienie przez kierownictwo Teatru Ziemi Mazowieckiej sprawy swobody operowania sceną w stosunku do widowni i rozwiązanie tego problemu przez nagrodzony zespół.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze (co byłoby radosne ale i dziwne), to zespół Teatru Mazowieckiego będzie jeździł z rodzajem balonu, a właściwie z samą powłoką; jest to powłoka podwójna, która nadmuchana tworzy czaszę. Niczym tego nie trzeba podpierać, przeciwnie, trzeba przyciskać do ziemi, ażeby przy silnym wichrze cały teatr nie poleciał do nieba. Konstruktorzy mają zamiar obciążyć "balon" wodą wlaną do rury, z tejże samej materii co i cała powłoka, biegnącej po dolnym obwodzie czaszy. W środek wstawia się trybuny z krzesełkami i podesty sceny. A więc rozwiązano pomyślnie następny problem, konstrukcyjny, który pozwala na łatwy transport lekkiego teatru, szybki montaż i niewielką obsługę. Montowanie całego teatru przez 10 maszynistów trwałoby około 6 godzin, w tym nadmuchanie powłoki zajęłoby godzinę. To są rzeczywiście wielkie zalety dla teatru, który w jakiejś miejscowości gra jeden raz i wraca do swojej bazy. Być może, że przy dobrym zakwaterowaniu aktorów w przyzwoitych wozach nie byłoby potrzeby wracania na noc do bazy w Warszawie. Być może, że trzeba by było organizować pracę jak w cyrku, co ma swoje wielkie zalety, bo odcina aktorów od wszelakich "chałtur", zmusza do pracy nad techniką i rolą. Oczywiście zespół powinien być w takim wypadku odpowiednio wynagradzany.
Istnieje również możliwość ogrzewania teatru przez piece ustawione na zewnątrz i pompujące ciepłe powietrze do wnętrza teatru; podwójna powłoka izolowałaby doskonale od zimna. To bardzo ważne dla teatru grającego przede wszystkim dla chłopów, którzy pracują latem w polu, a wolnym czasem dysponują w wieczory zimowe.
Wydaje mi się, że projekt inżynierów architektów, Jerzego Brejowskiego i Ireny i Tadeusza Brygiewiczów, oraz plastyka Krzysztofa Majsnera nadaje się do realizacji, że słusznie został wybrany i nagrodzony. Ma dużo konkretnych zalet; rzeczywiście spełnia warunki postawione, będzie dobrze służył teatrowi, jego inscenizatorom i aktorom. Wydaje mi się, że słabą stroną tego projektu jest jego forma plastyczna. Wygląda to nieciekawie, przypomina hangar. Rzecz zrozumiała, że teatr ,bez podziału na scenę i widownię nie może tych fundamentalnych dla każdej architektury dwóch zasadniczych brył eksponować na zewnątrz - nie ma ich wewnątrz, nie mogą się uwydatniać na zewnątrz. Ciekawsze proporcje tej obłej bryły, a może tylko ciekawsze rozwiązanie kolorystyczne, jest konieczne (chyba tego teatru nie trzeba kamuflować?). Gdyby to była kompania Arlekina, a nie Teatr Ziemi Mazowieckiej, można by trójkątne podziały powłoki pomalować w żywe kolory arlekinowego kostiumu. Strona plastyczna zarówno wnętrza jak i strony zewnętrznej wymaga na pewno opracowania. To jest oczywiście najłatwiejszy orzech do zgryzienia.
Ale czy doczekamy się realizacji? Wydaje się, że takich teatrów należałoby zbudować kilka, co zmniejszyłoby (koszta produkcji. Ale czy od razu? czy nie zbudować (a właściwie uszyć) jednego teatru i po ewentualnych poprawkach, które okażą się konieczne, po doświadczeniach inscenizacyjnych i technicznych, dopiero przystąpić do większej produkcji. Bo nie wydaje mi się, ażeby inicjatywa kierownictwa Teatru Ziemi Mazowieckiej zobowiązywała do wyprodukowania jednego tylko tego typu teatru ruchomego; przeciwnie, należy obdarzyć takimi teatrami przynajmniej kilka zespołów objazdowych. Powinniśmy mieć w Polsce kilka teatrów ruchomych, teatrów ziemi polskiej, a nie tylko ziemi mazowieckiej. Dlatego dyrektorzy, reżyserzy i scenografowie teatrów objazdowych lub też interesujących się tym problemem powinni zapoznać się z wystawą i wyrazić o projektach swoją opinię. Można by było również przenieść tę wystawę do innych miast - nie jest to rzecz trudna ani kosztowna.
Rozwiązania innych projektów opierają się na konstrukcjach metalowych, są cięższe i postawienie teatru wymaga więcej czasu. Niektóre projekty są zresztą ciekawe przez formę zewnętrzną i rozwiązanie plastyczne (Nr 1 Jacka Burzyńskiego i Nr 2 Jerzego Gurawskiego i Jana Grabackiego). Inne projekty, a pokazano ich dziewięć, również mają swoje zalety. Czy nie można by niektórych wykorzystać? Nie nadają się one ściśle do tego celu, ale jako prowizoryczne teatry czy to na jakiś festiwal, czy :na scenę periodyczną z pewnością zdałyby egzamin. Włożono w tę pracę dużo wysiłku i sporo pieniędzy, nie należy więc rezygnować z maksimum korzyści.
Korzyścią niewątpliwą tego konkursu jest również to, że grono architektów i inżynierów zaczęło myśleć nad nowym problemem, że zapoznali się oni z potrzebami tego rodzaju sceny i na pewno do zagadnienia tego przy okazji powrócą z większym zasobem doświadczeń i wiedzy. W Polsce bowiem zorganizowano po raz pierwszy taki konkurs i wyniki są chyba interesujące, może nawet zainteresują zagranicę.
Dalsze losy tej imprezy zależne są od finansów Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz od Rad Narodowych i Samopomocy Chłopskiej. Co prawda chłopi będą mieli w Warszawie swój teatr i mieszkania, ale od czasu do czasu pojadą na wieś, może więc dopomogą i tej inwestycji kulturalnej. Koszt samej powłoki obliczają konstruktorzy na 500 tysięcy zł., całego teatru z wozami - na około 7-8 milionów. Dobre warunki pracy mogą zachęcić ambitniejszych inscenizatorów i aktorów do pracy w tym teatrze. Nie chodzi już o to, ażeby widzom wiejskim dać dobre przedstawienie, lecz również o to, ażeby szukać nowej formy teatralnej, nowego kontaktu z widzami, ażeby doprowadzić do renesansu teatru. "Konflikt" pomiędzy teatrem, kinem i telewizją musi być rozwiązany przez teatr. Pisze się w prasie od czasu do czasu na ten temat. Ale bez odpowiednio wyposażonego "laboratorium" teatralnego nie można zrobić decydującego kroku naprzód. Osobiście jestem przekonany, że zrealizowanie nagrodzonego projektu zadowolić może nie tylko działaczy społecznych i politycznych, którym przecież problem kultury małych miasteczek i wsi leży na sercu, ale w dużym stopniu również artystów ciekawych eksperymentu.
W informatorze wystawy kierownictwo teatru pisze: "Jak wiadomo, architektura teatru wpływa również na dramaturgię. Teatr Ziemi Mazowieckiej ma nadzieję, że jego nowa scena pobudzi wyobraźnię polskich dramaturgów i nie będzie daremnie czekał na współczesne sztuki zrodzone z inspiracji teatru ludowego". Nie widzę w tym żadnej przesady, przeciwnie, chociaż zamierzenia to bardzo górne, mogą być zrealizowane. Niektórym polskim dramaturgom znudziła się już chyba konwencjonalna i stara forma teatralna z podziałem na akty, zależnie od potrzeby dekoracji określająca miejsce i czas akcji, i zapewne zechcą szukać nowej formy kontaktu ze społeczeństwem. Zapewne byłoby przesadą twierdzić, że zrealizowanie ruchomego teatru jest jedyną szansą dla sztuki teatralnej, ale że jest koniecznością i artystyczną i społeczną, nie ulega chyba wątpliwości.
ZENOBIUSZ STRZELECKI