Artykuły

"Ul. Podwale 7"

Jeszcze żywo w oczach mamy sztukę W. Budzyńskiego "Noc przeminęła", gdy oto Teatr Polski im. J. Słowackiego pokazał nam w "Ognisku" nowy utwór sceniczny E. Chudzyńskiego pt. "Ul. Podwale 7", również osnuty na tle życia w Polsce. O ile pierwsze widowisko starało się jednak nawiązać do bieżących aktualności i dodać widzowi otuchy, o tyle drugie oparte o przeżycia z powstania warszawskiego najwidoczniej nie miało na oku żadnych celów ubocznych, poza zainscenizowaniem wspomnień z niedalekiej wciąż przeszłości. Nie mniej pierwsza sztuka wydaje się posiadać większe wartości czysto sceniczne.

Chudzyński miał ciekawy pomysł, by pokazać nam zachowanie się kilku wplątanych w walkę postaci, które bombardowania zasypały nagle w piwnicy zajętej na punkt sanitarny A. K. W tym potrzasku więc umieścił kapelana oddziału ks. Marcina (Ratschka), sanitariuszkę Hankę (Arczyńska), żołnierza A. K. Felka (Mirecki), rannego jeńca niemieckiego (Sławiński) i sowieckiego oficera łącznikowego Wasyla (Rewkowski). Ale tej sytuacji nie potrafił wyzyskać.

Nie tylko nie ma zawiązku akcji i całe postępowanie bohaterów sztuki ogranicza się do reakcyj na wydarzenia bojowe spoza sceny, ale również wszystkim postaciom brak pogłębionych psychologicznie charakterów scenicznych. Są to przedmioty a nie podmioty akcji dramatycznej. Dlatego też poza ożywioną przez grę Mireckiego osobą żołnierza i dobrze podkreśloną przez charakteryzację i wymowę sylwetka Wasyla w wykonaniu Rewkowskiego, wszyscy wypadli bardzo blado, wręcz papierowo.

Problem sprowadzony do dylematu: odkopią, czy nie odkopią, w tych warunkach znajduje tylko wyraz w kolejnych odruchach nadziei i rozpaczy nie powiązanych treściowym wątkiem. Nie znaczy to, by był spokój lub cisza na scenie. Wręcz przeciwnie. Ciągle coś słychać, lub coś się dzieje. Zaczyna się od dźwięków ,,Warsaw Concerto" i odgłosów bombardowania, trwają dzwonki telefoniczne, padają rozkazy, zakłada się opatrunki, daje zastrzyki, gasi i zapala światło, pije się, gra w karty, śpiewa, modli, bije. Wśród mnóstwa na ogół nic nie znaczących zabiegów upływa cała sztuka, której bohaterowie są zasypani przez z górą dwie doby i czekają na ratunek. Ale w tej krzątaninie ginie nawet próba wydobycia w drugim akcie cech właściwych Polakom, Niemcom i Rosjanom, lub rozwinięcie dyskusji.

Dopiero pod koniec 3. aktu wybucha zupełnie nieprzygotowany psychologicznie lub dramatycznie konflikt z bolszewikiem, na tle jego nagłych zakusów, aby jeszcze raz przed śmiercią nasycić swe żądze. W obronie sanitariuszki pada polski powstaniec zastrzelony przez bolszewika, dokładnie na sekundę przed nawiązaniem kontaktu ze światem zewnętrznym przez zasypanych. Sztuka kończy się równie zaskakującym widza nawróceniem się oficera sowieckiego, padającego na kolana i żegnającego się krzyżem świętym.

W ten sposób sytuacja, która mogła być ramą dla ciekawej analizy, refleksyj, lub interesującego splotu wydarzeń, rozwikłanych w tej piwnicy o "drzwiach zamkniętych", stała się zaledwie sposobnością, dla pokazania anegdotycznej przygody. Jakkolwiek przebieg jej może być wiarogodny, artystycznie jest nieprzekonywująca. Tak, iż nie tylko budowa sztuki i jej tekst, ale również gra większości aktorów nie zdołała nadać całości rzetelnych wartości widowiskowych.

Gra była tego typu, iż nieświadomy widz zaledwie mógłby się domyśleć, że oficera niemieckiego gra młody adept sztuki aktorskiej, tak mało lub wcale nie odbijał od innych. Ani p. Arczyńska, ani p. Ratschka nie weszli w swe role. Może się w nich źle czuli, może im nie odpowiadały? Kto wie? W każdym razie pamiętamy ich z ról o wiele lepiej zagranych, żeby tylko wspomnieć "Samych swoich" i "Trzy wiosny".

Po p. Chudzyńskim, jako autorze, "Trzech wiosen", mogliśmy się spodziewać rzeczy scenicznie bardziej dojrzałej. Najwidoczniej swą pracę dramaturgiczną prowadzi wciąż w zbyt dużym odosobnieniu nie tylko od tego, co się dzieje w twórczości teatralnej na szerokim świecie, ale nawet i od tego, co osiągnięto wartościowego w polskim dramatopisarstwie.

Dekoracje p. J. Smosarskiego proste w pomyśle, były sugestywne i celowe. Prace reżysera p. L. Kielanowskiego zmogły braki tekstu i obsady.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji