Artykuły

Ryszard Ronczewski: o odpoczynku nie myślę

- Aktorstwo ciągle jest potrzebą czy odwagą pewnego ekshibicjonizmu, obnażenia wnętrza człowieka - uważa RYSZARD RONCZEWSKI. Ten aktor, związany od dekad z Trójmiastem, w weekend świętuje swoje 80. urodziny oraz jubileusz 60-lecia pracy twórczej.

Mirosław Baran: Spędził pan na scenie kilkadziesiąt lat. Jak podoba się panu współczesny teatr? Bo wielu doświadczonych aktorów narzeka na jego wulgaryzację

Ryszard Ronczewski: - To i owszem. Wydaje mi się, że pewnie wulgaryzmy można pominąć, a i tak dosadnie przedstawić współczesne widzenie świata. Używanie słów, które uważamy za brukowe, w teatrze może być jakimś zupełnym wyjątkiem. A obnażanie cielesne, szczególnie kobiet, powinno być już superwyjątkiem.

Zatem nie ma pan najlepszego zdania o współczesnym teatrze?

- Trudne pytanie. Zależy o jakim teatrze mówimy. Bardzo ciekawy teatr współczesny jest w Kopenhadze. I to nie jeden teatr, ale dwie czy trzy sceny, które są wręcz porywające. Myślę, że w Warszawie teatr Współczesny zachował swoją rangę, tak samo, jak i Teatr Współczesny we Wrocławiu. Wie pan, wszędzie są przedstawienia, które porywają, i takie, które są słabe. Współczesny teatr jest zupełnie inny niż za moich czasów, za młodu.

A jaki teatr był wtedy?

- Jedno się nie zmieniło: aktorstwo ciągle jest potrzebą czy odwagą pewnego ekshibicjonizmu, obnażenia wnętrza człowieka. Zmieniły się za to środki wyrazu. Na przykład dzisiaj aktor w teatrze prawie wcale się nie charakteryzuje. A za moich młodych lat robiło sie całą maskę, zarosty, kaszerunki, podkłady, kolory. Wynikało to z innego, słabszego światła na scenie. Inny był też gest. W teatrze wymagano przesadnie wyraźnego mówienia "ł" przedniojęzykowego. Dziś się tak nie mówi; człowiek, który by tak cyzelował na scenie brzmiałby już śmiesznie. Czyli: zmiany są. Ale, moim zdaniem, ani teatr, ani służba aktorska bardzo się nie zmieniła.

Przejdźmy może do pytania, które musi paść. Dlaczego zastał pan aktorem?

- To strasznie trudno na to odpowiedzieć. Wychowywałem się przy teatrze w Wilnie, w którym bywałem za bardzo młodych lat. Coś tam mi widocznie zostało w głowie. Po nieudanym egzamin na politechnikę wyjechałem do Olsztyna. No i tam, w Teatrze im. Jaracza, rozpocząłem w 1949 roku swoją służbę. Zaczynałem oczywiście jako adept; dopiero potem wybrałem się na studia do łódzkiej szkoły.

Po studiach grał pan w Łodzi i Warszawie.

- Zaraz po szkole do swojego teatru zaangażował mnie sam Kazimierz Dejmek [do teatru Nowego w Łodzi - red.]. Uważano to za wielki zaszczyt i ja sam też tak myślę. A w Operetce Warszawskiej byłem raczej nie aktorem, ale adeptem reżyserii. Wróciłem jednak na Pomorze i tak tu siedzę do dziś.

A jak pan trafił do Trójmiasta?

- To był trochę przypadek. Zaraz po wojnie w Sopocie odnalazła się siostra mojej matki, która dysponowała dużym mieszkaniem. Całą rodziną byliśmy wtedy zapakowani, na tobołkach, Przyjechaliśmy więc do Trójmiasta w 1945 roku i tu osiedliśmy. I tak siedzimy do dziś. Moi rodzice też są w Sopocie, tylko na ulicy Malczewskiego [adres cmentarza komunalnego w Sopocie - red.]. A mu jesteśmy jeszcze tutaj, na powierzchni. Sopot jest pięknym zakątkiem świata, którego w życiu bym nie opuścił.

150 pana ról teatralnych w karierze - to robi wrażenie. Z których swoich spektakli jest pan najbardziej zadowolony?

- Muszę zaznaczyć, że te ponad 100 ról to także epizody i epizodziki, czasem tylko pobyt na scenie, statystowanie wręcz. Ja sam tego zresztą nie obliczałem... Z sentymentem i ogromnym wzruszeniem wspominam pracę z Stanisławem Hebanowskim nad "Czekając na Godota" Becketta, gdzie grałem Lucky'ego. Często też myślę o pracy ze Zbyszkiem Bogdańskim nad "Poczwórką" Sławomira Mrożka, gdzie grałem Widmo Wodza. Ostatnio wspaniale mi się pracowało z Rudolfem Zioło nad "Weselem" Wyspiańskiego - wystąpiłem tam w roli Żyda - i na sam koniec: z Ryśkiem Majorem, który odszedł od nas niedawno, przy przedstawianiu "Bal manekinów". Wie pan, trudno tych parę ról wybrać. Wszystko, co było, wydaje się piękne...

A czy jest coś, czego pan żałuje?

Mogę szczerze powiedzieć: żałuje tego, ze gdy byłem bardzo młodym aktorem, początkującym jeszcze, to niezbyt serio traktowałem ten zawód. Wydawało się - nie tylko zresztą mnie, ale i moim kolegom - że to taki zawód błyszczenia i popisywania się, wieczorów w Spatifie. Słowem: taki zawód artystowski. To był u mnie tylko pewien etap, ale i tak powinienem był od początku poważnie wziąć się za robotę.

Regularnie gra pan na scenie i w filmie. Na razie nie zamierza pan rzucać aktorstwa i przejść na emeryturę?

- W życiu! Ja teoretycznie jestem na emeryturze, bo mam już 80 lat. Ale zupełnie o odpoczynku nie myślę. Właśnie w Niemczech skończyłem zdjęcia do bardzo trudnego filmu pod tytułem "Modlitwa żałobna za przyjaciela", gdzie grałem główną rolę. Parę dni temu zacząłem zdjęcia do nowego filmu Konrada Szołajskiego pod tytułem roboczym "Kop głębiej", gdzie również gram główną rolę. Występuję też ciągle w teatrze, w Trójmieście i we Wrocławiu. Wie pan: jak są propozycje i mam możliwości, to po prostu biorę role.

W swojej karierze był pan też pedagogiem. Rady dla młodych?

- Faktycznie: uczyłem w życiu i aktorstwa, i prozy, i emisji głosu. Cóż mogę powiedzieć młodym? Chyba tylko to: traktujcie poważnie swój zawód. Mimo, że nie wymawia się już charakterystycznego "ł", to zawsze mówicie poprawnie i dykcyjnie, bo to bardzo ważne. Jeżeli ktoś nie ma pojęcia czym naprawdę jest tak trudny zawód jak aktorstwo, to niech się za to lepiej nie zabiera.

* Ryszard Ronczewski (rocznik 1930) urodził się w Puszkarni koło Wilna. Jest aktorem teatralnym i filmowym oraz reżyserem. Ukończył aktorstwo łódzkiej filmówce; po raz pierwszy pojawił się na scenie 1954 roku - jeszcze jako student - na deskach Teatru Powszechnego w Łodzi. Po zakończeniu studiów grał w Teatrze Nowym w Łodzi i Operetce Warszawskiej. Przez większość życia Ryszard Ronczewski związany jest jednak z Trójmiastam. Był kierownikiem artystycznym sopockiej Estrady, reżyserem w Teatrze Muzycznym w Gdyni oraz aktorem teatru Wybrzeże i Cyrku Rodziny Afanasjeff, współpracował także z Teatrem Atelier im. Agnieszki Osieckiej i Operą Bałtycką. Przez te kilkadziesiąt lat Ronczewski stworzył około 150 ról teatralnych, wyreżyserował kilkanaście oper i spektakli muzycznych oraz film dokumentalny, zagrał w ponad 50 spektaklach Teatru Telewizji, 16 serialach telewizyjnych i 84 filmach polskich i zagranicznych filmach fabularnych. W niedzielę o godz. 18 w Dworku Sierakowskich (Sopot, ul. Czyżewskiego 12) odbędzie się prapremiera monodramu Ryszarda Ronczewskiego "Biblioteka w Sanato", opartego na tekstach Antoniego Czechowa oraz wspomnieniach aktora.

Na zdjęciu: Ryszard Ronczewski w słowackim filmie "Latający Cyprian"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji