Artykuły

Kiplingowskie prawdy

Brak koncepcji choreograficznej to podstawowy zarzut wobec sobotniego premierowego musicalu "Księga dżungli" na scenie Operetki Wrocławskiej. W kluczowych scenach aż się prosi, aby dramatyzm sytuacji podkreślał oryginalny ruch.

Tymczasem ani w scenach zbiorowych, ani w solowych występach głównych postaci nie ma ciekawych rozwiązań baletowych. Bohaterowie Kiplinga, jak tygrys ludojad Shere Khan (Robert Kowalski), niedźwiedź Baloo (Wojciech Ziembolewski) czy czarna pantera Bagheera (Iwona Stankiewicz), to postacie charakterystyczne. Mimo to ich charaktery nie zostały przekonująco wyrażone w tańcu. Ruchem wyróżnić się starają jedynie wilcza gromada i małpy.

Nowy wrocławski musical wadę tę równoważy trzema zaletami: muzyką i piosenkami napisanymi przez znanego wrocławskiego barda Romana Kołakowskiego, aranżacją Macieja Marchewki i Włodzimierza Szomańskiego, szefa Spirituals Singers Band, oraz zaskakująco ciekawymi maskami zwierząt (maski węży kryją duże możliwości choreograficzne, niestety, nie dostrzeżone przez reżysera) i barwnymi kostiumami wzorowanymi na indyjskiej tradycji autorstwa Marty Hubki.

Główna zaleta to wymowa przedstawienia. Rzecz jest prosto mówiąc, o szacunku dla natury; to artystyczna próba uświadomienia widzowi, że człowiek jest okrutnym egoistą, traktującym inne istoty na ziemi instrumentalnie.

Tymczasem to właśnie od zwierząt możemy się uczyć, jak nie łamać zasad współżycia, a nawet jak kochać i wybaczać. Orędownikiem takiego postępowania - tolerancji, pokojowego nastawienia wobec świata jest indyjski mędrzec Bairagi (Marek Szydło), wzorowany nieco na postaci Gandhiego.

W zamierzeniu realizatorów - reżysera Jana Szurmieja i autora libretta, muzyki oraz piosenek Romana Kołakowskiego -jest to spektakl dla widowni bardzo młodej, ale w sobotę wieczorem okazało się, że i dla osób dorosłych. Młodych uczy słusznych rzeczy, starym - przypomina o tym, o czym wielu w pogoni za dostatnim i wygodnym życiem zapomniało.

Nie na co dzień spotykamy dziś w teatrze opowieści o rzeczach prostych i słusznych, o zagrożonych wartościach, które trzeba ratować, pokazane w sposób raczej wzruszający niż dydaktyczny.

Na koniec pochwalić należy wybór do roli Rudyarda Kiplinga i wychowanego przez wilki chłopca Mowgliego młodego aktora Damiana Aleksandra. Ma ciekawy głos, w jego interpretacji przekonująco brzmiały teksty Kołakowskiego. Do tego może podobać się damskiej widowni, co nie jest dla jego przyszłej popularności bez znaczenia.

Na scenie stanowi dobraną parę z Iwoną Stankiewicz (Polly, siostra profesora Smitha, i pantera Bagheera), dziewczyną ładną, wdzięczną, której głosowi też nic nie brakuje.

Widać, że obydwoje po prostu śpiewać lubią i do tego mają talent. Odnotowania warta jest też scena, gdy kapitan Brown (Robert Kowalski) traci rozum na widok skarbu ukrytego w pałacu w dżungli. Zaśpiewane doskonale, i znów tylko szkoda, że nie było pomysłu na taneczny ruch aktora, który wzmocniłby wrażenie artystyczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji