Artykuły

"Wyzwolenie" u Dejmka - wydarzeniem roku teatralnego

Warszawski sezon teatralny 1981/82 zakończył się bardzo mocnym i pięknym akordem: "WYZWOLENIEM" - Stanisława WYSPIAŃSKIEGO, w inscenizacji i reżyserii Kazimierza DEJMKA na scenie Teatru Polskiego.

Zadziwiająca jest, ale i uzasadniona, fascynacja tym dramatem, który tyle zasadzek zdaje się gotować reżyserowi. Bo też i mieliśmy ogromną liczbę premier tego "Wyzwolenia", zrealizowanego ze zmiennym szczęściem. Do najgłośniejszych, obok premiery Juliusza Osterwy w 1916 r., należała inscenizacja Bronisława Dąbrowskiego w krakowskim Teatrze im. Słowackiego, a więc tam, gdzie w lutym roku 1903 odbyła się prapremiera "Wyzwolenia". Wystawiali po wojnie to dzieło m.in. Jerzy Wyszomirski w katowickim Teatrze im. St. Wyspiańskiego, Wilam Horzyca (1957) i Adam Hanuszkiewicz (1966) na scenie Teatru Narodowego w Warszawie i wielu innych reżyserów. Do najgłośniejszych dotąd premier należało przedstawienie w Teatrze Starym w Krakowie, przygotowane w roku 1974 przez Konrada Swinarskiego.

Skąd ta fascynacja utworem tak skomplikowanym? Myślą, że "Wyzwolenie" doskonale odpowiada istocie nowoczesnego teatru. I to nie tylko poprzez bogactwo myśli, sytuacji, lecz również wielkie możliwości dla inwencji inscenizatorskiej, jakie niesie wizyjną zawartość i sama struktura dramatu. Jak zauważył dr Wojciech Natanson, wiele wyjaśniając z rozwalanej przez nas kwestii: "W swoim ostatecznym kształcie jest Wyzwolenie wielka filozoficzna commedia dell'arte, a zarazem utworem o budowie improwizowanego widowiska teatralnego" i dalej w tej samej książce "Stanisław Wyspiański" czytamy: "Zagadnienie twórczości artystycznej jako analogii z działalnością przekształcającą układ zastanych faktów wydaje mi się najciekawszym i najbardziej aktualnym problemem tego utworu".

Te relacje zmienne, pozornie niewyjaśnione, układające się dramatycznie między sztuką a życiem, między kreatorskim powołaniem, artysty a jego rzeczywistym wpływem na przekształcanie przyszłości widzialne, sprawdzalne nie tylko w wymiarze historii, staje się najbardziej atrakcyjnym dla współczesnego reżysera impulsem do zainteresowania się tym utworem.

KAZIMIERZ DEJMEK jest racjonalistą. Lecz jest jednocześnie wizjonerem teatru, który potrafi swoje wizje artystyczne ująć w logiczne i zazębiające się prawa realizacji scenicznej. Dlatego wielość sprzecznych, pozornie wykluczających się wątków. Dejmek starał się uporządkować według odczytanej przez siebie podstawowej idei utworu, i co ważniejsze idei żywotnej.

Główna idea Dejmkowskiej inscenizacji wywodzi się ze strof modlitewnych Konrada, których treść odnosi się oczywiście nie do losu jednostkowego ale do sytuacji całego narodu:

Krzyż znaczę. Boże nie przeto

bym się na krzyż przyjmował;

lecz byś mnie Boże, od męki,

od męki krzyża zachował.

Nie można oczywiście rozważać tych strof w kategoriach teologii krzyża, ale tak, jak są one wpisane w polską współczesność. Bo o tym samym mówi Konrad ze sceny (w tekście chodzi o coś innego);

"Oto przede wszystkim powinniśmy uszanować krew narodu. I nie dać jej marnować. Nie pozwolić marnować krwi narodu".

A więc ocalenie, ale nie na miarę, upodlenia, to jakby dopowiedzenie inscenizatora do głównej idei przedstawienia.

Kazimierz Dejmek podjął próbę ułożenia rozwichrzonej struktury dzieła Wyspiańskiego w trzy zazębiające się logicznie, choć nieco inaczej potraktowane fragmenty. W akcie pierwszym Dejmek przeciwstawia się tym wszystkim tradycjom, które ocalenia moralnego szukały w śmierci. Stąd ten korowód mar, żałoba w akcie I, aura śmierci i żałoby. Stad te trupie maski na twarzach dostojników kościelnych i szlachty, kir i milczący, jakby przyczajony tłum chłopców z kosami na sztorc. Nie ma nic w tej scenie ze świetności, przywoływanej przez innych inscenizatorów i traktowanej ironicznie. Taki stosunek do historii można by uważać za efektowne, ale w tym wypadku odpowiada on całej logice utworu i buduje wyraźną koncepcją całości.

I następny fragment przedstawienia. Scena dyskursu z maskami. Dyskursu na wskroś politycznego. To starcie z teoriami, postawami, konwencjami uzdrowienia Polski. I wielkie pytanie jak zachować niesprzeczność między słusznością idei a jej realizacją.

Akt drugi. Konrad rozdarty, Konrad osaczony Konrad załamany. Ani Kazimierz Dejmek, ani Jan Englert nie sugerowali Konradowi szaleństwa. Pewność siebie Konrada widoczna w starciu z Maskami, ta pewność po konfrontacji z konkretnymi postawami, reprezentowanymi przez konkretne siły społeczne, ustępuje jakby ogromnemu zmęczeniu, zszarzaniu, osunięciu się w klęskę. To chyba najdoskonalszy fragment wybitnej kreacji Jana Englerta. A potem bardzo piękna scena z małymi kolędnikami.

Akt trzeci. Rozgrywający się w teatrze, a nie w katedrze wawelskiej, bez Muzy i bez Erynii. Powrót do świata sztuki, starcie z Geniuszem i niby tak łatwa wygrana, ale za cenę odrzucenia postawy intelektualnej, odrzucenia poezji, która nie może zastąpić rzeczywistości. Konrad jest jakby wpalony od wewnątrz.

W epilogu pojawiają się znowu Robotnicy. Milczący, z dystansem wobec Konrada i jego problemów, czujni wobec jego słów. Konrad szuka kontaktu, może i stad te słowa o zemście, ale czy zemsta cokolwiek rozwiązuje.

POWIEDZIAŁEM. że przedstawienie "Wyzwolenia" zrealizowane przez Kazimierza Dejmka jest akordem mocnym. Nie ma tu łatwego pokrzepienia serc. Wizja losu ludzkiego, wizja naszej perspektywy pobrzmiewa chwilami tonami przerażającymi. Bo jest zagrożenie, istnieje. Dejmek wizjoner to zagrożenie dostrzega. W tej wrażliwości i sugestywnym ostrzeżeniu przejawia się realna silą sztuki, siła teatru. Pojawia się akcent, którego zabrakło Konradowi.

Przedstawienie "Wyzwolenia" utrwali się w kręgu fenomenu, który nazwano Teatrem Dejmka. Zadecydowała o tym nie tylko wewnętrzna logika tej inscenizacji, jej sugestywna dramaturgia, lecz w równej mierze, a może i przede wszystkim, pomysłowość i precyzja inscenizacji. Duży jest też udział w tym sukcesie scenografa ANDRZEJA MAJEWSKIEGO.

Aktorzy? Oczywiście Jan Englert, który uniósł swoją rolę, a chwilami ją przerastał, jak w scenie pełnej uciszenia i pokory.

Aktorzy w tym przedstawieniu nie mają, poza rolą Konrada, wiele do powiedzenia. Ale to pozory. Bez ich kilkuzdaniowych czasami epizodów, bez tych ról, które nie mogą ukształtować indywidualności, bo są przede wszystkim głosami wewnętrznymi, bez wewnętrznego dialogu Konrada - trudno byłoby mówić o przedstawieniu tak spójnym i artystycznie doskonałym.

Ale właśnie w kilku wypadkach takie zarysy indywidualności stworzyli artyści, a m.in. Zdzisław Mrożewski jako Stary Aktor, Jan Matyjaszkiewicz w roli Reżysera, Geniusz - Andrzeja Szczepkowskiego, który staje się partnerem żywym, a nie tylko wytworem wyobraźni Konrada. Oklaskami przywitała publiczność Halinę Mikołajską w roli Hestii.

"Wyzwolenie" w inscenizacji Kazimierza Dejmka będzie wydarzeniem zawsze świeżym i dlatego życzyć należy temu przedstawieniu, by za rok, dwa, trzy i więcej sprawdzało się zawsze tak jak sprawdza się dzisiaj.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji