Artykuły

Wyzwolenie

Najpierw pojawiają się na scenie Robotnicy (1). Wielu Robotników. Przyszli tu z kopalń, od hutniczych pieców. Wiemy, że znają nie tylko ciężką pracę - także walkę, także smak krwi. Do nich przychodzi Konrad i od razu ich poznaje: "Siła to wy!", "Dzieła dokonam z wami". To właśnie Robotnicy uświadamiają mu rzecz najważniejszą, to z ich ust usłyszy po raz pierwszy: "jesteś wolny". Kiedy nadejdzie stosowna chwila, Robotnicy powrócą, by razem z Konradem "podjąć dzieło". Na razie przychodzi Stary Aktor. Dejmek przeniósł tę postać z aktu III. Jest to znaczące - od razu na początku wprowadza Stary Aktor tematykę powstań narodowych i jakby wyprzedzając wymowę konradowego przedstawienia rzuca oskarżenie, że ",my jesteśmy NIC".

Zaczyna się przedstawienie. "Strójcie mi, strójcie narodową scenę..." Przy dźwiękach doskonałej muzyki Witolda Lutosławskiego rozpoczyna się powolny dancemacabre. Polska w przedstawieniu Dejmka jest po prostu żywą trupiarnią. Gra świateł i cieni wydobywa coraz to nowe szkielety. Karmazyn dobrze wie dlaczego mówi: "nasze błędy posiędą oni". Wróżka w histerycznym transie wołająca "Idzie już, czekajcie!" straszy wciąż jeszcze żywym mitem narodowego posłannictwa. Jak gorzka ironia brzmi hasło wszechmiłości, wygłaszane na tle chłopskich kos i bagnetów. I jakże wymowna jest bezsilność Prymasa: "Polskę miałem wam dać..." Lśnią brokaty, złowieszczo świecą trupie czaszki. To niemożliwe! To wszystko już dawno umarło! Martwe idee, martwe hasła, martwe problemy! Okazuje się jednak, że te trupy mają wciąż jeszcze uwodzącą moc. Reżyser wprowadził do spektaklu fragmenty "Nocy listopadowej" - postać Pallas Ateny i marsz Podchorążych na Belweder stają się wstrząsającą pointą pierwszego aktu widowiska Konrada. W ciszy rozlega się okrzyk "do broni!" i bezszelestnie wchodzą Podchorążowie. W nieskończonym marszu idą po zwycięstwo - po własną śmierć. Bezszelestnie padają na ziemię i wkrótce cała scena pokrywa się trupami. Trupami żywych wysłanych na śmierć przez żyjące trupy. Finał pierwszego aktu jest najwspanialszym momentem w spektaklu Kazimierza Dejmka - przez chwilę jesteśmy świadkami stawania się Wielkiej Sztuki.

Akt drugi niemal w całości zajmuje rozmowa z Maskami. Konrad bez wysiłku demaskuje ich fałsz, obłudę i moralną nicość. Nie pozwala się zastraszyć ani skłonić do współpracy. Rzuca im w twarz bezlitosne oskarżenia: Warchoły to wy! Wy co liżecie obcych wrogów podłoże, czołgacie się u obcych rządów i całujecie najeźdźcom łapy, uznając w nich prawowitych wam królów. Wy hołota, którzy nie czuliście dumy nigdy, chyba wobec biedy i nędzy, której nieszczęście potrącaliście sytym brzuchem bezczelników i pięścią sługi. (...) Warchoły to wy, co się nie czujecie Polską i żywym poddaństwa i niewoli protestem. Wy sługi! Drzyjcie, bo wy będziecie nasze sługi i wy będziecie psy zaprzęgnięte do naszego rydwanu, i zginiecie! I pokryje waszą podłość NIEPAMIĘĆ. Konrad Englerta jest silny i zna swoją siłę. Sformułował już własne "optymistyczne pojęcie nienawiści". Jasno i ostro precyzuje zarzuty, walcząc z tymi, co "kradną duszę narodowi" i z tymi, co śpią. Walczą o nową Polskę - państwo "jak wszystkie inne". Państwo narodowe z własnym, polskim rządem, bo żaden inny naszych interesów, interesów naszej krwi bronić nie będzie. Bez oporu i wahania przyjmuje Konrad pochodnię z rąk Hestii. Jest tym, "który innych poprowadzi" i zwycięży. Widowisko się kończy. Dla Konrada teraz dopiero naprawdę zacznie się Czyn. "Sam już na wielkiej pustej scenie..." Mimo tych słów Konrad nie jest sam. Znikła klątwa Orestesa, zamiast Erynii przychodzą Robotnicy. Tak właśnie się umówili. W skupieniu słuchają ostatnich słów Konrada: "Zemsta, zemsta ocali!".

"O Wyspiańskim, podobnie jak większość moich rodaków, wiem niezmiernie mało". Te słowa Edwarda Csato z roku 1958 do dziś nie straciły na aktualności. W świadomości przeciętnego odbiorcy kultury z nazwiskiem Wyspiańskiego kojarzą się trzy tytuły dramatów ("Wesele", "Noc listopadowa" i "Warszawianka"), portrety dziecięce i najpopularniejsza wersja "Macierzyństwa". "Wyzwolenia" nie przerabia się w szkole, z rzadka tylko pojawia się ten dramat na polonistycznych ćwiczeniach poświęconych Młodej Polsce. Częściej sięgają poń teatry. Do legendy przeszły przedwojenne inscenizacje J. Osterwy, L. Schillera czy W. Horzycy. Po wojnie wróciło na sceny dopiero w 1957 roku. Liczne dyskusje i recenzje towarzyszące kolejnym inscenizacjom świadczą, że jest to dramat ważki i wciąż aktualny. Nie sposób go pominąć ani w rozważaniach o sposobie funkcjonowania romantyzmu w kulturze współczesnej, ani w sporach o koncepcję świadomości narodowej, społecznej i politycznej Polaków. Ten dziwny dramat, trudny i zawiły, pomawiany o niespójność myślową i formalną, jest przecież najwybitniejszym naszym dramatem narodowym, jaki napisano w XX wieku, dzięki swej frapującej nowoczesności myślenia o Polsce.

"Wyzwolenie" - jak przedstawienie "Hamleta" - całe jest "pułapką na myszy", rodzi się z nadziei, że "sumienie gryźć ich będzie". Konrad jak Hamlet wie, że "Dania jest więzieniem" i sam jest jej więźniem. Aby tytułowe Wyzwolenie mogło się dokonać, nastąpić musi szereg zależnych od siebie "wyzwoleń": 1) wyzwolenie Polski z niewoli politycznej, 2) wyzwolenie narodu z niewoli narodowości, 3) wyzwolenie Polaków z mitów i przesądów, 4) wyzwolenie narodu z letargu i zobojętnienia, 5) wyzwolenie sztuki, 6) wyzwolenie Konrada - artysty uwikłanego w problemy swojego narodu i problemy tradycji literackiej. "Wyzwolenie" poświęcone jest "Polsce współczesnej, takiej jaka jest i takiej jaka być powinna". "Polska jaka jest" jawi się w przedstawieniu Konrada - narodowe panopticum, ZOO, targowisko doktryn i idei udrapowanych w biało-czerwone szaty, w które rzadko kto już wierzy naprawdę. Gorzkie i bezwzględne świadectwo wystawione współczesnym. Przejrzyste i czytelne dla krakowskiej publiczności w 1903 roku. W wielu swych fragmentach nie mniej okrutne i czytelne dla nas.

O "Polskę jaka ma być" walczy z Maskami Konrad. W dramacie Wyspiańskiego po raz pierwszy została sformułowana koncepcja XX-wiecznej Polski - "państwa jak wszystkie inne". Konrad dyskredytuje mit Polski - Mesjasza Narodów, Polski - Wielkiego Cierpiętnika. Jak Konrad z "Dziadów" (ale jakże inaczej!) posuwa się niemal do bluźnierstwa wołając: Krzyż przeklnę, Chrystusa godło gdy naród męką uwiodło! Ośmiesza marzenia mesjanistów: Ja wiem czego ty chcesz: że Polska ma być mitem, mitem narodów, państwem ponad państwy, prześcigającym wszystkie jakie są Republiki i Rządy, oczywiście niedościgłym, wymarzonym. Ma być marzeniem - tak, ideałem. Tak! Według ciebie ma się nie stać nigdy. Tak, a nigdy ma się stać, Nigdy Być, nigdy się urzeczywistnić. Maska 11: A ty chcesz? Konrad: A ja chcę tego co jest wszędzie. W romantycznej wizji Polska miała być zawsze czymś więcej niż "wszędzie" - Przedmurzem Chrześcijaństwa, Chrystusem Narodów, Winkelridem. Państwo jak wszystkie inne? Z urzędami, instytucjami, z (o zgrozo!) cenzurą narodową - to zamach na godność Polaków! Dostatecznie dziwne jest już łączenie pojęcia narodu z pojęciem państwa, raczej obce naszej świadomości. Wyspiański jako jeden z pierwszych zrozumiał, że w XX wieku bytu narodu od jego bytu państwowego nie da się już rozdzielić. Jego koncepcja to budowanie państwa narodowego "z usunięciem oszustwa narodowego", tych, co narodem kupczą, "duszę mu kradną". Naród bez państwa gubi się i zatraca, mimo iż "wszystkie jego czynniki składowe są". Naród bez państwa grzęźnie w mistycyzmach, półprawdach i półobjawieniach, łatwo go wykorzystać i ograbić, i w końcu wytwarza się w nim "tłum ludzi obojętnych dla naszego narodowego społeczeństwa, którzy go zaprzedają", bo ci chcą żyć i "nie ma żadnej podłości, której by do ręki nie wzięli i nie przyswoili sercu". Taki naród zapada w sen i otępienie, i w końcu ginie.

"Wyzwolenie" uważam za najważniejszą sztukę w naszym narodowym repertuarze" - powiedział kiedyś Konrad Swinarski. "Wyzwolenie" w jego reżyserii pozostaje do dziś - jak sądzę - najwybitniejszą realizacją tego dramatu w jego scenicznych dziejach(2). Jemu jednemu udało się "związać narodowe problemy z osobistą koncepcją tragizmu Wyspiańskiego", to znaczy pokazać je z perspektywy jednostki. Jeśli zgubić formę próby teatralnej, sztuka nabierze momentalnie charakteru agitacyjnego, którego ona w ogóle nie posiada. Kto tak postępuje spłaszcza "Wyzwolenie" do warstwy że tak powiem "żurnalistycznej" (...) Tak, do publicystyki niepodległościowej (Konrad Swinarski). Otóż Kazimierz Dejmek z "wielowarstwowości" dramatu rezygnuje, rezygnuje jak się wydaje świadomie. Na rzecz publicystyki właśnie. Jego wersja "Wyzwolenia" - zbliżona może do tej, którą zrealizował w 1969 roku J. Maciejowski - jest jednowymiarowa. Reżyser wyraźnie mówi, że jego przedstawienie rozgrywa się "tu i teraz", powstało na konkretne zamówienie publiczności. Wskazuje na to między innymi ustawienie scen z Robotnikami. Konrad Swinarskiego (w połowie lat siedemdziesiątych) jeszcze pytał z niedowierzaniem: "Siła to wy?" Englert dziś nie musi już pytać. On wie. On to już raz przeżył. Przeznaczeniem tego Konrada jest zwycięstwo, nie klęska. On jest przekonany, że już nigdy nie będzie sam.

Konrad Jerzego Treli był człowiekiem konkretnym - artystą do granic wytrzymałości uwikłanym w sprawy własnego narodu i jednocześnie bijącym się o niezależność własnej myśli. Walczył o prawdę najgłębiej przeżytą ze społeczeństwem mającym własne, obiegowe prawdy umożliwiające mu przetrwanie. Scena z Maskami była w przedstawieniu Swinarskiego jakby utrwalonym na taśmie procesem krystalizowania się własnych przekonań w zderzeniu z cudzą myślą. Dzieje tamtego Konrada to historia rodzenia się samoświadomości, dorastania do tragedii i klęsk, jak w przypadku Edypa, z którym się utożsamia, a któremu Bóg dał nędzę i dał mu nędzy świadomość, która mu była śmiercią. Mityczny król Teb odkrywa, że sam jest nie tylko poszukiwanym przez siebie mordercą poprzedniego króla, ale także ojcobójcą i mężem własnej matki. Konrad, który przyszedł z wiarą w możliwość przemian oraz wydał walkę romantyzmowi i poezji, odkrywa nagle bezwład narodu, ale i swoją niemoc, swoją winę polegającą na tym, że żądając Czynu w istocie na ten czyn się nie zdobył. Jego modlitwa jest wyznaniem słabości i bezsiły. Pochodnię Hestii na żywa żagwią, wiedząc że niczego już nie rozświetli, a może tylko wywołać pożar nie do opanowania. Nie do zapomnienia jest scena finałowa tamtego spektaklu z 1974 roku, w której oślepły, omotany w kotary Konrad wali na oślep szablą wołając: "Polska jestem!" Przy gasnących powoli światłach rozlega się tandetna, szmatława muzyczka jak ironiczna pointa reżysera.

Konrad Jana Englerta jest bojownikiem idei, nie artystą. W rozmowie z Maskami cały czas jest "górą" - ma wyraźną przewagę moralną i argumenty nie do odparcia. Każda kwestia Masek prowadzi do ich kompromitacji, Maski dysponują bowiem tylko przewagą liczebną. Niczym więcej. Dlatego ani na chwilę nie stają się partnerami Konrada. To "papierowe tygrysy". A jednak ostatnia walka Konrada będzie trudna - "naród nasz utracił wiarę w słowo". Konrad wie, że zdobyć jego zaufanie, obudzić z letargu można tylko czynem. O czyn modli się do Boga. O czyn, po którym nastąpi "Polska żywa". Jej wizerunek, symbol spokoju i uciszenia, do którego dąży Konrad, pojawia się na chwilę na scenie. Oto wchodzą kolędnicy z szopką: "Bożego Narodzenia ta noc jest dla nas święta..." W interpretacji Dejmka Konrad jest jednowymiarowy, to "figura poetyckiego obrazowania" (jak nazwała kiedyś bohatera Wyspiańskiego Aniela Łempicka). Jan Englert jest na scenie reprezentantem poglądów publiczności, która natychmiast to wyczuwa i utożsamia się z nim z łatwością. Sekunduje mu w walce, wygrane rundy nagradzając oklaskami. Dejmkowski Konrad wypowiada na scenie prawdy tak dla nas oczywiste, że porwani ich oczywistością - i aktualnością możemy zagubić ich podskórny głęboki sens. I tu jak mi się wydaje kryje się niebezpieczeństwo - gorzkie prawdy mogą utonąć w huraganowych oklaskach, nie pozostawiając żadnego trwalszego śladu w umysłach widzów. Czy to reżyser zawinił, czy raczej publiczność zawsze skłonna ekscytować się aktualnymi aluzjami, a czy dorastająca w pełni do nowoczesnego stylu myślenia o Polsce?

Pisząc o przedstawieniu Dejmka nie sposób pominąć Haliny Mikołajskiej, która stworzyła niezwykłą kreację przerastającą w symbol ciężki od znaczeń i spinający jakby klamrą atmosferę "Wyzwolenia". Jej Hestia jest bezwzględna i czuła jednocześnie, smutna i pełna dumy płynącej z przekonania o słuszności konradowej sprawy, przekonana o konieczności walki i pełna niepokoju, jak matka wysyłająca na wojnę jedynego syna.

(1) "Wyzwolenie" - reż. Kazimierz Dejmek, scenografia Andrzej Majewski, muzyka - fragmenty utworów Witolda Lutosławskiego, premiera 15.VII.82, Teatr Polski w Warszawie, Konrad - Jan Englert.

(2) "Wyzwolenie" - reż. Konrad Swinarski, scenografia Kazimierz Wiśniak, muzyka - Zygmunt Konieczny, premiera 30.V.74, Stary Teatr w Krakowie, Konrad - Jerzy Trela.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji