Artykuły

Przeciw naszym własnym słabościom

Spektakl "11 and 12" jest przedstawieniem, do którego bardzo trudno się odnieść. Skłamałabym mówiąc, że mnie zachwyciło. Ale też nie mogę powiedzieć, że mnie nie obeszło. Dlatego, że jest przedstawieniem Petera Brooka, zapewne jednym z ostatnich? Być może. Zastanawia, co on, nauczyciel pokoleń ludzi teatru, chciał powiedzieć, sięgając, raz jeszcze do opowieści o życiu i nauczaniu sufickiego mistrza z Mali, Tierno Bokara? Kreując spektakl na pograniczu amatorskiego teatru, który, firmowany jego nazwiskiem, za chwilę ruszy w objazd po całym świecie?

"Jedynym istotnym dla mnie zmaganiem jest to wymierzone w nasze własne słabości. Ta walka nie ma niestety nic wspólnego z wojną, którą tak wielu synów Adama prowadzi w imię Boga, którego - jak głoszą - kochają głęboko, ale którego kochają źle, ponieważ niszczą część Jego stworzenia"'. To słowa Tierno Bokara cytowane przez Petera Brooka w czasie, kiedy po raz pierwszy przygotowywał spektakl na kanwie książki Amadou Hampate Ba, jego ucznia i wybitnego pisarza. "Tierno Bokar", przedstawienie pokazane wiosną 2005 roku w Teatrze Polskim we Wrocławiu, olśniewało wizją wartości duchowej siły przekraczania tego, co stanowi o ludzkiej słabości - w sposobie bycia tytułowego bohatera, w kształcie teatralnej opowieści, która zdawała się służyć nade wszystko jej afirmacji. Do dzisiaj pozostaje w pamięci inscenizacja nasycona światłem, grą ciepłych, mocnych barw, rozwibrowana delikatnie muzyką, a nade wszystko - niezwykły charakter scenicznej obecności współdziałających aktorów o różnych odcieniach skóry. Obecności silnej i intensywnej, a równocześnie pozbawionej zupełnie ekspansywności, wpisanej w działania o prostych formach, miękkich i łagodnych liniach, poddanych wspólnemu rytmowi scenicznej opowieści. Wszystko to sprawiało, że wychodziliśmy ze spektaklu "Tierno Bokar" oczarowani, rozjaśnieni, poruszeni. Świadczą o tym liczne relacje z tego przedstawienia.

Tym trudniej przyjąć "11 and 12"... Co ciekawe, Peter Brook chciał, żeby tak było. Tak przynajmniej można sądzić ze scenariusza spektaklu, opracowanego ponownie z Marie-Helene Estienne, który historyczne postaci i zdarzenia, opisane przez Hampate Ba, pokazuje teraz z zupełnie innej perspektywy. Oba spektakle pozwalają zrekonstruować fakty, które miały miejsce w latach trzydziestych w Mali, kiedy to wśród wyznawców islamu (dokładniej - sufizmu) powstał i zaognił się spór pomiędzy zwolennikami różnych rytów. Spór o liczbę codziennych modlitw - jedenaście czy dwanaście - doprowadził do krwawych bratobójczych walk i do zaangażowania w tę walkę kolonistów, co zostało przez nich natychmiast wykorzystane. Tytuł "11 i 12" definiuje postawę Tierno Bokara wobec konfliktu - zgodnie ze swoim życiem i nauczaniem głosił Prawdę przekraczającą różnice rytów. Jego działanie w "duchu tolerancji" (podtytuł angielskiego przekładu książki Hampate Ba), świadome wszelkich konsekwencji, skazało go na społeczną izolację. Został sam, opuszczony przez wszystkich. Nigdy nie stracił wewnętrznego spokoju i pewności, nie zanegował sensu swojego działania.

W obu przedstawieniach poznajemy tę historię za pośrednictwem narratora. To jego biografia, proces dorastania i poszukiwania prawdy, w którym znaczącą rolę odegrał Tierno Bokar, wyznaczają fabułę obu spektakli. Ale i coś więcej, co wyraźnie je różni. W spektaklu Tierno Bokar uwaga narratora skupia się na podziwianym mistrzu, a z nim wiążą się piękne wspomnienia przeżyć, na które składają się jego nauki, osobowość, działania, niekiedy drobne zdarzenia (jak to, przywołane w lirycznej scenie wkładania do gniazda wyrzuconego pisklęcia). Wartość obcowania z mistrzem każe narratorowi powracać - pomimo wszystko - do jasnych momentów własnej przeszłości, czasem barwić je humorem. Żywiołowym i rubasznym w scenach szkolnych czy w scenie odkrycia przez chłopców faktu, że biali wydalają czarny kał. Chociaż - jak poucza ich nauczyciel - błędnie sądzą, że przy tym "srają papierem". W tamtym spektaklu komizm nadawał odkryciu chłopców rangę fundamentalnego, inicjacyjnego rozpoznania. W "11 and 12" to odkrycie już nie ma takiego znaczenia, przywołane zdarzenie traci wigor i blednie, sprowadza się do anegdoty. Znacznie silniej przemawia kolejny, ekspresyjny obraz - pierwsze spotkanie chłopca ze śmiercią, sztywniejąca ręka konającego z głodu. Zbiorowy grób ofiar głodu. Pamięć narratora sięga teraz przede wszystkim do ciemnych, bolesnych przeżyć, przedstawienie znacznie mocniej atakuje licznymi obrazami poniżenia, przemocy, walki. Powracają w multiplikacjach - pogarda i przemoc kolonistów wobec tubylców pokazywana jest symultanicznie w kilku wariantach sytuacji, walka dwóch osób wciąga inne i nie może się skończyć. To już nie są osobiste wspomnienia narratora, ale uogólniony, modelowy obraz społecznych i politycznych relacji. Dopełniają go informacje o historycznych faktach. Także znacznie ich więcej niż w poprzedniej realizacji dotyczą przede wszystkim dalszych losów Cherifa Hamallaha.

Cherif Hamallah staje się w "11 and 12" równie ważną postacią, jak Tierno Bokar. Słowa tego ostatniego: "Jest moja prawda, twoja prawda i jest Prawda" zostały dobrze zapamiętane z pierwszej inscenizacji, powszechnie je cytowano. Wypowiedziane prosto, z głęboką wiarą, były jednym ze świadectw mądrości duchowego mistrza. I wyjątkowości jego postawy. Teraz Brook podkreśla mocniej bliskość i podobieństwo obu mistrzów różnych rytów. Najsilniejszym momentem przekroczenia poziomu powszechnego działania, wiedzy i (nie)wiary staje się scena tajemnego nocnego spotkania Tierno Bokara i Cherifa Hamallaha. W zgodnym rytmie idących ku sobie i sobie podobnych postaci, rozpoznajemy wspólną im Prawdę. I to rozpoznanie wspólnoty wiary i postaw, a nie tylko głębia własnej wiary i mądrości, prowadzi Tierno Bokara do rezygnacji z uznawanego przez siebie rytu i uznania w Cherifie godnego następcy mistrza bractwa Tindżanija. Ślubuje mu wierność. Ale wspólnota celu - wyniesienie siebie i uczniów "na najwyższy poziom bytu" - każdego z nich prowadzi do innego działania także w sferze życia społecznego i politycznego. I właśnie to Brook tym razem silnie akcentuje, nie pozwalając żadnego z nich szczególnie waloryzować. Tierno Bokar umarł osamotniony w 1939 roku. "Pochowano go na cmentarzu w Bandiagarze, u stóp matki, pod małym drzewem". Cherif Hamallah, który miał duże wpływy w społeczności współwyznawców, "został w 1940 roku aresztowany przez rząd Vichy i deportowany do Francji, gdzie trafił do obozu jenieckiego w Evaux. Umarł w styczniu 1943 roku w szpitalu w Montlucon. Pochowano go na tamtejszym cmentarzu"2. W spektaklu zostają podane dokładne informacje o tych faktach, także o losach francuskiego generała, który wydał rozkaz aresztowania Hamallaha, oskarżonego potem o współpracę z Vichy.

Egzotycznie brzmiące nazwy malijskich miast i wiosek. Segou, Nioro du Sahel, Bandiagar splatają się coraz mocniej z nazwami dobrze już nam znanymi. Losy ludzi z najgłębszej prowincji świata włączają się w bieg historii powszechnej, peryferyjny konflikt włącza się w dzieje wielkiej wojny. Nie bez powodu Brook nazwał spektakl "11 i 12", akcentując wagę zgoła niepoważnego - z punktu widzenia osób niezaangażowanych akurat w ten konflikt - drobiazgu. Nie mniej "niepoważnego" niż wiele innych w dziejach ludzkości. I nie bez powodu Brook zdaje się mówić o konkretnych osobach i ich postawach wobec nie tylko zasadniczych, ale też drobnych kwestii. Historia nie jest tu bezosobowym mechanizmem, każde ludzkie działanie współtworzy pejzaż naszego świata, wyznacza bieg historii. Gdyby wdowa zdołała przezwyciężyć swój sentyment do czajniczka...

Wdowa jednak będzie walczyła o odzyskanie swojego czajniczka za wszelką cenę. Zwolennicy odmiennych rytów nie zaprzestaną walki, rozpoznanie ludzkiego podobieństwa kolonistów i tubylców nie zmieni ich wzajemnych relacji. Daremność - w planie historycznym - nauk i działań mistrzów nie osłabia wartości ich postaw i dążeń. Ale obraz rozmiarów "naszych własnych słabości" mówi o ogromnym trudzie przekazania mądrości, rozprzestrzenienia "ducha tolerancji". Także o wysiłku "podnoszenia bytu na najwyższy poziom", który od każdego wymaga wyboru własnej drogi. Afirmacja duchowej siły Tierno Bokara w "11 and 12" zostaje boleśnie przytłoczona wizją obnażonych ludzkich słabości. Może to za dużo powiedziane, ale taki wniosek wynika też ze słabości samego przedstawienia.

Jednej sceny nie mogę zapomnieć - uczeń czeka, żeby mistrz wskazał mu drogę. Jest gotów z całą pokorą i najwyższym entuzjazmem przyjąć każdą odpowiedź. Czarnoskóry młodzieniec potężnej postury, o rysach twarzy dziecka (Tunji Lucas), całym sobą wsłuchuje się w słowa znacznie starszego od siebie mężczyzny (Makram J. Khoury), którego sposób ekspresji, a nawet - z daleka - wygląd, przypomina Petera Brooka. Mistrz, niezwykle delikatnie, z trudem ale stanowczo, odmawia prostej odpowiedzi. Może ta scena naprowadziła mnie na "dydaktyczną" lekturę przedstawienia. Nie jest to zresztą dydaktyzm w stylu Brechta, przed czym Brook bardzo się broni. Spektakl może skłaniać do rozmaitych refleksji, ale nie jestem pewna, czy nie jest to przede wszystkim zasługa opowiedzianej w nim historii.

Rzecz nie w tym, że forma tego spektaklu jest anachroniczna. Narracja unaoczniana w działaniu jest jedną z najbardziej archaicznych i powszechnych form teatralnych, stąd zapewne jej ponadczasowość. W przedstawieniu "Tierno Bokar" sprawdziła się wspaniale, pozwalała paradoksalnie zapomnieć o teatrze, albo raczej zrozumieć ideę "teatru bezpośredniego". "11 and 12" jest nieporównanie bardziej zgrzebną inscenizacją i zapewne nie bez powodu reżyser nie pokazał jej na scenie Teatru Polskiego, lecz w skromnej, prowizorycznej salce na Dworcu Świebodzkim. Jakby chciał w ogóle unieważnić znaczenie teatralnej inscenizacji. A i tak teatralnych sztuczek, świateł, przebieranek wydaje się za dużo.

Choć niby mamy tylko rdzawą chustę wyznaczającą miejsce gry, trochę piasku, kloce, palmowe pnie na kółkach, kilka rekwizytów.

Z chusty można zrobić łódeczkę, co jest ślicznym efektem, ale właśnie tylko jednorazowym teatralnym efektem. Trochę tak jak bywa w amatorskich przedstawieniach, pomysłów wystarcza na jedną scenę, nieumiejętności aktorskie zakrywają gry z przedmiotami, zmiany świateł. Muzyka Toshi Tsuchitori (współtwórcy "Tierno Bokara") i jej autorskie wykonanie, amatorskie bynajmniej nie są, toteż muzyka właśnie wybija się na pierwszy plan, próbuje spoić epizody, nadrobić to, czego nie są w stanie zagrać aktorzy, wszyscy razem i każdy z osobna.

Aktorzy pochodzą z różnych stron świata, mają różne doświadczenia teatralne i filmowe. Tylko Abdou Ouologuem, Malijczyk, grał w poprzednim spektaklu, ale jego domeną artystyczną jest plastyka. Starsi aktorzy mają na swoim koncie wybitne nawet role, najmłodsi - Tunji Lucas i Maximilien Seweryn są prawie debiutantami. Dlaczego ci właśnie aktorzy chcieli pracować z Peterem Brookiem, dlaczego chcieli wyruszyć w kilkumiesięczną podróż po świecie z tym spektaklem? Nie wiem. Nie wiem, dlaczego Brook właśnie ich wybrał do tego przedstawienia. Czy dlatego, że ich własne doświadczenia, biografie, pochodzenie, w jakiś sposób mogło ich uwrażliwić na poruszane tu problemy? Makram J. Khoury i Khalifa Natour, którzy podejmują role Tierno Bokara i Cherifa Hamallaha, są Palestyńczykami. Żyją i pracują przede wszystkim w Izraelu. Khoury grywał role zarówno Arabów, jak i Żydów. Obaj wcześniej brali udział w filmach i przedstawieniach, w których centralnym zagadnieniem było współżycie ludzi różnych nacji i religii. Natour grał, na przykład, w znanym w Polsce filmie "Przybywa orkiestra". Cśsar Sarachu urodził się w Hiszpanii, w kraju Basków (co jest podkreślane w jego biogramie). Pracuje w Hiszpanii, ale i w innych krajach europejskich. Maximilian Seweryn (syn Andrzeja Seweryna) pochodzi z rodziny polsko-libańskiej, kształcił się we Francji i Anglii. Jared McNeill jest Afroamerykaninem, pracował w teatrze w Pittsburgu, Lucas jest Afrobrytyjczykiem. Czy rzeczywiście obchodzą ich wydarzenia i postaci, o których opowiadają swoim scenicznym działaniem? Niekiedy tak się zdaje - i wówczas przedstawienie staje się przejmujące. Częściej jednak widać ich zapał do gry, a niekiedy nawet do występowania na scenie. Ale rzadko potrafią na niej zaistnieć. Widać, że aktorzy jeszcze nie są zespołem, że brak im wyczucia wspólnego rytmu, brak wspólnego brzmienia czy nawet stylu gry. Widać, że reżyseria Petera Brooka była tu głównie inspiracją, wyzwaniem do samodzielnej pracy i współpracy nowej międzynarodowej, wędrownej trupy aktorów, do poszukiwania przez nich istotnego porozumienia z coraz to inną widownią na świecie. W Polsce nie odnieśli sukcesu. Może gdzie indziej znajdą bardziej żywy oddźwięk? Może za kilka miesięcy przedstawienie będzie brzmiało inaczej? "11 and 12" uświadamia wyraźnie, jak wiele wspólnej pracy, wysiłku i zaangażowania wymagała kreacja spektaklu "Tierno Bokar", przekroczenie w teatrze różnic i miałkości życia, a równocześnie takie przekroczenie teatru, które "podnosi na wyższy poziom bytu" aktorów i staje się istotnym doświadczeniem widzów. Podejrzewam, że Peter Brook nie miał już sił na tak wyczerpującą pracę. Ale miał siłę i odwagę podjąć próbę zmagań z "naszymi własnymi słabościami". Jeszcze raz, jeszcze inaczej.

1 Peter Brook, "Tierno Bokar", przeł. Grzegorz Ziółkowski. "Konteksty" 2005 nr 1.

2 Cytat za polskim programem przedstawienia "11 and 12".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji