Artykuły

Oczy na "Evitę"

W przypadku obu poprzednich wielkich inscenizacji: "Cabaretu" i "Skrzypka na dachu" Teatr Roz­rywki miał o tyle utrudnione zadanie, że siłą rzeczy chorzowską wizję sceniczną tych musicali konfrontowaliśmy ze znanymi w Polsce znakomitymi filmami. I trzeba przyznać, że z pojedynku tego chorzowianie wychodzili z tarczami w rękach i z uśmiechami na buziach.

Tym razem było łatwiej, jako że większość z nas nie zna ani londyńskiego pierwowzoru, ani też obsypanej nagrodami wersji broadwayowskiej. Łatwiej jednak tylko z pozoru. W przeciwieństwie do obydwu wymienio­nych tytułów "Evita" jest utwo­rem dość dziwnym. Bardziej pu­blicystyką, niż musicalem.

Sucho relacjonuje karierę nie­zwykłej kobiety, kochanki a na­stępnie żony dyktatora Argenty­ny Juana Perona, uwielbianej przez biednych, którzy przeba­czyli jej to, czego nie wybaczyli­by innym - bogactwa. Aczkol­wiek ze środków założonej przez siebie fundacji, uzyskiwanych zresztą przy pomocy różnych niekonwencjonalnych metod, np. szantażu, budowała szkoły i do­my starców, przecież nigdy nie rozliczyła się z owych pieniędzy, a na klejnoty i futra wydawała krocie. Wierny lud po śmierci zmarłej na raka, w wieku zaled­wie 33 lat, swojej Wybawicielki i Jutrzenki nieomal wyniósł ją na ołtarze.

Jest to przedziwny musical, pozbawiony i miłości i happy endu. Ewa wiąże się z Peronem nie tyle z potrzeby serca, co dla ka­riery. Ale również nie jest przedstawiona jako pochłonięta żądzą władzy lady Makbet. Rozterek przeżywamy tu zresztą znacznie więcej. Do samego końca nie wiemy czy autorzy są za, czy przeciw, za tytułową bohaterką, za jej politycznym kontrapunk­tem - marksistowskim rewolu­cjonistą Che Guevarą, pełniącym tu rolę jakby narratora, za faszy­stowskim dyktatorem i usłużny­mi policjantami lejącymi przeciwników pałami, za związkami zawodowymi, ich czerwonymi sztandarami i demagogicznymi hasłami, czy nie. Paradoksalne, ale tego spektaklu politycznego nie sposób określić agitką, bo ta w końcu opowiada się za jakąś konkretną racją.

Oczywiście inteligentnemu widzowi nie trzeba wykładać ka­wy na ławę. Niemniej oschła pre­zentacja faktów, bez odrobiny komentarza, nie ułatwia percep­cji utworu, który bądź, co bądź, nie jest suchą informacją praso­wą. I dlatego chętnie obejrzałbym jeszcze w innych teatrach kolejne inscenizacje "Cabaretu" i "Skrzypka", natomiast jeśli chodzi o "Evitę" podejrzewam, że wystarczy mi ta jedna.

Tym bardziej, iż nie sądzę, że mógłbym spotkać realizację lepszą od chorzowskiej. Zbigniew Korpolewski, dyrektor warszaw­skiego teatru "Syrena", który widział spektakle w Londynie i w Nowym Jorku, powiedział mi po premierze, że z taką "wysta­wą", jak w Chorzowie spotkał się po raz pierwszy. Wspaniałe dekoracje Pawła Dobrzyckiego, epatujące albo surową czernią, lub propagandową czerwienią, robią ogromne wrażenie. Świet­nie wykorzystano możliwości sceny obrotowej, przywożącej kolejnych "unieruchomionych" przedstawicieli różnych warstw społecznych Argentyny sprzed 50 lat. Galeria kostiumów zaprojektowanych przez Dorotę Morawetz i "brechtowska" charakte­ryzacja z czarnym makijażem dopełniają przepychu i niesamowitości scenicznego obrazu.

Równie znakomici są wyko­nawcy, zarówno orkiestra, dyrygowana przez szefa muzycz­nego tej premiery - Jerzego Jarosika, jak zespoły: dziecięcy, oraz dorosłych, ten drugi śpie­wający i tańczący. Reżyser Marcel Kochańczyk i chore­ograf Przemysław Śliwa zasypali nas mnóstwem świetnych pomysłów, a scena "Płynie szmal" jest wręcz mistrzowska. Wykonawców głównych ról Michała Bajora i Marii Meyer pozazdrościłyby nam chyba nie tylko polskie teatry. Zarówno strona wokalna, jak i aktorska obydwojga nie pozostawiają absolutnie żadnych wątpliwo­ści. Maria Meyer nie tylko po­wtórzyła, lecz wręcz wzmocniła swój sukces z "Cabaretu", Niestety, nie powtórzył go nieza­stąpiony "Cabąretowy" Wodzi­rej - Jacenty Jędrusik. Rola JPerona w jego interpretacji pozo­stawia niedosyt i wokalny i ak­torski - być może, jeśli chodzi o tę drugą stronę, współwinowajcą jest także reżyser. Peron Jędrusika jest zbyt bezradny, ani tkliwy, ani dyktatorsko bezwzlędny, by mógł stać się trzecim, pełnoprawnym boha­terem chorzowskiego przedstawienia. W dwu mniejszych ro­lach: kochanki Perona i piosen­karza Magaldiego wystąpili z powodzeniem Ewa Grysko i Artur Święs.

Miejmy nadzieję, że premiero­wy pech z awarią nagłośnienia, który kazał przerwać przedsta­wienie, przyniesie tej insceniza­cji sławę ogólnopolską. Wszak za miesiąc chorzowska "Evita" wy­rusza na podbój Warszawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji