Artykuły

Viva Maria!

Niedzielna polska premiera "Evity" Andrewa Lloyda Webbera i Tima Rice'a pełna była zaskoczeń. Naj­pierw zdziwiła skrzypiąca podłoga. To z... przesłodzenia. By zmniejszyć jej śliskość myta jest z dodatkiem cukru. Panie przejęte wydarzeniem, na które zjechało pół Warszawy, Krakowa, i paru innych, także za­granicznych miejsc, pragnąc by nikt na tej premierze nie poślizgnął się, tym razem do wiader z wodą dosypały trzy razy więcej cukru, niż powinny.

Kiedyśmy do skrzypienia odrywa­nych od podłoża butów przywykli, albo już trochę słodyczy się wytarto, na początku drugiej części "wysia­dły" mikrofony. Czujnie i słusznie dyrektor Dariusz Miłkowski spek­takl na chwilę przerwał, mimo iż Michał Bajor nawet bez techniki zdołał przebić się przez orkiestrowe tutti. Po "bisie" zebrał huragan braw, podobnie jak i kreująca w "Evicie" tytułową rolę Maria Meyer. Powtarzała m.in. najsłynniej­szą pieśń tego musicalu "Nie żegnaj mnie, Argentyno", ale i w pewien sposób "cofnąć" musiała swą postać, budowaną od początku z niebywałą konsekwencją. Tylko aktorka wie, ile nerwów ją to kosztowało. Cze­muś takiemu podołać może jedynie największy artysta...

Musical faktu

Od samego początku zaskakuje też niebywała trudność muzycznej materii dzieła Webbera. Ogromnie niewdzięcznym melorecytacjom, recitatiwom i - za wyjątkiem dwóch, trzech - wcale tak łatwo w ucho nie wpadającym pieśniom-ariom, chorzowscy śpiewający aktorzy, jak i muzycy pod batutą Je­rzego Jarosika, podołali wszak zna­komicie. Niektórzy widzowie pytali, czy dla tej piekielnie ciężkiej muzy­ki sprzed już kilkunastu lat, warto było ów wielki trud ponosić. Odra­biamy wszak pewne zaległości a i... Marcelowi Kochańczykowi udało się w owym musicalu faktu (jak trafnie określa KTT) o Argentynie lat czterdziestych, niezwykle dys­kretnie i subtelnie, a zarazem czy­telnie podkreślić elementy, które można odnieść do polskiej sytuacji dzisiejszej. Rzecz na afiszu więc broni się znakomicie. A dochodzą do tego jeszcze wielka dyscyplina wokalna i aktorska całego zespołu i dwie kreacje.

Michał i Maria

Propozycji Michała Bajora nie akceptowałem nigdy dotąd w takiej pełni, jak przychodzi mi to uczynić przy okazji roli Che w "Evicie". Tu przestaje nawet być ważne osławio­ne jego vibrato. Ogromnie muzy­kalnemu wykonaniu piosenek Mi­chał Bajor dodał całe bogactwo ak­torskich środków kreowania posta­ci, która... wcale nie jest konkretną osobą (Che i Evita nigdy nie spo­tkali się) a bardziej - narratorem; i to na miarę chóru w antycznej tragedii. Swoją postacią Bajor w całej różnorodności buduje ten potężny chór, jedyną, ważką kontrę postaci Evity (nie przypadkiem tyl­ko oni pozbawieni są ekspresjonistycznego makijażu z ciemnymi oczodołami i ustami - świetny to pomysł!). Zaskakującym premiero­wym pomysłem było zaprezentowa­nie na bis kolejnego wykonawcy roli Che - Krzysztofa Respondka (zagra już w najbliższą niedzielę, a potem jeszcze do tej roli wejdzie... Paweł Kukiz!). Już wiadomo, że z tej "trójobsady" wyjdzie wielce intrygująca rzecz, do zanalizowania której na pewno powrócę.

Wreszcie rzecz najprzyjemniej­sza: serdecznie przez publiczność oczekiwany, i spełniony!, ogromny sukces Marii Meyer w roli tytuło­wej. Jeśli nawet Bernard Hanaoka zachowywał po premierze japoński spokój, to pospektaklowe uklęknię­cie przed Marią Meyer samej... Ha­liny Gryglaszewskiej czy Emilii Krakowskiej stwierdzenie wobec młodszej chorzowskiej koleżanki:

- Jest nie tylko wspaniałą aktorką, ale po prostu i prawdziwą gwiazdą! Jest nią, bo tylko w takim zespole rodzi się gwiazda - mówią za sie­bie. Maria Meyer zaimponowała ty­le wokalnie co i znakomitym uję­ciem roli postaci, o którą pytano:

- Madonna czy dziwka? Odpo­wiedź na nie jest niezwykle złożo­na. Artystka zadziwia więc ogrom­nie konsekwentną i udaną obroną kobiety. Nie Evity uwikłanej w po­litykę, z jej najbrudniejszymi stronami, ale życia ubogiego dziewczątka, marzącego o wielkim świecie i z całą konsekwencją, chyba na­wet za każdą cenę do niego dążące­go. Maria Meyer Evity nie osądza. Po prostu nią jest; w całym wachlarzu emocji, jakie zapewne tyl­ko kobieta może sobie wyobrazić o drugiej kobiecie; w każdej, nawet moralnie wątpliwej, chwili życia swej bohaterki. Viva Maria!!!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji