Artykuły

Jednolite bogactwa

W przedstawieniu "Snu srebrnego Salomei", które dał Teatr Narodowy, inscenizator Adam Hanuszkiewicz jest urzeczony bogactwem poematu. A także - precyzyjną jego budową. Ileż wątków, spraw, perspektyw! Starcia dwóch bliskich sobie narodów. Groźny, największy od czasów Chmielnickiego, konflikt społeczny. Odpowiedzialność za czyny, czy bezczynność. Sprawa ekspiacji. Tęsknota za rodzinnym krajobrazem. Zależność ludzkiego losu od sił pozaziemskich. Starcie legalizmu i buntu, zapowiadające "Samuela Zborowskiego". A równocześnie: namiętność. Bo nie jest przypadkiem, że podtytuł utworu brzmi: "romans dramatyczny". Miłość Semenki do Salomei decyduje nie tylko o jego przyłączeniu się do rebelii, ale i o losie Gruszczyńskiego. Gdy Regimentarz pyta Semenkę, jak mógł "takie płomienie zapalić?", Kozak, odpowiada: "Sercem panie..." Znaczy to tyle, co porywem uczuciowym. Ale i siłą miłości, energią rozpaczy.

Tak więc bogactwo spraw służy w tym dramacie - ładowi konstrukcji. Stary husarz, Gruszczyński, miał moment znużenia w chwili wybuchu Konfederacji Barskiej. Nie posłuchał apelu, został bierny. Słowacki identyfikował Konfederację z Powstaniem. Absencje, bierność wymagają ekspiacji Kryła się tu aluzja do samego Słowackiego, zachowania się podczas Insurekcji. Poeta raz po raz do tej sprawy wracał, choć mógł mieć sumienie czyste. Rząd Narodowy zlecił mu funkcja kuriera dyplomatycznego, wiozącego ważne dokumenty, Niemniej sprawa stalą się kompleksem. Jak widać, wszystko się wiąże w "Śnie srebrnym Salomei". I wszystko nabiera poetyckich rozmiarów.

Hanuszkiewicz do tego zmierzał, by nie osłabić żadnego z blasków poematu. Przedstawienie jest czyste, konsekwentne, klarowne. Dokonano niewielkich tylko skrótów. (Na krakowskiej prapremierze Kotarbiński opuścił 1/4 tekstu). Inscenizator słusznie czyni, gdy niektóre monologi narracyjne przemienia w wizje. Skorzystano ze wskazówek tekstu, określających ruch sceniczny. Monologi Semenki już w pierwszym akcie przeobrażono w rozmowy. Jedyne poważniejsze odstępstwo od tekstu na tym polega, że wielki monolog Wernyhory podzielono na dwie części. Pierwszą umieszczono w IV akcie. Końcowe zjawienie się lirnika umieszczono jako pointę o dramatycznym i poetyckim znaczeniu.

Staje się on jedną z najważniejszych postaci. Wernyhora jest tu inny niż w "Weselu" czy u Matejki, ale stanowi zapowiedź tamtych wcieleń. "Ustami klnącymi" nie przeklina gdyż widzi już groźbę - dla obu społeczeństw. Jest prorokiem, obejmującym nie tylko obecne, ale i przyszłe, dalekie, wydarzenia. Przeczuwa perspektywę klęski i zmartwychwstania. Ważne więc jest, że rolę tę objął aktor o dużej gila wyrazu, Wojciech Siemion. Jasność i swoboda w operowaniu wierszem, wyczuciem ludowego stylu, zdolność poetyckiego akcentowania dają tej roli rangę niezwykłą.

Obok niego Wojciech Brzozowicz, jako Pafnucy. On także, choć w inny sposób, pięknie włada kadencją wiersza, czyni ją giętką. Niezwykła postać zawieszona została na pograniczu dwóch światów. Polak wałczący przeciw "hajdamakom", dobrze ich jednak rozumie, uczuciowo staje po ich stronie.

Trzecia postać z polsko-kozackiego pogranicza - to Sawa. Trudną tę rolę gra Krzysztof Kolberger. Ma "wejście" efektowne i mocne, nagrodzone oklaskami.

Rolę Regimentarza objął Henryk Machalica. W spektaklu reżyserowanym przez Skuszankę, w 1963 roku, Władysław Hańcza przybrał ton kabotyna. Machalica ujął sprawę inaczej. Jego Regimentarz jest poważny. Wierzy w swą misję. W pierwszych scenach trochę mniej pewny, nie opanowujący "kontuszowego" gestu, wznosi się pod koniec do jednolitego tonu.

Inne ważne role powierzył Hanuszkiewicz młodzieży aktorskiej. Ujął mnie oryginalny sposób interpretowania roli Semenki przez Waldemara Kownackiego: gniewny, chwilami wpadający w zaśpiew czy przeszywający krzyk. Anna Chodakowska miała momenty piękne, np. scenę miłosną w I akcie czy przywołanie marzeń o Narodzeniu Pańskim. Na ogół jednak była onieśmielona rolą Salomei, jej somnabulizmem, syntezą namiętności i romantyzmu; Marcin Sławiński nie wydobył pełnej ekspresji ze scen cynicznych. Potem był bardziej przekonywający. Grażyna Szapołowska operowała nietrafnymi środkami jako Księżniczka.

Hanuszkiewicz wystawił utwór w jednolitej scenografii, skomponowanej przez Jerzego Czerniawskiego. Rzecz dzieje się w stepie, w którym szaleje na początku piaskowa burza. Mankamentem są nietrafne kostiumy kobiece oraz pozbawione wyrazu figury Aniołów. Jednak przez swój entuzjazm, odkrywczość, ascetyzm i konsekwencję spektakl "Snu" w Teatrze Narodowym daje mocne przeżycie.

[data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji