Artykuły

Sen, śmierć i miłość

A zatem na scenie narodowej znów premiera wielkiego dramatu narodowego. Premiera znacząca i nazwiskiem autom i kształtem samej inscenizacji. Jest "Sen srebrny Salomei" potężnym freskiem historiozoficznym, w którym Słowacki łączy studia nad psychologią upadku szlacheckiej Rzeczypospolitej z analizą materii snu i cielesności śmierci. Calderon kłania się tu Towiańskiemu, mistycyzm przeplata się z krwistą rodzajowością, hajdamak Gonta przedrzeźnia dziadka Wernyhorą. W dwie barwy miłości grają Salomea i Księżniczka, o swe prawo do kochania bije się Semko i Sawa, Leon łączy w dwuznaczny związek regimentorski honor i szczenięce fanaberie, dmie w surmy swej pańskości, Regimentarz kokosi się szlachciurskim sobiepaństwem Gruszczyńskiego,

Już sam rejestr głównych bohaterów, utworu ujawnia złożoność spraw, o jakich tu mowa, tłumaczy tez stale sąsiedztwo w tym tekście ironii i tragizmu, patosu i liryczności. A jest w "Śnie srebrnym Salomei" jeszcze jeden, choć nie uwidoczniony w spisie person, bohater. To Ukraina, wstrząsana paroksyzmem kozackich rebelii, płonąca pożogą, zlewana posoką. Nie jest oczywiście Słowacki kronikarzem lat hajdamacczyzny, fakty z realnej wypożyczone historii służą mu jedynie za ornament. Tyle że ornament to kreślony ogniem, a o złożoności w sympatiach polskiego poety niech zaświadczy fakt, że "Sen srebrny Salomei" wystawiał w radzieckim Kijowie robotniczy pisarz, Witold Wandurski.

Jest wielką zasługą Adama Hanuszkiewicza, że jego inscenizacja nie uroniła niczego z tej poetyckiej dwuznaczności słowa, którym mówiony jest "Sen srebrny", zaś wiodąc swoisty kontredans między tym, co krwiście ziemskie, a tym, co księżycową poświatą tkane, potrafiła z tej obrazów migotliwości wywieść sceniczną jedność. Spektakl Hanuszkiewicza jest bowiem przykładowo przejrzysty, w swej klarowności niemalże oczywisty. Zamęt grzechów, zbrodni i romansów zyskuje swój naturalny porządek, a jeśli finał wprowadza tu pewien ton niepokoju, sprawa to wieszczby Wernyhory (mistrzowsko nb. cieniuje swój monolog Wojciech Siemion), a nie wątpliwości inscenizatora. Natomiast ornamentyką ukraińską czyni Hanuszkiewicz jedynie egzotycznym tłem dla opowieści o losach protagonistów. Tło, wyraziste, ale tło. Sugestywnie podbarwione przez Czerniawskiego, ale nie wiążące głównej uwagi heroin i herosów.

Takie przestawienie akcentu z tego, co ogólne, na to, co indywidualne, wydaje mi się najbardziej znaczącym wyróżnieniem tej inscenizacji, programowo opozycyjnym wobec dawnych prób Krystyny Skuszanki, przytem racje zawarte w samym tekście poety zdają się być ambiwalentne, a decyzje Hanuszkiewicza pięknie służą aktorom. To zawsze zaleta.

O pełnej prostoty i precyzji w operowaniu słowem kreacji Siemiona już wspomniałem, tuz za Wernyhorą postawiłbym interpretatorów innych ról męskich: Krzysztofa Kolbergera jako przepełnionego ogniem, miotanego wewnętrzną sprzecznością swych obowiązków Sawą: Marcina Sławińskiego jako maskującego elegancją słowa, miałkość własnych postępków Leona oraz Henryka Machalicę, który z przykładną dbałością o brzmienie frazy, o kontrastowość wiersza prowadził rolę Regimentarza (skoro już jestem przy męskiej obsadzie, jeszcze wyrazy uznania dla Wojciecha Brzozowicza za wyraziste podanie tyrady o kaźni Gruszczyńskiego).

Grażyna Szapołowska nadała swojej Księżniczce wymiar kobiety bardzo zakochanej, choć nie w pełni świadomej skali swoich afektów; rozpływał się nieco w ujęciu młodej artystki tak istotny wątek realności jako podświadomego motoru działań Księżniczki: Anna Chodakowska właśnie tę swoją Salomei nadrealność przekazała z urzekającą delikatnością, zwłaszcza w II części widowiska, w scenie z Semenką. Wielka szkoda, że odtwórca tej właśnie roli, Waldemar Kownacki, zawiódł emfatyczną deklamacją zastępując ogień namiętności, co targają duszę jego tragicznego atamana-kochanka. Jerzy Prażmowski jako stary Gruszczyński nie wyszedł ponad poprawność.

Plastyczna wizja Jerzego Czerniawskiego dodawała atrakcyjności przedstawieniu: zachwyciła mnie kolorystyka jego kostiumów, w których finezja wykrojów łączyła się znakomicie z sarkastycznym wyolbrzymieniem kostiumologicznego detalu; przepysznie przebrane postaci barwiły sobą zielony dywan murawy, który stanowił tutaj główny plan sceniczny, światłami reflektorów przemieniany w podwórce, salony, i jary ukrainne. Nie zetknąłem się do tej pory z teatralnymi preparacjami Czerniawskiego. "Sen srebrny Salomei" każe namawiać utalentowanego grafika do częstszych wizyt w teatrze...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji