Artykuły

Performer Bruno Schulz

- Schulz nigdy nie napisał tego "Mesjasza", na którego poszukiwaniach strawili całe lata Jerzy Ficowski, bratanek pisarza Alex Schulz czy ambasador Szwecji Jean Christophe Öberg. Nie istnieje w jego listach ani jedna wzmianka o tym, czego miałby dotyczyć, za to mnóstwo zapowiedzi, że go pisze. Mój spektakl "Bruno Schulz: Messias" będzie właśnie opowieścią o tym "braku", poszukiwaniach i tęsknocie za "Mesjaszem" - mówi reżyser Michał Zadara przed dzisiejszą premierą w Schauspielhaus w Wiedniu.

Michał Zadara wystawia dziś w wiedeńskim Schauspielhaus spektakl o poszukiwaniu "Mesjasza" - powieści, która miała być summą artystyczną Brunona Schulza, a której rękopis bezskutecznie próbowały odnaleźć pokolenia badaczy

Joanna Derkaczew: Pan wie, gdzie jest "Mesjasz"?

Michał Zadara: Książka Brunona Schulza, którą podobno napisał, której od dziesięcioleci szukają badacze, krewni pisarza oraz ludzie zupełnie z nim niezwiązani - ta książka istnieje, tylko nie w formie pisanej.

To nie o niej robi pan spektakl w wiedeńskim Schauspielhaus?

- "Mesjasz" to pierwszy i może najodważniejszy performance w polskiej kulturze. Nie mam na to dowodów, ale jestem pewien, że Schulz zainscenizował pisanie "Mesjasza". Jego dzieło życia, o którym nieustannie opowiadał, jest najprawdopodobniej pomysłem, który dziś w sztuce określa się jako "fake".

Schulz nigdy nie napisał tego "Mesjasza", na którego poszukiwaniach strawili całe lata Jerzy Ficowski, bratanek pisarza Alex Schulz czy ambasador Szwecji Jean Christophe Öberg. Nie istnieje w jego listach ani jedna wzmianka o tym, czego miałby dotyczyć, za to mnóstwo zapowiedzi, że go pisze. Mój spektakl "Bruno Schulz: Messias" będzie właśnie opowieścią o tym "braku", poszukiwaniach i tęsknocie za "Mesjaszem".

"Wiesz - powiedziała mi rano matka - przyszedł Mesjasz. Jest już w Samborze". Te zdania nigdy nie miały powstać?

- Z tego, co ostatnio badacze wykryli, zmyślił je Artur Sandauer, który jako pierwszy uwierzył w "Mesjasza" i rozpowszechniał ten "cytat", twierdząc, że to pierwsze zdanie rękopisu, który on sam widział.

Wszyscy się wciągnęli w ten performance Schulza. On tęsknił za dziełem doskonałym. Wyraził to dobitnie w opowiadaniu "Księga". Księga była dla niego postulatem, zadaniem, czymś co należy całe życie realizować bez nadziei na dopełnienie. Ale nawet jeśli Schulz wymyślił jej napisanie, to na pewno nie spodziewał się, że naziści i Holocaust staną się częścią tego projektu - że drastycznie uwypuklą jego sens. Przez okrutną śmierć jego twórcy "Mesjasz" stał się metaforą zagłady całego międzywojennego świata żydowskiego, wręcz niewyobrażalnej utraty wiedzy, kultury i dziedzictwa.

Kiedy dostałem propozycję pracy w Wiedniu, od razu pomyślałem o Schulzu. On tam studiował, w sumie spędził tam blisko trzy lata. Zawsze marzył, by tam wrócić, pracować, uczyć się, publikować. Pomyślałem, że skoro zdarzyło się już takie świństwo, skoro go tak bezsensownie zabito, a tyle jego tekstów zagubiono - to przynajmniej można mu dać premierę na wiedeńskiej scenie.

Pan też uczył się w Wiedniu, potem studiował w Stanach - co pan wie o zagubionych sztetlach, mitycznych światach przedwojennej Ukrainy?

- Schulza czytałem po raz pierwszy w angielskim przekładzie, przypadkiem, uziemiony w domu jakiegoś znajomego w Connecticut. Ale nigdy nie widziałem w nim etnografa magicznego świata Kresów Wschodnich. Schulz opisywał codzienność, nie godząc się na banalność czy szarość. Każdy dzień miał być wydarzeniem, każde zjedzone jabłko, każda przeczytana książka - czymś niepowtarzalnym.

Walter Benjamin tak pisał o żydowskim pojęciu czasu: "Każda sekunda staje się furtką, przez którą może wejść Mesjasz". Proza Schulza jest chyba najdoskonalszym przykładem takiego pojmowania świata. Przecież to, co on zrobił swoim "Mesjaszem", to w rzeczywistości rzucenie jakiegoś uroku na cały świat.

Dziś jadąc na Ukrainę, patrzymy na każdy dom, każde mieszkanie i myślimy: "A może tam właśnie jest rękopis Schulza". A może dostał się jakoś do Warszawy i spoczywa pod moim domem, w spalonym bunkrze getta? A może jest w Moskwie, w archiwach KGB? A może w Szwecji, wśród pamiątek po Öbergu? A może kupił go jednak Alex Schulz i ukrył w Kalifornii? Istnieje teoria, że Schulz opakował "Mesjasza" w inną okładkę, i że naziści go wywieźli do jakiejś biblioteki w Niemczech. Cały świat stał się naznaczony przez "Mesjasza". I to, co jest naprawdę genialne w tej historii: koniecznym składnikiem mojej teorii jest to, że może nie mam racji - czyli że Mesjasz gdzieś naprawdę jest.

Dotarliście do jakichś nowych śladów, tropów, które zostawił?

- Ani ja, ani Małgorzata Sikorska-Miszczuk nie podjęliśmy nowych badań. Ciekawe, że nikt tego do końca nie zbadał - nikt nie zadzwonił do wszystkich potomków ambasadora Öberga, pytając, czy zostały po nim przypadkiem jakieś notatki. A przecież tylu jest doktorantów polonistyki, którzy mogliby zapewnić sobie chlubne miejsce w historii. To wielkie zaniedbanie polskiej kultury.

W scenariuszu, który stworzył pan na podstawie sztuki Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk "Projekt Mesjasz", pada określenie "artysta eksportowy".

- Małgorzata Sikorska-Miszczuk wydobyła dysonans pomiędzy dziełami sztuki a instrumentalizacją, jaka się odbywa w polityce kulturalnej. Polityka kulturalna - szczególnie ta zagraniczna - stara się udowodnić, że kultura jest także świetnym towarem - co jest oczywiście prawdą, ale pomiędzy treścią Mazurka Chopina a jego marketingiem jest ziejąca przepaść - i czasami się zdarza, że cała treść wpada w tę przepaść.

Z drugiej strony, za czasów Schulza nikt go nie "promował", co jemu na pewno nie wyszło na dobre. On sam wiedział, że był pisarzem światowego formatu - mimo całego zakompleksienia i skromności. Był człowiekiem o ogromnych ambicjach, bardzo mu zależało, by być rozpoznawalnym za granicą. Wysyłał swoje rękopisy do wydawców i twórców niemieckich, m.in. do Tomasza Manna. Czuł, że jest za wielki na polski rynek, bardzo chciał porzucić codzienną rutynę, pracę zarobkową i po prostu tworzyć, rozmyślać, mówić mądre rzeczy. Zabrakło wtedy stypendiów, wyjazdów i programów operacyjnych. Gdyby były, może "Mesjasz" by nas zbawił już sześćdziesiąt lat temu i nie byłoby tego całego fiaska, które wydarzyło się po 39 roku.

Schauspielhaus w Wiedniu, "Bruno Schulz: Der Messias", Małgorzata Sikorska-Miszczuk i Michał Zadara, reż. Michał Zadara, premiera 9 października

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji