Artykuły

Brzytwa

"Oczyszczeni" Sarah Kane w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego to mistrzowski spektakl otwierający terytoria, których istnienie podejrzewaliśmy, ale na które baliśmy się wkroczyć.

"Chcę się z tobą bawić". Ciemno ubrana kobieta kręcąc się na szpitalnym taborecie zaczyna "Oczyszczonych" cudownym monologiem o miłości, o oddaniu, ofiarowaniu, o tęsknocie za miłością. Słowa są nieomal substancjalne, stają się. "Zatracić się w miłości i jakimś cudem opowiedzieć ci choć trochę o nieprzepartej, przemożnej, bezwarunkowej, rozpierającej serce, wzbogacającej umysł, ciągłej, wiecznotrwałej miłości do ciebie". Delikatny, cichy głos jest lekki i promienny. Aktorka jest Austriaczką, siłą rzeczy mówi po polsku z silnym, śpiewnym akcentem. Wysiłek wkładany w poprawną artykulację jest kolejnym świadectwem miłosnego zaangażowania. Dla ukochanej osoby można nauczyć się niepojętego języka, tylko po to, by zbliżyć się do niej słowem.

Ten jasny i cudowny tekst został do "Oczyszczonych" dodany. Pochodzi z innego dramatu Sarah Kane. Jest jak pieśń nad pieśniami, opowieścią o cudzie, który pozostaje tęsknotą. Prologiem do piekła miłości niespełnionych, ale nie melodramatycznie czy choćby teatralnie. Ten tekst jak nitka światła w spektaklu Warlikowskiego wprowadza w dotkliwy mrok śmierci i cierpienia, sadystycznych szaleństw i pełnych poświęcenia ofiarowań. I trzeba o nim do końca pamiętać, bo tylko owa nitka światła może wskazać drogę wyjścia z labiryntu Kane. Inaczej, dotknięci przez jądro ciemności, możemy pozostać w mroku na zawsze.

Jak czytać Sarah Kane?

Kiedy teksty Sarah Kane pojawiły się w Polsce, od razu opatrzone mylącą metką "nowego brutalizmu", było jasne, że pojawiła się autorka, której dzieło wymaga odrębnego języka teatralnego. Pierwsza próba wystawienia "Zbombardowanych" przez Towarzystwo Teatralne okazała się monstrualną porażką. Tych na wskroś poetyckich dramatów nie da się wystawiać rodzajowo. To nie są opowieści o tym, że ktoś kogoś zgwałcił, poniżył, że ktoś zjadł dziecko. Tak samo jak "Król Lear" nie jest opowiastką o władcy, któremu wydłubano oczy, ani "Hamlet" historią nadwrażliwca, któremu stryjek zabił ojca wlewając truciznę do ucha. Teksty Sarah Kane potraktowane rodzajowo umierają. Stają się wulgarne i banalne. Towarzysząca im zaś aura skandalu ("tam są brzydkie słowa i nieprzyzwoite sceny") jeszcze bardziej niszczy poetyckie dzieło na miarę największych dramaturgów.

Kto przygląda się genialnemu rozbłyskowi teatru Krzysztofa Warlikowskiego, wie, że ten reżyser buduje swój teatr w głębokim mroku, na krawędzi otchłani, za którą nie można już formułować żadnych pytań w ludzkim języku. Jego "Bachantki" stawiały pytanie o naturę bóstwa tak odważnie, że odpowiedź na nie mogła przyjąć tylko poetycki kształt wydobyty z przerażającego tekstu Eurypidesa. "Oczyszczeni" w jego reżyserii stawiają pytania równie poważne i straszne, tym straszniejsze, że wypowiedziane dosadnie językiem współczesnym, który pozbawia widza bezpiecznego dystansu, jaki odczuwa do klasyki.

Sztuka Sarah Kane realizuje cały mechanizm katharsis opisany przez Arystotelesa, a jego przeżycie jest przygodą drastycznie niebezpieczną, zarówno dla aktorów, jak i widzów. Warlikowski popycha publiczność w otchłań tekstu, nie pozwalając na bezpieczny pobyt na widowni. Sarah Kane prowokuje. Rozwala brutalnie fałszywe słodkie love story codzienności. Warlikowski odkrył największą tajemnicę "Oczyszczonych" stawiając najprostsze pytania, jakie reżyser musi zadać tekstowi: gdzie to się dzieje i kim są bohaterowie.

ŚWIAT ZŁEGO BOGA

W skromnych didaskaliach do "Oczyszczonych" miejsce akcji zdefiniowane jest precyzyjnie: "Na terenie uniwersytetu". Bohaterowie noszą zwykłe imiona, są zwykłymi ludźmi. Młodzi, przebywają w izolacji uniwersytetu, pod nadzorem Tinkera, który sprawuje tu niepodzielną władzę. Nawet jeśli uniwersytet szybko zaczyna wyglądać podejrzanie, nigdy nie otrzymuje innej jednoznacznej definicji. Mimo że Tinker nazywany jest doktorem, to sam wypiera się medycznej profesji. Domniemanie, że znajdujemy się w szpitalu psychiatrycznym, jest tylko jedną z możliwych interpretacji, a nie określeniem zaczerpniętym z tekstu. Szpital-nieszpital, więzienie-niewięzienie, obóz-nieobóz. A więc co? A kim tak naprawdę jest Tinker? Ma pełną władzę nad wszystkimi pensjonariuszami tego dziwnego miejsca. Wymierza im kary i daje nagrody. Jest mściwy, zazdrosny i okrutny. Jest nieszczęśliwy. A więc? Pozostaje tylko domniemanie, uprawnione sugestią reżysera. Tinker jest złym bogiem. Spełnia wszystkie nasze złe myśli i nie pozwala kochać, bo sam nie jest kochany i kochać nie umie. Zabija, gwałci, poniża, kaleczy, niszczy, upadla. Jest bogiem złym, ale jedynym, innego w tym świecie nie ma i raczej nie będzie. Co więcej, nie ma też niczego poza tym światem. Dziwny uniwersytet pokaza4J ny na scenie jest całym uniwersum, bardzo szczelnym. Nie ma żadnych mikro- i makrokosmosów.

Patrzymy na ekstremalne historie miłosne: drastyczne związek homoseksualny, w którym obowiązuje pełna dysproporcja uczuć, wyrachowanie chłodzące czystą i ofiarną namiętność; opłakiwanie zmarłego brata przez siostrę, która przeistacza się w mężczyznę, stając się bratem (tu dobrze widać horyzont odwołań literackich Sarah Kane, podskórną grę konwencjami i odwołaniami: Grace jest po trosze Antygoną, a wraz ze zmarłym bratem Grahamem, obecnym na scenie jako duch, stanowi współczesną realizację fabularnego schematu bliźniąt, tak kochanego choćby przez Szekspira), miłość homoseksualnego chłopca do Grace, która zastępuje mu matkę czy wreszcie historię związku Tinkera z kobietą z peepshow, czyli namiętność do kiczowatej ikony sex popkultury.

Skoncentrowana prowokacyjna dawka okrucieństwa uczuć zaczyna trafiać do widzów przez skórę, odczuwamy wszystkie zdarzenia prawie fizycznie: bicie, tortury i poniżenia zadawane przez Tinkera przy pełnym przyzwoleniu torturowanych i ich ukochanych. Szybko pęka pancerz świętego mieszczańskiego spokoju. Szybko zdajemy sobie sprawę, że oglądamy hiperbolę naszej codzienności. Już wiadomo, że nie siedzimy na żadnej widowni, jesteśmy tam, tak samo jak oni, podłączeni setkami drucików do wysokich napięć Sarah Kane, zmuszeni wejść w jej piekielny świat i poczuć, co znaczy nie kochać, co znaczy zły bóg spełniający nasze najdziksze pragnienia, co znaczy brak Boga. To jest nasze życie! Nawet jeśli to uniwersytet, szpital albo obóz. Teraz możemy tylko zgodzić się na to i zacząć przeżycie katharsis albo tchórzliwie krzyknąć "skandal" i wyjść trzaskając drzwiami. Siedzimy coraz bardziej sztywni z przerażenia patrząc jak Tinker odcina kolejne części ciała Carla i wiemy, że robi to nie tylko za przyzwoleniem jego chłopaka, Roda, ale także za naszym, na naszą prośbę. Już teraz wiemy, że my też pozwalamy na to, by nasi bliscy byli okaleczani, by cierpieli obok nas.

"CIEBIE CZY JEGO..."

Przestrzeń właściwie pusta. Klinicznie czysta, chłodna. Z lewej lustrzana ściana. Z prawej korytarz osłonięty półprzejrzystym szkłem. W głębi podłużnego pomieszczenia ściana z białymi kafelkami i rzędem srebrzystych pryszniców. Na podłodze wymalowane turkusowo-oranżowe boisko sportowe. Worek do treningów bokserskich, kozioł gimnastyczny i szpitalne łóżko, przeczyste, lśniące chromem metalowej konstrukcji. Chłodna, sterylna sala gimnastyczna. Z lewej jeszcze rząd czarnych kaloryferów, które zdają się pochłaniać całe ciepło. W kolejnych scenach przestrzeń tonie w jednolitym, głęboko nasyconym kolorowym świetle: błękitnym, czerwonym, żółtym, zielonym. Dwukrotnie pojawiają się też gigantyczne projekcje wideo. Soczystozielona łąka porośnięta fioletowo-różowymi kwiatami i ptak przelatujący nad skierowanym w niebo obiektywem kamery. Wbrew didaskaliom, którym reżyser na ogół pozostaje wierny, nie ma w spektaklu błota ani biegających szczurów. Nie ma ani śladu brudu. Nieskazitelność przestrzeni podnosi grozę kaźni. Precyzja scenografii Małgorzaty Szczęśniak i nieprzytomna uroda światła reżyserowanego przez Felice Ross czynią spektakl jeszcze bardziej okrutnym.

Po miłosnym monologu otwierającym spektakl (wykonuje go Renate Jett, która potem śpiewa pieśni, jak jednoosobowy chór w tej ogólnoludzkiej tragedii) na scenie pojawia się Tinker (Mariusz Bonaszewski) i Graham (Redbad Klynstra). Tinker w skórzanych spodniach i białej kurtce wygląda groteskowo i trywialnie, dyskotekowy elegant. Podgrzewa narkotyk dla Grahama. Jest przecież bardziej dealerem niż doktorem. Graham chce odjechać, wykonuje zastrzyk w oko. Umiera. Dalej Rod (Jacek Poniedziałek) i Carl (Thomas Scheiberer). Stoją na proscenium, trzymają się delikatnie za ręce. Carl oświadcza się Rodowi prosząc o wymianę obrączek. Reprezentują dwa stereotypy homoseksualnej powierzchowności: Rod w kolorowym dresie, z krótkimi tlenionym włosami, mocny, muskularny, i Carl delikatny, w jasnych ubraniach, z roziskrzonymi oczami i twarzą, która mówi "nie zabijaj". Rod nie chce przyjąć oświadczyn Carla. Przez szybę podgląda ich Tinker, który od tej pory aż do końca chodzi w nieświeżym garniturze, powłócząc nogą, kulawy diabeł, miałki bies.

W następnym wątku pojawia się Grace (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik), siostra Grahama. W przejrzystej sukni w czerwone maki, w butach na wysokim obcasie nerwowo spaceruje po scenie. Wygląda wulgarnie, kiedy domaga się ubrania po zmarłym bracie (ciała zmarłych na "uniwersytecie" pali się). Każe je zdjąć Robinowi (Tomasz Tyndyk), opóźnionemu w rozwoju homoseksualiście. Od tej pory Grace będzie chodziła w ubraniu swojego brata (a Robin w jej sukience). Kiedy zacznie pojawiać się duch/ciało zmarłego Grahama, wyglądają identycznie, jak bliźnięta, z rdzawoczerwonymi czuprynami na głowie. Grace zostanie tutaj, na uniwersytecie, dąży do zmiany płci.

Pora na trzeci wątek: kobieta z peepshow (Stanisława Celińska). Ubrana w burdelową czerwoną bieliznę, obfita, wylewa się z ciasnych pasków i gorsetu. W tandetnych czerwonych butach na klockowatym obcasie tańczy, pokrzykuje wyrzucając w górę długie blond włosy. Peepshow uruchamia Tinker, wrzucając z brzękiem kolejne żetony. Przychodzi tu porozmawiać, nazywa kobietę Grace, przenosząc na nią swoje uczucie do siostry Grahama. Tak wygląda szkielet fabularny sztuki. Wszystkie historie miłości, nienawiści, ofiarowania i śmierci dzieją się jednocześnie, w sadomasochistycznym rytmie splatając ból z rozkoszą i śmierć z seksem.

Osią spektaklu jest męczeństwo Carla. Najpierw pobity przez niewidzialnych oprawców do nieprzytomności (siedzi na proscenium wijąc się od ciosów wymierzanych wiszącemu w głębi workowi treningowemu), potem traci język obcięty przez Tinkera (znów bez fizycznej dosłowności), dłonie i stopy odrąbane siekierą, na odległość, ale tym dotkliwiej. Z wolna przeistacza się w niemy kadłub, straci jeszcze penisa, który posłuży do przeszczepu podczas transseksualnej operacji Grace. Zanim to jednak nastąpi, pozbawiony języka wypisze na podłodze kredą: "Powiedz, że mi przebaczasz". To prośba adresowana do Roda. Za to Tinker odrąbie mu ręce, stopy straci za taniec miłości, oczywiście tańczony dla Roda. Ostatnia wspólna scena Roda i Carla to scena na wskroś miłosna. Rod nagi do pasa, z obnażonymi genitaliami siedzi na krześle obok kompletnie nagiego kadłuba Carla. Jedną rękę kładzie na swoim przyrodzeniu, drugą na przyrodzeniu Carla. Wreszcie dochodzi do wyznania, na które czekał Carl: "Zawsze będę cię kochał. Nigdy cię nie okłamię. Nigdy cię nie zdradzę. Nigdy cię nie opuszczę. Na moje życie." Kiedy tym razem pojawi się złowróżbny Tinker i zapyta: "Ciebie czy jego, Rod? Co ma się stać?" Rod odpowie: "Mnie. Nie Carla. Mnie." Zrób to mnie. Rod jest gotów na to, na co od początku gotów był Carl: umrzeć za ukochanego, ponieść ofiarę. Ginie z poderżniętym gardłem. W głębi obok gimnastycznego kozła pojawia się kobieta - chór z obnażonym biustem, w różowej peruce. Przyrasta do gimnastycznego sprzętu jak centaur do swego końskiego tułowia. Kolejna pieśń jest pieśnią nienawiści: "Fuck you for ejecting me, for missing up my life....".

Grace i Graham też mają swoją scenę miłosnego uniesienia. Wspaniały taniec, w którym Grace naśladuje każdy ruch brata (tańczą jeden z utworów z filmu "In the Mood for Love", wśród obłąkanych kwiatów porastających nagle białe ściany). Ma też swoją scenę miłosną Tinker i kobieta z peepshow. Kobieta, do tej pory będąca ofiarą Tinkera, przesycona pragnieniem ofiarowania, obnaża piersi. Siedzi nieporuszona wpatrzona przed siebie. Obok Tinker, który cały czas podejmuje próbę masturbacji. Kobieta mówi "Kocham cię. Myślę o tobie, kiedy... I marzę, że to ty, kiedy..." Czas na Tinkera: "Najcudniejsze k... cycki jakie w życiu widziałem". Dalej kobieta zaczyna mówić wulgarnie jak bohaterka filmu pornograficznego, by w końcu ofiarować się Tinkerowi w całości, by przyjąć imię Grace.

CHŁODNO I OSTRO

Boję się tekstu Sarah Kane i boję się spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego. To dzieła doskonałe i niepojęte. Przerażające jak spojrzenie w ciemną otchłań. Co pozostaje? Powrót do początku spektaklu, do miłosnego monologu zredukowanego chóru (a może przeznaczenia?). Albo wiara w jasne przesłanie finału sztuki, który należy do Grace i Carla, oczyszczenie dokonane najbrutalniejszą metodą i najbardziej drastycznymi środkami. Ale czy dzisiaj możemy oczyścić się inaczej? Nie da się zedrzeć z nas pancerza hipokryzji i samozadowolenia innymi metodami, jak tylko teatrem, który atakuje przez skórę. Warlikowskiemu udało się wywołać porażenie poezją. Fizyczne porażenie poezją.

Aktorzy grają fantastycznie, wszyscy. Warlikowski doprowadza ich do głębokiego uczestnictwa we wspólnym przeżyciu, przeprowadza przez odmienne stany świadomości z intensywnością umożliwiającą pociągnięcie za nimi widzów. Precyzyjnie i bez "pieriezywania". Chłodno i ostro. Jak brzytwą po oczach.

Ten mistrzowski spektakl znowu odmieni polski teatr, otwiera bowiem terytoria, których istnienie podejrzewaliśmy, ale na które baliśmy się wkroczyć. A jeśli komuś starczało odwagi, to brakowało talentu. To nie jest skandal ani bluźnierstwo, bo te wynikają z chęci zrobienia na kimś wrażenia, a tekst "Oczyszczonych" wypływa z rozpaczy i beznadziejnego dążenia do słońca. To podróż do kresu nocy. U kresu nocy jest jutrznia, nadzieja miłości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji