Artykuły

Ostro na początek

Tegoroczne Interpretacje rozpoczął jeden z najgłośniejszych spektakli ostatnich lat - "Oczyszczeni" Sarah Kane w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. Niektórym nawet się podobało, ale była to zdecydowana mniejszość

Część widzów wyszła ze spektaklu umęczona lub zniesmaczona, dobrze się jednak stało, że mieliśmy okazję obejrzeć w Katowicach tę słynną już realizację. Przede wszystkim po to, by wiedzieć, co krytykujemy lub chwalimy. Opinie są krańcowo różne - od zafascynowanych twórczością brytyjskiej brutalistki apologetów, po pełne świętego oburzenia głosy teatralnych konserwatystów. I nic dziwnego, bo sztuka, jak i przedstawienie pokazują nam świat rodem z najczarniejszych koszmarów.

"Oczyszczeni" to niezwykle brutalna, drastyczna i chwilami odrażająca wizja współczesnego świata, w którym nie ma miejsca ani na miłość, ani na nadzieję, ani na wiarę.

Bohaterowie spektaklu to ludzie żyjący na krawędzi. Niepogodzeni ze sobą i światem, desperacko szukający ratunku. Trafiają do dziwnego miejsca - ni to ośrodka odwykowego, ni szpitala, ni szkoły. Scena przypomina nieco publiczną łaźnię - zimną, pustą, z rzędem pryszniców na wykafelkowanej, białej ścianie. Ale metalowe szpitalne łóżko, wielkie lustra oraz worek treningowy i gimnastyczny kozioł zaburzają jednoznaczność miejsca, które nabiera cech nierealności. Niepodzielnym władcą tego świata jest z pozoru nieszkodliwy, niepozorny człowiek, niejaki Tinker - w starej marynarce, okrągłych okularach na nosie, przygarbiony i drepczący małymi kroczkami. Z czasem okaże się jednak, że pod tą dobroduszną maską kryje się potwór, oprawca, któremu przyjemność sprawia zadawanie cierpienia innym - nie do końca wiadomo, czy z powodu sadystycznych zapędów, czy w imię jakiejś chorej idei.

Pensjonariusze tego miejsca zaskakująco pokornie znoszą swoje cierpienia. Jedyna rzecz, jakiej pragną, to prawdziwa, głęboka miłość, o której ciągle mówią. I ten wątek zdaje się być w przedstawieniu najważniejszy - wystarczy przypomnieć sobie jego początek, w którym słyszymy monolog z innej sztuki Kane - "Łaknąć". To jedno wielkie wołanie o miłość, które nadaje "Oczyszczonym" nieco inny sens.

O ile można by długo dyskutować o walorach artystycznych i intelektualnych sztuk Sarah Kane, o tyle należy oddać sprawiedliwość reżyserowi, który balansując na cieniutkiej krawędzi dosłowności i przesady, zachował jednak pewien zdrowy dystans do tekstu i oszczędził aktorom oraz widzom okrutnych i turpistycznych obrazów. Skorzystał z błogosławieństwa umowności, dzięki czemu fizyczne okrucieństwo nabrało nieco bardziej metaforycznego wymiaru.

Mocną stroną przedstawienia są także aktorzy - to w dużej mierze dzięki nim spektakl, który trwa grubo ponad dwie godziny bez przerwy, jest przyswajalny. Z ogromnym poświęceniem i wielkim zaangażowaniem wcielili się w swoje role, tworząc niezwykle sugestywne postaci. Realizacja wymaga od nich całkowitego oddania fizycznego i emocjonalnego. Tę ofiarność należy docenić.

Na uwagę zasługują także formalne rozwiązania, operowanie światłem, wykorzystanie muzyki, kompozycja planów, a także ogromna konsekwencja i dyscyplina twórców, którzy podjęli ryzyko zmagania się z tekstem "Oczyszczonych". Rodzi się tylko pytanie - czy rzeczywiście ten tekst zasługuje na tyle uwagi, ile mu się poświęca?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji