Maskarada w Lesie Ardeńskim
"Jak wam się podoba?" - pyta przekornie w tytule swej komedii William Szekspir.
Przyznajmy od razu, że podoba nam się ona bardziej niż płody wielu współczesnych komediopisarzy. U Szekspira znajdujemy wszystkie elementy, i to we właściwych proporcjach, które składają się na dobrą komedię. Tematyka - uniwersalna, interesująca każdego, bo jest nią splot miłości i polityki. Dowcip przedni, nigdy nie starzejący się. Akcja pełna zaskakujących zwrotów, niespodzianek, zręcznie zawikłana, ale przecież prowadząca ku szczęśliwemu zakończeniu. Postacie barwne i soczyste, a równocześnie każda inna, ciekawa na swój sposób. Jeśli dodamy, że ta komedia, jak zresztą wszystkie utwory dramatyczne, które wyszły spod pióra znakomitego Stratfordczyka, urzeka wieloznacznością, piętrową strukturą sensów, tak że nie tylko widzom rozrywki, ale i uczonym w piśmie licznych możliwości interpretacji dostarcza, to - z grubsza oczywiście - otrzymamy rejestr walorów dziełka.
Dysponując takim doskonałym materiałem, Tadeusz Minc, reżyser doświadczony, stworzył inscenizację klarowną i wesołą. Wykorzystał nowy przekład Czesława Miłosza, w wielu miejscach odbiegający od klasycznego, ale i anachronicznego już tekstu Ulricha, przekład jędrny i świetnie obsadzony w dzisiejszej polszczyźnie. Przedstawienie rozpoczyna wyjęty ze środka sztuki monolog, w którym mowa o tym, że egzystencja każdej ludzkiej jednostki to właściwie rola w teatralnej dramie. Bo przecież - głosi stara maksyma - świat jest wielkim teatrem, a my wszyscy aktorami. Monolog wygłasza Jakub, jedna z najciekawszych postaci komedii (gra go Tadeusz Janczar). U Minca możemy identyfikować Jakuba z samym Szekspirem. Jakub rozpoczyna tu akcję, on ją również zakończy. To powoduje, że rzecz cała ujęta jest jakby w podwójny teatralny nawias.
Reżyser podkreślił swoistą dwudzielność komedii. Pierwsza część, rozegrana w błyskawicznym tempie, dzieje się w stolicy księstwa. Atmosfera jest tu mroczna, pełna grozy, niemal jak w tragedii. W którymś momencie pojawi się nawet krew, i to dosłownie - Orlando (Krzysztof Kolberger) zwyciężywszy książęcego zapaśnika podniesie się umazany czerwoną farbą. Dopiero w sielskiej scenerii Lasu Ardeńskiego, w którym schronił się wygnany książę i jego dwór, zaczyna się właściwa komedia. Czyli historia o dziewczynie, która w męskim przebraniu uciekła przed gniewem panującego władcy - jej stryja, a równocześnie szuka swego ukochanego. Zresztą teraz wszyscy są przebrani. Andrzej Kopiczyński, srogi książę z I części, gra teraz swego brata wygnańca, a otaczają go panowie grani przez aktorów tworzących przedtem świtę księcia. Akcja nabiera charakteru ułudy, tak jakby dwór książęcy bawił się tylko w maskaradę czy bukoliczne igraszki.
Tej samej umowności podlegają obecnie perypetie miłosne bohaterów. Rozpoczyna się wielki korowód zakochanych par: błazen Probierczyk (Janusz Kłosiński) i pasterka Audrey (Bohdana Majda), nieszczęśliwy Sylwiusz (Wiktor Zborowski) i Febe (Barbara Sułkowska), Celia (Anna Romantowska) i Oliwer (Jerzy Matałowski), wreszcie Orlando i przebrana za młodzieńca Rozalinda (Bożena Dykiel). Ta ostatnia para skupia oczywiście najwięcej uwagi. Mnożą się tu, nakładają na siebie znaczenia miłosnej gry. Orlando kocha Rozalindę, ale ta w męskim stroju jest Ganimedem, który zgadza się dla zabawy zagrać kobietę - Rozalindę.
Przypomnijmy, że w teatrze elżbietańskim występowali wyłącznie mężczyźni - tam dopiero był galimatias.
Rozwikłać ten splot gry i zabawy, prawdy i fikcji może tylko wydarzenie cudowne. I tak jest rzeczywiście. Wszystkie metamorfozy zostają odwrócone o równe 180 stopni. Zjawia się teraz (u Minca na ryczącym aeroplanie) Hymen i błogosławi zakochanym parom. Idylla skończona. Hymen zdejmuje maskę i wyłania się twarz jednego z dworaków władcy... Koniec maskarady.
W Narodowym bawią się nie tylko widzowie, ale i sami aktorzy. Jak zwykle pełen energii i uroku jest Krzysztof Kolberger, któremu dzielnie sekunduje, bardzo prawdziwa w męskim stroju, Bożena Dykiel. Zabawną i spójną kreację stworzył Janusz Kłosiński Zastrzeżenia można by mieć co do niektórych scen zbiorowych: są zbyt statyczne i podobne do siebie. Spore zdolności wokalne ujawnił Krzysztof Wakuliński grający Amiensa. Piosenki z muzyką Rafała Augustyna potęgują maskaradowy charakter II części spektaklu.
Śmiało zatem możemy powiedzieć, że "Jak wam się podoba" w Teatrze Narodowym powinno się podobać.