Artykuły

Autor... autor...!

GDY w dniu 16 marca 1901 roku zapadła kurtyna po ostatnim akcie pierwszego przedstawienia "Wesela" - wspominał ówczesny dyrektor Teatru Słowackiego Józef Kotarbiński - nastała w teatrze krakowskim "chwila osobliwa". Cała publiczność, oszołomiona napięciem teatralnego wrażenia, siedziała z tchem zapartym, jakby do miejsca przykuta... Pomimo oklasków, Wyspiański nie ukazał się na proscenium. Zniknął nagle z teatru niepostrzeżony... Powoli opróżniała się sala. Jeden z ostatnich wyszedł malarz Stanisławski, gdy już światła gaszono, i szeptał przyciszonym głosem: "To nadzwyczajne, szalone, ale genialne!"

Dekoracja najnowszej inscenizacji "Wesela" w Narodowym wychodzi malarsko potraktowanymi prospektami głęboko na widownię. Nad wejściami do sali ściany grają kolorami wiejskiego pejzażu - niepomiernie powiększonego obrazka Jana Stanisławskiego, którego podpis Kilian także wkomponował w tło. Na scenie mały, "jednorodzinny" dworek, ukazujący, po rozsunięciu elewacji, wnętrze zakomponowane nieomal według didaskaliów autorskich. Horyzont, nabrzmiały deszczowymi obłokami ciężko zawisa nad tą szlachecko-chłopską izbą. W ostatnim akcie znikną jednak i te ściany, by ukazać jesienny ogród z rosochatymi maczugami wierzb i gajem chocholich, słomianych wiechci. Świetnie, prosto, w poczuciu ogromnej skromności wobec autora, zakomponowana scenografia.

ADAMOWI HANUSZKIEWICZOWI należą się wyrazy uznania za ryzyko podęcia następnej inscenizacji "Wesela" po sukcesie inscenizacji poprzedniej. Tym większe uznanie i tym większe ryzyko, gdyż to, co pokazał teraz jest nie tylko zmianą obsady, ale i w znacznym stopniu zmianą koncepcji. "Wesele" bez zjaw uznano za urągające tradycji, "Wesele" - 74 jest tradycji twórczą kontynuacją. Jest "Weselem" Wyspiańskiego według Hanuszkiewicza, podczas gdy tamto było "Weselem" Hanuszkiewicza według Wyspiańskiego. Z koncepcji szopki zostały resztki w formie kilku pięknych scen i obrotów - której nadużywanie w pierwszym akcie nieco irytuje. W nowym układzie na czoło wysuwa się rozliczenie z inteligencką niemożnością, artystowską pozą, gadulstwem, w którym tonie i grzęźnie zaród każdego działania. Na tym tle "chłop potęgą jest i basta", jedyną siłą narodową i społeczną, która zdolna jest do odrodzenia, do czynu, do wyzwolenia.

Być może, że "Wesele" to będzie poczytane Hanuszkiewiczowi za antyinteligenckie (choć trudno, aby być anty - czemuś, czego nie ma, a inteligencja, jakby można wnioskować z ostatnich dyskusji w prasie literackiej, jest pojęciem nieokreślonym, żadnym, ale jakich to intencji przypisywano już Hanuszkiewiczowi Zarzuty należałoby skierować do autora, bo z autora jest wysnuta myśl owa, podobnie jak cała inscenizacja wyjątkowo wierna Wyspiańskiemu. Mimo (świetnego zresztą) pomysłu rozbicia niektórych kwestii Poety między trzech Młodych Poetów, czy (mniej konsekwentnego w zamyśle) połączenia postaci Poety i Rycerza oraz kilku innych eksperymentów. Uważam, że ten powrót do źródła jest celowy i słuszny, że dobrze zrobił Hanuszkiewicz używając całego bogactwa nowoczesnych środków swego inscenizatorskiego warsztatu, by pokazać nam Wyspiańskiego, jakim był. By, odcinając się od łatwych aktualizacji i kabaretu politycznego, myśl poety jasno i czysto przed nami odsłonić.

Czołowym przedstawicielem obozu inteligencko-artystowskiego jest tu Pan Młody - wielka Kreacja Andrzeja Łapickiego. Potraktowany prześmiewczo, podtatusiały pięknoduch, młodopolski chłopoman mieszanina pozy, drobnomieszczańskiego sentymentalizmu, zgrywy i bigosu politycznego w głowie. Łapicki z talentem i jak subtelnie potrafi pokazać śmieszność postaci nią odbierając jej naszej sympatii, a przecież osądzając ją jednoznacznie. Jego partnerką, jurno-chłopską Panną Młodą jest Bożena Dykiel. Konsekwentna, autentyczna i bardzo naturalna. Można uwierzyć, że taka dziewczyna jest w stanie rozgrzać nieco już ostygła krew miejskiego artysty. Trudniej natomiast akceptować sceny liryczne, w których nieco zabrakło aktorce ciepła.

Znakomitą postać stworzył, grając przeciwko warunkom i (młodzieńczym nadal i swej wątłej kompleksji) Czepca - Tadeusz! Janczar. Już dawno nie widzieliśmy tego utalentowanego aktora w tak znakomitej formie. Potrafi być i symbolem drzemiących, często nieświadomych, sił chłopskich i równocześnie autentycznym, z życia wziętym wójtem-zawadiaką, opojem i awanturnikiem, rozstawiającym panów po kątach, co to młóci Żydów, a i samemu dobrodziejowi nie daruje... Gospodarza w stylu wzniosie szlacheckim i pantoflarskim zarazem zagrał - jak zwykle wspaniale - Tadeusz Łomnicki, raz jeszcze prezentując niewyczerpany zasób środków wyrazu. W roli Poety wystąpił Hanuszkiewicz - świetny w scenie z Czepcem i partiach końcowych, traktował postać z dystansem i chłodniej, niż w poprzedniej inscenizacji. Znakomitym, prowadzonym po linii tradycji matejkowsko-wyspiańskiej, Stańczykiem był Henryk Machalica; mądrość, ciepło i głęboką wiedzę o życiu ukazała w roli Gospodyni - Zofia Kucówna, aktorka najwyższej klasy; znakomitym, pełnym młodzieńczego zapału i tragizmu zarazem Jaśkiem był Krzysztof Kolberger; przekonywające, pełne postacie stworzyli: Jan Ciecierski (Dziad), Eleonora Hardock (Czepcowa), Ewa Żukowska (Marysia), Andrzej Malec (Widmo) i wielu innych. Na osobne wspomnienie zasługuje postać Dziadka - istny klejnot sztuki aktorskiej w wykonaniu mistrza Kazimierza Opalińskiego.

Na zakończenie spektaklu, wśród burzy oklasków, wywołań i przywołań, kilka głosów zaczęło skandować: autor... autor... autor...! Nie wyszedł, nie pokazał się, podobnie jak wówczas 16 marca 1901 roku w Krakowie. Ale był obecny. Cały czas, z nami. W spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji