Artykuły

Sen o niepodległości

SĄ dzieła, które największych nawet twórców teatru skłaniały do kilkakrotnego zmierzenia się z nimi. Zapładniały do tego stopnia ich wyobraźnię sceniczną, że każda realizacja wnosiła coś nowego.

Dramatem, który można uznać za stałą inspirację w przypadku Adama Hanuszkiewicza, jest z pewnością "Wesele". Wystawił je w 1973 r. na deskach Teatru Powszechnego, potem przeniósł na scenę Teatru Narodowego, objąwszy jego dyrekcję po Kazimierzu Dejmku. Utrzymało się w repertuarze prawie jedenaście lat. I Przez ten czas było grane 327 razy, obejrzało je ponad 250 tys. widzów. Teatr był z nim w 7 stolicach krajów europejskich, od Moskwy po Londyn. Sukces więc nieczęsty. I teraz na pięćdziesięciolecie Teatru Narodowego - w tym dziesięć lat przerwy, 1939-1949 - znowu premiera "Wesela".

Lecz nie tylko w kontekście twórczości Hanuszkiewicza nowa premiera budzi zainteresowanie. Nie można przecież zapominać, że jest to pierwsza premiera tej sztuki w czołowym teatrze po znakomitym filmie Andrzeja Wajdy, który do interpretacji "Wesela" wnosi nowe wartości. M. in. dzięki możliwościom sztuki filmowej konkretyzację geograficzno-polityczną, zaostrzającą wymowę "Wesela".

Mimo powyższych, niełatwych przecież uwarunkowań nowa "edycja" dramatu Wyspiańskiego wypadła u Hanuszkiewicza znakomicie. Domniemania stałej inspiracji dyrektora Teatru Narodowego tym dziełem okazały się w pełni uzasadnione. Oglądając nowe "Wesele" nabiera się przekonania, że stare jest jakby szkicem do niego. Nie darmo niektórzy krytycy poprzednią inscenizację Hanuszkiewicza nazywali kabaretem swojego rodzaju.

Obecna inscenizacja "Wesela" zadziwia pełnią, niemal klasycyzującym wyważeniem akcentów. W ostatnich latach mieliśmy przykłady grania "Wesela" pod lud - przeciw inteligencji, lub pod inteligencję - przeciw ludowi. Teraz nic z tych rzeczy. Interpretacja Hanuszkiewicza jest bardzo pogłębiona. Gorzkie repliki pod adresem zarówno chłopów, jak i inteligencji są jednakowo wybite. Dopiero w tym ujęciu "Wesele" nabiera rangi gorzkiego lecz sprawiedliwego rozrachunku poety z całym społeczeństwem, staje się raportem - modne słowo - o jego stanie ówczesnym. Dowodem jest m. in. nowe potraktowanie widma Szeli. To nie skrwawiony kosynier, lecz człowiek w miejsko-wiejskim ubraniu obwieszony austriackimi medalami.

Tak ukształtowana scenicznie wizja społeczeństwa umożliwia wydobycie z "Wesela", jako jednego z dwóch głównych nurtów, snu o niepodległości. "Wesele" jest przecież swojego rodzaju seansem psychoanalitycznym. Bardzo polskim - przy kielichu, przy stole. Gdzie parujący alkohol, rozluźniająca atmosfera zabawy uwalnia to, co siedzi w człowieku w środku. W inscenizacji Hanuszkiewicza wyzwala się pragnienie niepodległości. Stąd nowe ustawienie roli Gospodarza, powierzenie jej aktorowi o tak mocnych środkach wyrazu, jak Tadeusz Łomnicki. Problematyka ta ogniskuje się właśnie wokół Gospodarza - niesłychanie mocno zagrana scena snu o niepodległości pod koniec pierwszej części przedstawienia, oraz z drugiej strony - Czepca, brawurowo, brutalnie zagrane przez Tadeusza Janczara sceny domagania się realizacji niepodległościowych snów w drugiej części widowiska.

Nurt niepodległościowy wzmacnia zupełnie nowe ukazanie Wernyhory nie jako tradycyjnego lirnika, lecz wielkiego wodza, hetmana, kojarzącego się z Sobieskim. Dlatego gra tę postać aktor o tak zdecydowanym wyrazie, jak Mariusz Dmochowski.

Drugi nurt, który Hanuszkiewicz wydobywa z "Wesela", kontrastuje z pierwszym swoją refleksyjnością. Jest to swojego rodzaju dramatyczny traktat: artysta a świat, twórca a sprawy narodu. Bardzo dyskretne ustawienie postaci Poety sprawia, że Hanuszkiewicz grający tę rolę - jak i poprzednio - znakomicie wydobywa gorzkie pytania o autentyczność artysty, któremu świat nieustannie zamienia się w sztukę; o granice między przeżywaniem a tworzeniem, stylizowaniem. Bardzo nowocześnie brzmią te pytania dotykające psychologii twórczości. Duża zasługa w tym - oprócz Hanuszkiewicza - Andrzeja Łapickiego, ukazującego z dyskretną autoironią Pana Młodego. Bardzo owocne dla tego nurtu okazało się zrywające z tradycją pokazanie postaci Racheli Wprawdzie Magda Umer w tej roli, wchodząca w kożuchu na scenę, wygląda nie jak Rachela, lecz raczej jak Agnieszka Osiecka. Lecz zderzenie świeżości, spontaniczności Umer z refleksyjnością, niemal chłodem gry Hanuszkiewicza oraz rezonerstwem Pana Młodego - Andrzeja Łapickiego - wnosi niepokój o autentyczność odbierania świata przez artystę.

Precyzyjne wydobycie dwóch nurtów tematycznych stało się możliwe dzięki stworzeniu barwnej wizji scenicznej. Hanuszkiewicz pozostał wierny swojej zasadzie utrzymywania szybkiego tempa przez cały czas trwania przedstawienia. W istocie tempo jest zawrotne. Jego źródła to sposób traktowania słowa i ruchu scenicznego. Wierszowi Wyspiańskiego przywrócono pełną funkcjonalność, dynamikę. Hanuszkiewicz ma również swoją receptę na sprawy ruchu tak niezwykle ważne w "Weselu", przyczyniające się często do niepowodzenia poszczególnych premier. Dwa przeciwsobne kręgi sceny ruchomej znakomicie przyspieszają sceniczne dzianie. Pozwalają zasugerować atmosferę tańca, zabawy bardzo oszczędnymi środkami, jakich użył scenograf Adam Kilian, sięgający w drugiej części w interesujący sposób do środków filmowych.

Widowisko, jak zwykle u Hanuszkiewicza, jest mieszaniną młodości z rutyną. Znakomicie sprawdzają się w nim aktorzy młodzi, jak choćby Bożena Dykiel, Krzysztof Kolberger, Halina Rowicka, starający się dorównać poziomowi uznanych sław. Jest również połączeniem wielkiego indywidualnego aktorstwa z precyzyjną i określoną myślą reżyserską. Ciekawy przykład, pozwalający postawić pytanie, gdzie prawda i pozór w niektórych dyskusjach o teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji