Artykuły

Nasze erekcje są nami

- Dla mnie bardzo ważna jest wspólnota, czyli mój teatr, mój zespół, Warszawa, miasto, w którym mieszkam, i Polska. Mieszkam w nowym wilanowskim osiedlu i tu świat jest inny, otwarty, a ludzie tolerancyjni - mówi JACEK PONIEDZIAŁEK, aktor Nowego Teatru w Warszawie.

NEWSWEEK: Właśnie ukazał się wywiad rzeka z panem. Biega pan po telewizjach śniadaniowych i opowiada o sobie?

JACEK PONIEDZIAŁEK: Nie biegam, bo bardzo trudno się ze mną umówić. Ale napór mediów kolorowych na mnie jest gigantyczny. Chciałbym już przestać mówić, że jestem gejem, jestem gejem, jestem gejem, bo już powiedziałem, że jestem gejem.

Książka nosi tytuł "Wyjście z cienia", więc czemu to pana dziwi? - Książka jest nie tylko o tym. Mówię w niej także o teatrze, o swoich doświadczeniach zawodowych.

Tylko te wstrętne media przedrukowują fragmenty o tym, kiedy pan zrozumiał, że jest gejem, albo kiedy miał pan pierwszą erekcję.

- Tak to działa, niestety. Pojawiają się tytuły typu "Homospowiedż" które zawierają najbardziej pikantne fragmenty. Nie jestem naiwny, więc wiedziałem, że tak może być.

Jednak pan by chciał, żeby było, jak pan pracował nad Hamletem?

- Proszę nie ironizować. Nie pamiętam, żebym w tej książce mówił coś o erekcji.

Mówił pan. Gdy wspominał pan czasy przedszkolne.

- Nasze erekcje są tak samo nami, jak nasze mózgi. I nie widzę powodu, dlaczego, opowiadając o własnym życiu, miałbym nie mówić o takich sprawach. Zwłaszcza w naszym kraju.

A co kraj ma do tego?

- A to, że jesteśmy wszyscy hipokrytami. Na użytek publiczny jesteśmy święci, bogobojni, bogoojczyźniani, wierni, przyzwoici.

I tolerancyjni?

- Nie, nietolerancyjni. Nie lubimy Żydów, gejów i wszystkich innych.

Co pan opowiada?

- Prawdę mówię. W domach, kiedy jesteśmy sami z rodziną, nie obchodzi nas, kto jaką religię wyznaje czy też nie wyznaje, i mamy gdzieś, kto z kim śpi. Tylko wariaci i fanatycy są tym zainteresowani.

Pan też na użytek publiczny próbuje mi jakiś kit wcisnąć?

- Jestem konserwatywny w pewnych kwestiach, na przykład małżeństw homo i adoptowania przez nich dzieci.

Czyli mówi pan adopcji dzieci przez gejów stanowcze nie?

- Nie, mówię że ja, Jacek Poniedziałek, mam problem z tą kwestią. Nie mogę natomiast ludziom zabronić realizowania ich marzeń, choćby brania ślubów. Wiem, że rejestracja związku brzmi strasznie, a ślub to co innego.

Był pan na takim ślubie?

- Nie, choć wyobrażam sobie, że mogłoby być równie emocjonująco jak na uroczystości heteroseksualnej. Hucznie i świetnie. Do tej pory nikt mnie nie zaprosił.

Nie lubią pana?

- Współ.... Jak to powiedzieć ? Współgeje może?

- Średnio mnie lubią.

Przecież fajny z pana chłopak.

- No właśnie. Ale nie jestem sformatowany, nie mam takich poglądów jak inni. Niektórzy twierdzą, że się podlizuję heteroseksualistom. Zastanawiam się, czy moglibyśmy teraz rozmawiać, gdybym miał kompleksy. Czuję się odarty, rozebrany do naga.

Sam się pan rozebrał.

- Owszem, ale przecież jestem aktorem, a nie seksuologiem.

A komuś chciał pan pomóc, naród oświecić?

- Znowu pani ironizuje. Dla mnie bardzo ważna jest wspólnota, czyli mój teatr, mój zespół, Warszawa, miasto, w którym mieszkam, i Polska. Mieszkam w nowym wilanowskim osiedlu i tu świat jest inny, otwarty, a ludzie tolerancyjni.

Przecież to obok Świątyni Opatrzności Bożej.

- To śmieszne, że ta świątynia stanęła w środku najnowocześniejszego osiedla w Polsce. Nie mam jednak awersji do Kościoła jako takiego. Natomiast ta świątynia przeraża tępym ogromem. To symbol wsteczności, rocznic naszych klęsk i rozdrapywania ran.

Czyli jednak nie jest tak pięknie w naszym kraju. Gdyby się pan wybrał tak wystrojony jak dzisiaj na warmińską wieś, to przekonałby się pan, jacy Polacy są naprawdę.

- Wie pani, nigdy nic złego mnie od ludzi nie spotkało. Na przykładzie marszów równości można zaobserwować, że nasze społeczeństwo jest coraz bardziej otwarte.

Uczestniczy pan w takich marszach?

- Uczestniczę czasami. I widzę, że atmosfera wokół przemarszu czy przejazdu z roku na rok jest coraz lepsza, że ludzie, gapie przychodzą, bawią się, pozdrawiają.

Powtarzam, niech pan jedzie na Warmię i zamanifestuje bycie gejem.

- Pani na tę Polskę patrzy trochę inaczej niż ja. Myśli pani, że ja nie jeżdżę na Mazury, w góry, nad morze?

Pan jeździ na wakacje do Toskanii.

- Czasami bywam w miejscowościach typu Słupsk czy Ełk.

Tam jest inna mentalność niż w Warszawie.

- Mają w stosunku do mnie dużo czułości i sympatii. Nie spotkałem na swej drodze folklorystycznej Młodzieży Wszechpolskiej. Wiem, że muszą istnieć takie oszołomskie organizacje, bo nadmiar frustracji, ta zła energia musi mieć upust. To jest jednak margines marginesów. Oni są nieważni, nic ma ich. Ja zakładam, że ludzie z natury są lepsi, niż sądzą inni.

Mówi pan, że jest tak pięknie, tolerancyjnie, a jak przychodzi co do czego i potrzeba na przykład pieniędzy na organizację gejowskiej parady, to decydenci w koncernach odwracają się na pięcie. Boją się tych gejów?

- Już pani mówiłem, że publicznie boimy się mówić o tym, że jesteśmy tolerancyjni, bo boimy się, że możemy na tym stracić. Wiem, że to absurd. Trzeba się odważyć, tak jak ja się odważyłem kilka lat temu. Mnie naprawdę włos z głowy nie spadł ani zawodowo, ani prywatnie. Nikt z powodu mojej deklaracji nie powiedział ani jednego przykrego słowa.

Bo nie jest pan walczącym gejem.

- Na swój sposób walczę, bo nie chcę się wyprowadzać z Polski. To jest mój kraj.

Jest pan katolikiem?

- Jestem zwolennikiem laickiego państwa. Razi mnie krzyż w Sejmie. Nie życzę go sobie tam. Nie rozumiem, dlaczego mówienie o zdjęciu krzyża jest uważane za atak na katolicyzm. Nie rozumiem, dlaczego mówienie o homoseksulizmie jest uważane za jego propagowanie. Takie jest sekciarskie, klaustrofobiczne myślenie: kto nie z nami, jest przeciw nam, jest anty-Polakiem.

A pan, rozumiem, jest patriotą?

- Oczywiście, że jestem. I nikt, żaden Rydzyk czy Kaczyński - choćby ich wspierało milion Ziemkiewiczów, Terlikowskich i Pospieszalskich - nie odbiorą mi tego. Przed chwilą poznałem Elżbietę Jakubiak. Prywatnie. Rozmawialiśmy o świecie, o polityce i wzbudziła moją sympatię, bo mi nic nie narzucała. Nie wiem, jakby było, gdyby przywdziała mundurek partyjny i była potulnym wykonawcą poleceń wodza. Publicznie pewnie byłaby siepaczem i próbowała zmiażdżyć moje poglądy.

O sztuce też pan z nią rozmawiał?

- Nie, to była chwila. Ja właśnie skończyłem program w telewizji, a ona zaczynała. Zresztą, kto teraz chce rozmawiać o sztuce?

Ja bym spróbowała. W 1999 roku zagrał pan Hamleta, który był trochę gejowaty.

- A ja bym powiedział, że ten mój Hamlet miał po prostu problemy z tożsamością.

Potem były "Anioły w Ameryce", w których zagrał pan geja, a teraz u Krystyny Jandy w "Weekendzie z R." znowu gra pan geja.

- No, rzeczywiście, zanosi się na rozmowę o sztuce! A ja pracuję jednocześnie nad trzema spektaklami - "Życiem seksualnym dzikich" w Nowym Teatrze (premiera w kwietniu), najnowszym przedstawieniem Krzysztofa Warlikowskiego, a u Jandy gram geja, dekoratora wnętrz.

Janda jest toleranacyjna?

- Mało powiedziane. Ona wzbudza pozytywne uczucia w każdym środowisku. Ludzie ją kochają. Dla mnie Polska ma twarz Jandy. Myśli pan, że obsadziła pana w takiej roli, bo publicznie powiedział o swojej orientacji?

- Mam nadzieję, że dlatego, że jestem dobrym aktorem. Wierzy, że mam dystans do siebie, że potrafię zagrać geja zabawnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji