Artykuły

Nowe "Wesele"

Najlepszy chyba, obok Erwina Axera, profesjonalista w polskim teatrze - to określenie powinno mu odpowiadać - Kazimierz Dejmek, po klasycznej "Zemście" wystawił klasyczne "Wesele", pierwszy raz na swej drodze reżyserskiej i dyrektorskiej. To "Wesele" jest nowym, twórczym rozdziałem w jego działalności artystycznej, a także - mimo wszelkich zastrzeżeń, jakie można, i po części należy mieć do tego przedstawienia - nową, ważną kartą w dziejach Teatru Polskiego, a może i polskiego teatru. Jest ono śmiałe, nawet nowatorskie, bardzo określone społecznie i czasoprzestrzennie, i skierowane do widza współczesnego - a jednocześnie pozbawione "gęby", jaką "Weselu" lubią bezceremonialnie dorabiać reżyserzy z pomysłami. Jest to "Wesele" Dejmka, ale przede wszystkim "Wesele" Wyspiańskiego, tak jak umiał swoje przedstawienia "wyspiańskie" czy "szekspirowskie" robić Konrad Swinarski.

"Wesele", arcykomedia i arcydramat, szczyt - jako całość - polskiej dramaturgii; jednocześnie sztuka, zrodzona z publicystyki, z reportażu, z obserwacji pewnego wydarzenia towarzyskiego w prowincjonalnym mieście - "Wesele" stało się summą życia polskiego na przełomie wieków, która do dzisiaj zachowała swą artystyczną siłę i moc uogólnienia. Odeszła w przeszłość plotka o "Weselu", zamieniając się w archiwalną anegdotę, natomiast wykrystalizował się obraz społeczny, niezależny od daty i miejsca dramatu. Treści i wątki "Wesela" - poczynając od owego nieśmiertelnego pytania, którym Czepiec inauguruje dialog z Dziennikarzem ("Cóż tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno?") - związane są najściślej z chwilą, w której "Wesele" pisał (świetnym wierszem, jak nigdy poza tym w swej twórczości) krakowski poeta-wizjoner - a jednocześnie jakże są umieszczone wysoko ponad młodopolską estetykę, modernistyczny teatr, secesyjną obyczajowość, polityczne komeraże w Galicji roku 1900.

Dejmek o tym wie dobrze. I stosownie do swego zamysłu odrzucił to wszystko, co w "Weselu" jest chwilą bieżącą, wymiennymi ozdobnikami, co odnosi się do spraw ówczesnych, dziś przebrzmiałych. Nie ma więc różnych aluzji, szczegółów personalnych, reportażowych odsyłaczy, nie ma nawet słynnego trialogu Czepiec-Ksiądz-Żyd jest za to w pełni "Wesele" jako dramat narodowy, jako bunt pisarza przeciw polskiej wiecznej niemożności, przeciw oczekiwaniu na cud, który się nie ziści, jest szydercza krytyka "tego co z nas pozostało", namiętny krzyk Gospodarza "dzisiaj nie ma na co czekać" Jest wielki realizm i dlatego w tym "Weselu" pełnią "osoby dramatu" tak po prostu swą rolę jak diabły czy anioły u Mickiewicza. A finał dramatu toczy się w zamierającej ciszy.

To mądre, przenikliwe, przejmujące "Wesele" nie krzepi serc, nie wróży uweselnionej przyszłości. Nic z oberka, nic z szopki, nic z bujnej rodzajowości. I nic z nieudolnych podbiegów reżysera na miejsce autora. Jest to "Wesele" pesymistyczne. Tym więcej dające do myślenia.

Na scenie Teatru Polskiego znalazło ono świetną oprawę i obsadę. Krzysztof Pankiewicz zerwał z tradycyjnym ukazaniem "świetlicy w chacie": przestronna, omal wiecowa sala od razu sugeruje, że nie chodzi o żadną konkretną izbę weselną we wsi Bronowice. Ton nadają dwa wielkie, świetliste obrazy M.B Ostrobramskiej i M.B. Częstochowskiej - zgodnie zresztą z życzeniem Wyspiańskiego. Są jeszcze na ścianie rozwieszone jakieś skrzyżowane kosy i szable. Salę wypełnia z boku biurko, mało ważne, w pośrodku wielki stół ważny, na którym butelki i zapalone świece w świecznikach; te świece będą stopniowo wygasać.

Nie mam tu możności omówienia wszystkich 37 ról spektaklu "Wesela". Z konieczności więc tylko o niektórych.

Do osób najważniejszych w "Weselu" dołączył Andrzej Szczepkowski w roli Gospodarza, budując dlań wielką scenę w finale drugiego aktu. Ostro zarysowali swe role Jan Englert i Joanna Szczepkowska (Państwo Młodzi). Wśród gości weselnych mocno zaznaczyła swą indywidualność M ary na Haliny Łabonarskiej. Wyraziście zarysowali swe role, chociaż zubożone tekstowo, Lech Ordon i Ignacy Machowski (Ksiądz i Żyd); bardzo interesującą sylwetkę dała również Jolanta Russek (Rachel). Chłopom przewodzi postawny, zwalisty Mariusz Dmochowski (Czepiec) i mniej przy nim pozorny Tadeusz Bartosik (Ojciec). Dziada zagrał stylowo Maciej Maciejewski.

Bardzo dobrze w swej ziemskości wypadły "osoby dramatu": Chochoł i Widmo (Ryszard Dembiński i Wojciech Alaborski), także Upiór (Leon Pietraszkiewicz). Pomysłowo a trafnie ustawił reżyser scenę z Hetmanem (Andrzej Żarnecki). Wernyhorę z powagą gra Zdzisław Mrożewski: na szczęście Dejmek okroił objawienia tej postaci. Przewodzi "osobom dramatu" Gustaw Holoubek (Stańczyk): gniewny i surowy oskarżyciel małej rzeczywistości.

Są i dwie role nieudane, o których powiem tak otwarcie, jak tego natarczywie domaga się Dejmek od krytyki. Jedną z najważniejszych postaci "Wesela" jest Dziennikarz. Gra go Jan Matyjaszkiwicz, wyborny aktor, którego bardzo cenię. Niestety, popadł ostatnio w pewną manierę, która nie pasuje do roli Dziennikarza: to ani kameleon, ani Ślaz, to format męża stanu i równorzędny partner Stańczyka; Dziennikarz Matyjaszkiewicza nim nie był.

A druga rola to Poety, również jedna z naczelnych w "Weselu". Poetę gra Andrzej Łapicki, tak ostatnio świetny i urzekający w "Letnim dniu" Mrożka. W "Weselu" jest to raczej mądry, znużony, siwowłosy sceptyk, epikurejczyk, który nie wierzy ani w siłę uczuć, ani w moc zaklęć; stąd jego gry miłosne z Maryną i Rachelą są na miejscu, ale zawodzi dialog z Panną Młodą; i trudno uwierzyć, by mu się objawiał Rycerz Czarny i by się tak biernie poddawał nastrojom finału.

Te omyłki - ale w precyzyjnym wykonaniu! - nie osłabiają jednak wymowy całości, poprowadzonej przez Dejmka bardzo pewną ręką. Jego "Wesele" pozostanie w dziejach teatralnych tej genialnej sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji