Artykuły

To nie była agentka

Agata Tuszyńska jest pisarką na tyle doświadczoną, że nie muszę jej tłumaczyć, jaką wymowę ma zdanie: "Dowodów, że Tuszyńska była japońskim szpiegiem, nie odnaleziono" - o książce "Oskarżona: Wiera Gran" pisze Joanna Szczęsna w Gazecie Wyborczej.

Obcowałam z Wierą Gran blisko trzy lata, początkowo w długich rozmowach telefonicznych, później osobiście. A choć wierzyłam w jej niewinność (najpierw była to tylko wiara, utwierdziłam się w niej po przewertowaniu dokumentów), nie potrafiłam napisać o niej za jej życia. Bo wiedziałam, że mój tekst musiałby ją zranić. Co z tego, że broniłam jej przed bezzasadnym zarzutami o kolaborację z Niemcami, skoro jednocześnie odrzucałam oskarżenia, które ona wysuwała wobec innych. A do tego jeszcze próbowałam na różne sposoby wyrąbywać szczeliny w zwartej konstrukcji jej manii prześladowczej, o czym przecież też chciałam napisać.

Dopiero pół roku po jej śmierci opublikowałam w "Wysokich Obcasach" artykuł "Piętno". Pisałam tam: "W kawiarni Sztuka występowała cała plejada gwiazd. Wielką akcję likwidacji getta z lata 1942 r. przeżyli jedynie pianista Władysław Szpilman i pieśniarka Wiera Gran. Przeżycia Szpilmana uwiecznił w Pianiście Roman Polański. Dzieje życia, cierpienia i szaleństwa Wiery Gran są wciąż do napisania".

Agata Tuszyńska opisała te dzieje w książce "Oskarżona: Wiera Gran" (Wydawnictwo Literackie).

Nie planowała - jak sama wyznaje - pisać biografii Gran. Chciała - opowiadając nie tylko o jej przeżyciach z getta, ale także o dramatycznych losach powojennych i jej narastającym szaleństwie - dokonać "własnych rachunków z czasami Zagłady", stawiać pytania: czy oskarżenia wobec Gran miały źródło w jakichś faktach, czy też ich źródłem były tylko zawiść i głupota, jaka była cena życia w getcie i gdzie były granice tego, co można nazwać kolaboracją, skąd brała się zajadłość powojennych rozrachunków i dlaczego padło akurat na Wierę.

Jej książka to po części literatura faktu, po części zaś - przetworzone literacko świadectwo "czasów pogardy". Bardzo przejmujące. I bardzo - choć autorka wprost nie ocenia i nie osądza - wobec bohaterów tej opowieści bezlitosne. Bo - jak napisała - "wszyscy jesteśmy kolaborantami", co tak tłumaczyła w wywiadzie dla "Wprost": "Nie użyłam tego słowa w znaczeniu współpracy z Niemcami. Chodziło mi o metaforę. Próbowałam zrozumieć sposoby układania się z losem, żeby żyć i przeżyć w sytuacji zagrożenia życia".

Metafora metaforą, ale nazwiska są prawdziwe. Na tylnej okładce pod tytułem "Niewinna czy kolaborantka?" czytamy: "Biografia żydowskiej śpiewaczki z warszawskiego getta Wiery Gran to nieznana do tej pory część historii Władysława Szpilmana, słynnego pianisty z filmu Romana Polańskiego".

To zdanie wydaje mi się - podobnie jak synowi pianisty Andrzejowi Szpilmanowi, który chce wytoczyć Wydawnictwu Literackiemu i Agacie Tuszyńskiej proces - nadużyciem, które ma podkręcić zainteresowanie książką.

Szpilman, który był w "Sztuce" akompaniatorem Wiery Gran, po wojnie stał się jedną z tych osób, które rozpowszechniały oskarżenia o jej współpracy z gestapo. Na pewno ją tym skrzywdził; posądzenia zatruły jej życie i w konsekwencji doprowadziły do psychicznej choroby. No więc w którymś momencie zobaczyła w nim oprawcę i w swej autobiografii "Sztafeta oszczerców" oskarżyła go - choć jeszcze nie pod nazwiskiem - iż w czasie likwidacji getta założył policyjną czapkę i brał udział w dostarczaniu ludzi na Umschlagplatz.

Mnie najbardziej prawdopodobna wydaje się wersja, że był to odwet jej udręczonego i chorego umysłu. Tuszyńska jednak wdaje się w rozważania, czy jest w tym jakieś źdźbło prawdy. Bo takie przyjęła literackie założenie - że niczego nie wyklucza, bo najboleśniejszym choćby pytaniami chce się zbliżyć do prawdy o getcie.

Syn Szpilmana nie uważa jednak, że to literacka konstrukcja, tylko oszczerstwo. Ma do tego prawo.

Motorem akcji przeciw Wierze Gran był nie Szpilman, tylko Jonas Turkow, pełniący w getcie funkcję szefa komisji imprezowej. To on po wojnie nie tylko pomawiał Wierę Gran o kolaborację, ale też organizował w Izraelu akcje bojkotu jej występów i coraz to nowe osoby przekonywał o jej winie (ciekawe, oddalała się wojna, a oskarżenia narastały niczym kula śniegowa), zapewniając, że ma nowych świadków oraz nowe i niepodważalne dowody (dowody nigdy się nie pojawiły, podobnie jak świadkowie). Gran w swych wspomnieniach i opowieściach też nie zostawiła na nim suchej nitki. Tylko że jego nazwisko nikomu w Polsce nic nie mówi, więc też nikomu nie przyszło do głowy, by wyciągać je na okładkę książki Tuszyńskiej.

Tymczasem cokolwiek wydawca miał na myśli, sformułowanie "nieznana część historii Szpilmana" sugeruje, że oskarżenia Gran mają jakąś podstawę. Autorka tłumaczy wprawdzie w wywiadzie, że przecież pisze, iż nie znalazła żadnych dowodów przeciw Szpilmanowi. Jest pisarką na tyle doświadczoną, że nie muszę jej tłumaczyć, jaką wymowę ma zdanie: "Dowodów, że Tuszyńska była japońskim szpiegiem, nie odnaleziono".

Chciałabym, aby czytelnicy książki "Oskarżona: Wiera Gran" zostali przekonani o jej niewinności. Choć zarówno zeznania jej obrońców, jak i oskarżycieli Tuszyńska przedstawia niemal bez komentarza (myślę, że w jej koncepcji Wiera jest dla niej tak czy inaczej niewinna, bo skoro "wszyscy jesteśmy kolaborantami", to w jakimś innym porządku "wszyscy jesteśmy niewinni"). Tak jakby chciała powiedzieć: mogło być i tak, i tak. Ale ja czytałam te same dokumenty z procesu Gran przed żydowskim Sądem Obywatelskim co Tuszyńska. I oświadczam, że są świadkowie i świadkowie. A tak się składa, że ci, którzy stykali się z nią osobiście, świadczą na jej korzyść (nie zadawała się z podejrzanymi osobnikami, nie widywano jej z Niemcami, opinię miała nienaganną, angażowała się w akcje charytatywne); kilka osób znających dobrze sytuację w getcie (m.in. Jerzy Jurandot, Krystyna Żywulska, Izabella Czajka-Stachowicz, Antoni Marianowicz) nazywa rzecz po imieniu - to insynuacje, wyssane z palca bzdury. Zarzuty - niekonkretne, mgliste - formułują zwykle osoby, które nie znały jej osobiście (objawiło się wśród nich paru ewidentnych, nie boję się użyć tego słowa, mitomanów).

O paradoksie, tak naprawdę świadectwo niewinności wystawił Wierze Gran właśnie Władysław Szpilman. Cokolwiek o niej plotkował, przed sądem zeznał, że w czasie pobytu w getcie ani nie widział, ani nie słyszał, by utrzymywała jakieś niestosowne znajomości, a któż mógł to wiedzieć lepiej niż on, w końcu widywali się wtedy codziennie. O tym, jakoby będąc po aryjskiej stronie miała kontakty z gestapo, dowiedział się po wojnie. To informacja kluczowa, bo rzekome przewinienia Gran sytuuje w czasie po 2 sierpnia 1942 r., kiedy to przez sądy na Lesznie, przy pomocy męża, lekarza, opuściła getto i przeniosła się do podwarszawskich Babic, gdzie on załatwił sobie prywatną praktykę. Siedziała tam cicho jak mysz pod miotłą, z przefarbowanymi na blond włosami. Była w zagrożonej ciąży, urodziła, po trzech miesiącach pochowała synka. I jak zeznali najbliżsi sąsiedzi, pielęgniarka męża oraz sam ksiądz proboszcz, prawie w ogóle nie opuszczała mieszkania. Nie miała szans, by "grasować w kawiarniach po aryjskiej stronie i wydawać ukrywających się Żydów na gestapo" (cytat z doniesienia wywiadu AK).

Skąd zatem te pomówienia? Zrozumiałam po przeczytaniu zeznań aresztowanej latem 1943 r. przez gestapo Żydówki. Przesłuchiwano ją na Szucha, skutecznie wypierała się swego pochodzenia. Przez uchylone drzwi do sąsiedniego pokoju widziała kobietę, a właściwie część jej głowy, konwersującą z Niemcami. Odprowadzający ją do bramy gestapowiec wskazał na dziedziniec: "To słynna Wiera Gran, to ją widziała pani w pokoju obok. Współpracuje z nami, a sama jest na wolności". We wskazanej jej osobie nie rozpoznała znanej z widzenia Gran ("Jednak nie podałam w wątpliwość słów gestapowca"). Również na zarządzonej przez sąd obywatelski konfrontacji ani nie miała pewności, czy osoba, która przed nią stoi, to prawdziwa Gran, ani nie potwierdziła, że to ją widziała na Szucha. Zeznała natomiast, że historię tę przekazała do AK, zaś po wojnie opowiedziała ją najpierw Turkowowi, a później Szpilmanowi. Musieli bardzo nie lubić Wiery Gran, skoro chętnie w te oskarżenia uwierzyli. I puścili je w obieg.

Tuszyńska nie ma oczywiście obowiązku bronić Wiery Gran w sposób tak jednoznaczny jak ja; ale jej wizja, bardziej literacka, też ma swoją moc.

Przypominam tu moje argumenty w obronie Gran, bo boli mnie, że wracają skierowane przeciw niej oskarżenia. I że oskarżyciele powołują się na świadectwo Marka Edelmana.

Kiedy pisałam tekst "Piętno", nie znałam tużpowojennych zeznań Edelmana, w których zarzucił Wierze Gran kolaborację. Nie wiem, czy wyparł je z pamięci, czy przeciwnie - pamiętał je doskonale i dlatego właśnie wysłał mnie do Gran do Paryża, żebym sprawdziła, co się z nią dzieje, czy nie potrzebuje pomocy. Agacie Tuszyńskiej powiedział przed śmiercią: "Zostałem namówiony, Turkow mnie poprosił, dobrze było wtedy zeznać, że ktoś był agentem". Znając go, przypuszczam raczej, że został nie tyle namówiony, ile przekonany przez Turkowa o jej winie. A był to czas, kiedy wielka była potrzeba szukania winnych, piętnowania, karania. Z biegiem lat musiał zrozumieć swój błąd.

Andrzej Szpilman w wywiadzie dla "Super Expresu" na słowa dziennikarza: "Agata Tuszyńska twierdzi, że Edelman odwołał swoje zeznania", odpowiada: "Tak twierdzi, ale ciekaw jestem, czy dysponuje jakimś oficjalnym dokumentem. Niestety, mamy tylko jej słowo".

Nie, mamy nie tylko słowo Tuszyńskiej, mamy jeszcze moje słowo. Że to Marek Edelman był inicjatorem mojego tekstu rehabilitującego pamięć Wiery Gran. Że sekundował mi przy jego pisaniu. I denerwował się, że nie powstał jeszcze za jej życia. Może chciał jej zadośćuczynić przy mojej pomocy? Na pewno zaś nie chciałby, żeby powoływać się na jego zeznania sprzed lat.

***

Bartoszewski o Wierze Gran i Władysławie Szpilmanie

Raz jeszcze dokładnie przejrzałem w mojej bibliotece wszystkie książki dotyczące getta warszawskiego, także prace magisterskie i doktorskie, o policji w getcie. Przejrzałem książki cenionych przeze mnie Barbary Engelking i Jacka Leociaka. Szukałem najmniejszych śladów, jakichkolwiek odniesień czy plotek.

Poznałem Władysława Szpilmana w późnych latach 50., w domu ZAiKS-u w Zakopanem, jako znanego powszechnie - mnie ze słyszenia jeszcze przed wojną - kompozytora i muzyka z radia. Nigdy od nikogo nie słyszałem o nim źle.

Kiedy bywałem w Paryżu, wielokrotnie pytałem zacnych ludzi: co jest z tą Wierą Gran? Powiedzieli: "To jest chora psychicznie osoba". Jeden zakochany w niej człowiek był zdania, że spotyka ją krzywda, jest ofiarą pomówień o współpracę z gestapo. Ten pan był z Polski południowej, był Żydem, ale w ogóle nie był w Warszawie. Nigdy w czasie wojny jej nie spotkał i nawet o niej wtedy nie wiedział. Wierzył jej na słowo.

My, działający w organizacji pomagającej Żydom Żegota, zawsze uważnie patrzyliśmy na ludzi, którzy wyszli z getta, bo były pogłoski, że wychodzą również prowokatorzy. Otóż o Wierze Gran nie było pogłosek, że robiła komuś w getcie krzywdę, że źle robiła, śpiewając w lokalu. Nie ma żadnych dowodów, by po wyjściu z getta w 1942 roku współpracowała z policją czy gestapo.

W latach 60. napisał do mnie z Izraela Adolf Berman list z pytaniem, czy mogę potwierdzić, że w tajnej prasie były ostrzeżenia przed Wierą Gran, bo są z tego powodu napięcia w Izraelu. Chciał u mnie sprawdzić, jakie było stanowisko polskiego podziemia. Zadałem sobie trud, wprzęgnąłem do tego ludzi, to była duża robota. Zacząłem szukać. I nie było w polskiej prasie podziemnej delegatury rządu ani AK ostrzeżeń przed Wierą Gran.

Natomiast krążyła wtedy o niej plotka. O Szpilmanie nigdy.

Nieporozumieniem jest dla mnie przede wszystkim to, że Agata Tuszyńska, którą cenię, autorka m.in. ciekawych tekstów o Singerze, tekstów wydawanych jeszcze w "Kulturze" paryskiej, cytuje rojenia Gran.

Władysław Szpilman obdarzył mnie życzliwością, a potem przyjaźnią, zaufaniem. Chętnie ze mną rozmawiał w cztery oczy o sprawach z getta. Ja go m.in. pytałem o zachowania, o postawy w getcie. Oczywistą bzdurą jest jakakolwiek praca w policji i równoczesne granie na fortepianie w określonych godzinach w kawiarni Sztuka w getcie. Taka rzecz doszłaby do nas, do AK, natychmiast. Takie rzeczy byłyby wiadome.

Fragment rozmowy w Klubie Goście "Gazety", opr. JHP

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji