Artykuły

Niczego nie żałuję

- Aktorstwo jest piękne, kiedy się je uprawia z powodzeniem. Ale staje się koszmarem, jeśli się tego nie ma - rozmowa z JOANNĄ ŻÓŁKOWSKĄ, aktorką Teatru Powszechnego w Warszawie.

Ryszarda Wojciechowska: Czy aktorstwo to piękny zawód?

Joanna Żółkowska [na zdjęciu]: Na pewno, jeśli lubi się to robić. Ale zazwyczaj jest tak, że jak się tego nie lubi robić, nie jest się aktorem. Ja pracuję jak wół. Ale to lubię.

Czasami można być aktorem i przestać lubić ten zawód...

- Aktorstwo jest piękne, kiedy się je uprawia z powodzeniem. Kiedy się ma popularność, sukcesy. Kiedy cię chce publiczność. Ale staje się koszmarem, jeśli się tego nie ma. Wtedy jest się biednym, zawiedzionym, smutnym człowiekiem. I właściwie, na dobrą sprawę, trzeba byłoby uciekać. Ale nieszczęście polega na tym, że strasznie trudno ten świat zostawić.

Jak to się stało, że dziewczyna z Siedlec odważyła się zdawać do szkoły aktorskiej?

- A co w tym takiego dziwnego? Wiedziałam, że jest szkoła teatralna i że można do niej zdawać.

Obaw żadnych pani nie miała?

- Dlaczego? Ja zawsze chciałam być aktorką. Więc byłam zdecydowana, żeby spróbować. A żeby być aktorką, trzeba było przejść przez szkołę.

Żadnych kompleksów prowincjonalnej dziewczynki?

- Gdybym była zakompleksiona, przestraszona, to bym takiego zawodu nie wybrała.'

Ale aktorzy mówią czasami, że zdawali przez... kompleksy.

- Niektórzy moi koledzy tłumaczą, że wybrali aktorstwo z powodu nieśmiałości. A ja im jakoś za bardzo nie wierzę. Jak można być nieśmiałym, a potem wyjść na sceną i pokazać się tylu osobom? I jeszcze coś mówić? W ten zawód jest wpisana siła i wrażliwość.

Za co aktorstwo można kochać?

- Mój znajomy powiedział kiedyś tak - a kto by ci zapłacił tyle pieniędzy za nic? To był żart. Aktorstwo to umiejętność stwarzania iluzji, ale tak aby ci ludzie uwierzyli. To stworzenie czegoś z niczego. Jest w aktorach chęć popisywania się, zwracania na siebie uwagi.

Podobno aktor jest nieszczęśliwy dwa razy - wtedy, kiedy nie jest popularny i wtedy kiedy... jest popularny.

- Mnie popularność nie unieszczęśliwia. Nie czekałam na nią. Ona po prostu, przyszła i mnie dotknęła. Po kilku odcinkach serialu "Klan" to poczułam. Miałam wrażenie, że gdziekolwiek jestem, wszyscy mnie znają.

Tego nie można wziąć na rozum...

- No tak. Wyobraża pani sobie kilka milionów znajomych? Ja się jednak na popularność nie skarżę.

Upływ czasu dla aktorki jest chyba podwójnie przykry.

- Nie. Aktor nie musi być piękny, ani młody. Aktor ma być taki, jaki jest. Pewnie, że jak się jest młodym, to się ładniej wygląda. Ale czy ja mam mieć pretensje do losu o to, że się starzeję jak wszyscy? Taka jest kolej rzeczy. Taki bieg świata. Ja chcę tylko wyglądać estetycznie. Dbać o ciało, trzymać formę. Nie zrzędzić i nie jęczeć. Tyle.

Ale ciągle słyszę, że dla dojrzałych aktorek nie ma ról.

- Nie ma, bo tym interesem w dalszym ciągu rządzą panowie i kobietę traktują raczej jako ozdobę. Teraz się to zmienia. Kobiety już same piszą sztuki z obsadą kobiecą.

Pani namówiła córkę Paulinę, żeby została aktorką.

- To nie tak. Mówiłam jej raczej, żeby robiła w życiu to, co jej sprawia przyjemność. Żeby tak wybrała, aby potem nie żałować. Jeżeli sprawia ci przyjemność bycie żoną i posiadanie dzieci, to bądź żoną i matką. Ale rób w życiu to, co kochasz, powtarzałam Paulinie.

Paulina jednak podchodziła do zawodu z pewną nieśmiałością, Nie tak jak pani, z impetem.

- Bo ona zaczynała zupełnie inaczej. Jest córką aktorki. Więc się wychowała w teatrze. Wiedziała o nim wszystko, zanim jeszcze dorosła. A ja się dopiero na studiach o aktorstwie wszystkiego dowiadywałam. Ona lekcje odrabiała za kulisami. Teatr to była jej codzienność. Nic wyjątkowego jak dla mnie, kiedy jechałam na egzaminy. I nagle któregoś dnia znalazła w tym przyjemność. Sama. Bez mojej pomocy.

Nie bała się porównania z mamą?

- Musiałaby pani ją o to zapytać. Ja w domu tego zawodu nie fetyszyzowałam. Nie chciałam, żeby aktorstwo naszym życiem rodzinnym rządziło. Zdominowało je.

Córka podobno się buntowała, że mama jest znana.

- Nie tylko się buntowała. Ale też tego się wstydziła. Dzieci chcą mieć mamy zwyczajne. A tu taka mama, którą wszyscy obserwują i jeszcze mogą jej powiedzieć, a wiesz twoja mama to coś tam...

Czy czegoś pani w życiu żałuje?

- Nie.

Tego, że nie ma, na przykład, jednej wielkiej roli filmowej?

- Nie noszę w sobie żalu. Uważam, że jakoś jesteśmy sprawcami swego losu. Miałam i nadal mam bardzo ciekawe życie zawodowe, dużo pracy. Nie miałam przestojów. Ciągle próby, przedstawienia. Nigdy nie było takiego momentu - że nagle coś się skończyło. Cały czas szłam równo. Nie miałam więc czasu na myślenie, że coś mi przeszło koło nosa.

Ten zawód niczego pani nie zabrał?

- Nie, on mi dawał, a nie zabierał. Nawet kiedy urodziłam dziecko i kiedy Paulina była mała, to ja jej i tak więcej czasu poświęcałam, niż matki, które pracowały normalnie, od 8 do 16. Bywało, że miałam miesiąc bez prób, a tylko grałam wieczorami. Więc cały dzień mogłam być z dzieckiem. Nawet w tej sprawie niczego mi aktorstwo nie zabrało.

- Czasami ucieka pani od aktorstwa, pisząc scenariusze filmowe.

- Napisałam dwa do filmów: "Matka mojej matki", w którym grata Krystyna Janda i ja i "Na koniec świata" z Justyną Steczkowską. Pisywałam już jako szesnastolatka. Od młodości miałam takie ciągoty. Ale z pisaniem jest jak z przypływem i odpływem. Przychodzi ochota i odchodzi. Teraz czekam na falę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji