Artykuły

Nasz teatr zachwyca w Rosji

Dlaczego nowa polska dramaturgia tak przyciąga Rosjan? - Nasza świadomość jest mitologiczna, bajkowa, niedojrzała. Polska jest kilka kroków przed nami. Chcemy zrozumieć procesy, które nas jeszcze czekają - mówi Oleg Łojewski, organizator przeglądu polskich sztuk w Jekaterynburgu. Recepcją polskich sztuk w Rosji zajmują się Roman Pawłowski i Joanna Derkaczew.

Na przeglądzie polskiej dramaturgii w Jekaterynburgu z entuzjazmem przyjęto "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" Masłowskiej. W rosyjskich teatrach mają być wystawione "Piaskownica" Walczaka, "Testosteron" Saramonowicza i "Kiedy przyjdą podpalić dom" Demirskiego.

Półtoramilionowy Jekaterynburg to nie tylko stolica Uralu, ale także nowej dramaturgii rosyjskiej. Nikołaj Kolada, po Czechowie najczęściej wystawiany w Rosji dramatopisarz, prowadzi tu teatr i kurs dramaturgiczny. Stąd wywodzą się inni znani dramatopisarze: bracia Presniakow, Oleg Bogajew, Wasilij Sigariew. Zakończony w ubiegłym tygodniu przegląd nowej polskiej dramaturgii w jekaterynburskim TIUZ-ie, czyli Teatrze Młodego Widza, był sukcesem. W ciągu pięciu dni rosyjscy aktorzy pokazali czytania siedmiu dramatów, m.in. Michała Walczaka, Krzysztofa Bizia, Joanny Owsianko, Doroty Masłowskiej. Prezentacje przyciągnęły nie tylko profesjonalistów, ale także młodą publiczność, która przyjmowała polskie sztuki entuzjastycznie.

Widzowie szczególnie oklaskiwali "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" Masłowskiej, "Piaskownicę" Walczaka i "Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw" Pawła Demirskiego. Ten ostatni tekst, oparty na prawdziwej historii robotnika łódzkiej fabryki lodówek Indesit, który zginął w wypadku zmiażdżony przez prasę, wywołał w Jekaterynburgu żywe emocje. Stolica Uralu to wielki ośrodek przemysłu, problem łamania praw pracowniczych, o którym mówi sztuka, jest tu na porządku dziennym.

Rosyjscy reżyserzy odkrywali w polskich dramatach znaczenia, których nie było dotąd w polskich realizacjach. "Piaskownica" Walczaka, którą w Polsce wystawia się na ogół jako opowieść o niedojrzałym młodym pokoleniu, w interpretacji Dmitrija Michajłowa zmieniła się w poruszającą historię związku dwojga dojrzałych ludzi, dla których miłość jest utraconym rajem prostych, dziecięcych uczuć. W rolach Miłki i Protazka, dwojga dzieci bawiących się w tytułowej piaskownicy, wystąpili aktorzy czterdziestoparoletni, co nadało sztuce nowy wymiar. Reżyser wprowadził między nich trzecią postać: Batmana - zabawkę, a zarazem alter ego chłopca. Grający go młody aktor, ubrany w za małą pelerynkę i maskę, w ironiczny sposób komentował historię miłości rodzącej się między bohaterami.

Świetne było także "Tiramisu" w reżyserii Rusłana Szaporina z teatru w Omsku. Z historii o kobietach biznesu, które poświęcają życie osobiste dla kariery, reżyser wydobył temat rywalizacji kobiet z mężczyznami i zamiany ról społecznych. Wprowadził na scenę postać milczącego mężczyzny, który usługuje bohaterkom pracującym w agencji reklamowej, jest ich osobistym psychoterapeutą, trenerem jogi, masażystą i asystentem. To jemu kobiety zwierzają się ze swoich problemów osobistych, a kiedy tylko odzyskają nadwerężone siły, odsyłają go z powrotem do kąta.

Salwy śmiechu wywołał "Testosteron" Andrzeja Saramonowicza, inteligentna komedia o współczesnych mężczyznach napisana dla warszawskiej Montowni. Okazuje się, że z Rosjanami łączy nas nie tylko podobne poczucie humoru, ale też podobne problemy z językiem erotyki: w rosyjskim podobnie jak w polskim leksyka erotyczna jest żałośnie uboga w przeciwieństwie na przykład do słownictwa związanego z piciem alkoholu. Dlatego metafory Saramonowicza w rodzaju "łotoszyć żubra" w przekładzie na rosyjski bawiły widzów do łez.

Przegląd przygotowany we współpracy z Instytutem Adama Mickiewicza przyniósł rezultat: jekaterynburski TIUZ chce zostawić w repertuarze trzy z siedmiu prezentowanych tekstów: "Piaskownicę" Walczaka, "Testosteron" Saramonowicza i "Kiedy przyjdą podpalić dom" Demirskiego.

Na Jekaterynburgu nie kończy się pochód polskich sztuk przez rosyjskie sceny. Niedawno w Saratowie miała miejsce premiera "Między nami dobrze jest" Masłowskiej w reżyserii Georga Genouxa, niemieckiego reżysera działającego od lat w Rosji. "Kiedy przyjdą podpalić dom" Demirskiego chce wystawić w Kaliningradzie Jurij Murawiecki. A w przyszłym roku na festiwalu Złota Maska planowany jest cały blok czytań i prezentacji nowych polskich sztuk.

***

Rozmowa z Olegiem Łojewskim

krytykiem i historykiem teatru, współorganizatorem przeglądu polskich sztuk w Jekaterynburgu

Roman Pawłowski: Skąd zainteresowanie polską dramaturgią w Rosji?

Oleg Łojewski: Polska i Rosja mają wspólną, straszną przeszłość i wyrastającą z tej przeszłości teraźniejszość. Przeżywamy te same procesy historyczne i społeczne, ale różnie na nie reagujemy. Polacy bardziej wpatrują się w siebie, bardziej chcą siebie zrozumieć, poznać swoją przeszłość i współczesność. Rosjanie są inni: chcą żyć w świecie marzeń, nie patrzą sobie w oczy, nie chcą spotykać się z realnym życiem.

Nasza świadomość jest mitologiczna, bajkowa, niedojrzała. Nasz teatr głównego nurtu to przede wszystkim komedia, rozrywka. Dlatego nowa polska dramaturgia jest dla nas ciekawa, bo Polska pod tym względem znajduje się kilka kroków przed nami. Chcemy zrozumieć procesy, które nas jeszcze czekają.

Który z polskich autorów jest dla ciebie najbardziej inspirujący?

- Dorota Masłowska. W mojej opinii jest jednym z najważniejszych autorów teatralnych w Europie, obok Mariusa Ivaškevieiusa z Litwy. Podobnie jak on potrafi rozmawiać ze swoim narodem, patrząc mu prosto w oczy, nie boi się podważać mitów i naruszać tabu. "Między nami dobrze jest" to dla mnie najważniejsza sztuka początku XXI wieku. W XX wieku dramaturgia zajmowała się problemem braku komunikacji między ludźmi, Masłowska pisze o nowym problemie - braku komunikacji wewnątrz pojedynczego człowieka, który nie wie już, kim jest, nakłada na siebie sztuczne tożsamości znalezione w telewizji czy internecie. Bohaterowie "Dwojga Rumunów" i "Między nami dobrze jest" to bohaterowie naszych czasów, ludzie bez tożsamości, bohaterowie których nie ma.

Polskie sztuki wystawiane są głównie poza Moskwą, w mniejszych ośrodkach: Saratowie, Jekaterynburgu, Omsku. W Moskwie jak dotąd jedynie "Lament" Krzysztofa Bizia trafił na afisz Teatru Praktika. Jak wytłumaczyć to zjawisko?

- To dotyczy nie tylko polskiej dramaturgii, ale także rosyjskiej. Nowe sztuki rzadko trafiają na afisz moskiewskich teatrów repertuarowych, grane są przede wszystkim na prowincji. Jest to związane z innym rytmem życia, innymi potrzebami publiczności. W Moskwie chodzi się do teatru na gwiazdy. Na prowincji teatr często jest jedyną instytucją miastotwórczą. Alternatywą dla teatru jest knajpa albo telewizor.

Dlatego ludzie traktują teatr poważnie, chodzą na trudne sztuki i są otwarci na nowe doświadczenia. Autorzy współcześni z Rosji i Zachodu stają się dla nich ważnymi rozmówcami. Największym zaskoczeniem był dla mnie Prokopiewsk, maleńkie górnicze miasto w zagłębiu Kuzbasu. Miejscowy teatr wystawił tam sztukę francuskiego dramaturga Bernarda Marii Koltesa "Wojna czarnuchów z psami" i ludzie chcą to oglądać!

Rozmawiał Roman Pawłowski

***

Głód polskich sztuk

rozmowa z Agnieszką Lubomirą Piotrowską

tłumaczką literatury rosyjskiej, kuratorką polsko-rosyjskich projektów teatralnych, autorką "Antologii współczesnej polskiej dramaturgii" wydanej w Rosji przez IAM

Joanna Derkaczew: Skąd Rosjanie dowiadują się o polskich tekstach?

Agnieszka Lubomira Piotrowska: Wielu śledziło rozwój naszej dramaturgii od lat. Wydanie antologii z 14 utworami 13 autorów było jednak przełomem. Dystrybucją zajęło się renomowane wydawnictwo, docierające do najważniejszych księgarń w całej Rosji. Ważne było też przebijanie się z informacją o antologii bezpośrednio do artystów. Jak tylko pojawiły się pierwsze zamówione do zbioru tłumaczenia, zaczęłam rozsyłać je po zaprzyjaźnionych teatrach. W tym np. do moskiewskiego teatru Praktika, gdzie już ponad rok temu zorganizowano kilka czytań i zrealizowano "Lament" Krzysztofa Bizia. Spektakl został uznany przez najbardziej wpływowy tygodnik kulturalny za najlepszy monodram sezonu. Co więcej, reżyser przedstawienia Wiktor Ryżakow pracuje na tekstach z antologii ze swoimi studentami w Rosyjskiej Akademii Teatralnej. Młode pokolenie rosyjskich artystów rośnie więc ze świadomością, że polska dramaturgia istnieje, jest bogata i ciekawa.

To powszechna opinia?

- Zainteresowanie i fascynacja polskimi tekstami są aż poruszające. Zdarzają się sytuacje niezwykłe. Dorota Masłowska, która w tej chwili jest prawdopodobnie najbardziej popularnym "zachodnim" dramaturgiem, przeżyła chwile grozy, gdy po czytaniu jej sztuki w Jekaterynburgu artyści z Jużnosachalińska rzucili się składać jej hołdy, obsypywać kwiatami, zapraszać.

W Permie na Uralu dopadli mnie młodzi ludzie prowadzący kultową księgarnię o nazwie Piotrowski - chwalili się, że mają u siebie naszą antologię, i zapewniali, że świetnie się sprzedaje. Latem w Jekaterynburgu młody dramaturg z przejęciem opowiadał, że swoją pierwszą sztukę napisał z inspiracji "Piaskownicą" Michała Walczaka. Znalazł ją właśnie w antologii, która go zafascynowała i którą zna prawie na pamięć.

"Testosteron" to przebojowa komedia, "Piaskownica" - tekst abstrakcyjny i uniwersalny, ale co może pociągać Rosjan w dramacie o łamaniu praw pracowniczych w polskiej fabryce lodówek?

- Dodając ten tekst do antologii, byłam przekonana, że robię to bardziej dla dopełnienia obrazu najważniejszych zjawisk w polskiej dramaturgii. Tymczasem ten dramat dobrze się przyjął. Rosjan zaskoczyło, że można mówić o tak poważnych i bliskich im sprawach językiem lekkim i dowcipnym, mocnym i wzruszającym. Poza tym oni nie mają praktycznie u siebie teatru politycznego ukazującego przemiany społeczne, gospodarcze w ostatnim dwudziestoleciu. Trudno to odnaleźć w nurcie teatru dokumentalnego skupionego wokół Teatru.doc. Szkoła moskiewska (z którą kojarzony jest m.in. Iwan Wyrypajew) szuka raczej nowych form i języka dla uniwersalnych tematów. Szkoła uralska portretuje nowe zjawiska społeczne, ale w bardzo klasycznym schemacie i raczej refleksyjnie niż krytycznie. Rejestrują, nie podważają, nie diagnozują. Nie ma tonów oskarżycielskich, sztuki są najczęściej neutralne światopoglądowo.

Nie zajmują się też tematyką płci. Nie mają prawie dramaturgii kobiecej. To wszystko pociąga i zaciekawia ich w naszych dramatach. Niedawno zadzwonił do mnie znajomy reżyser z Moskwy i poprosił o teksty z Antologii. Po kilku dniach oddzwania i podekscytowany tekstem Demirskiego "To nowy Brecht!" zapowiada realizację tej sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji