Artykuły

Twórca obrazów

- Co jest największą radością w pracy? - Fakt, że nie wpadłem w rutynę. Każdy projekt traktuję tak, jakby był pierwszy i mam nadzieję, że jestem twórcą obrazów - mówi RYSZARD MELLIWA, scenograf.

Teatr jest miejscem, w którym dokonają się największe oszustwa: biedak staje się królem, piękniś - brzydalem, a proste krzesło secesyjnym fotelem. Jednym z twórców tych iluzji jest scenograf - mówi Ryszard Melliwa, który od 23 lat projektuje dekoracje i kostiumy do spektakli w teatrach całej Polski, a także do filmów i teatrów telewizji.

Ile ich było? Nie wie, bo przestał liczyć, gdy liczba przekroczyła setkę.- Kiedy studiowałem grafikę w krakowskiej ASP, do głowy mi nie przyszło, że zostanę scenografem. Do studiów namówili mnie Lidia i Jerzy Skarżyńscy i Kazio Wiśniak, z którymi miałem zaszczyt współpracować, jeszcze jako grafik, w Starym Teatrze. Będąc już asystentem Skarżyńskich i Wojtka Krakowskiego, zetknąłem się w pracy z wybitnymi reżyserami, od których uczyłem się teatru. Zarazili mnie nim.

Czy człowiek o stoickim spokoju, jak Ryszard, niekonfliktowy, chodząca łagodność, może dobrze się czuć w tak szalonym miejscu, jakim jest teatr, gdzie wciąż grają emocje? - Spokój łagodzi obyczaje, co nie znaczy, że twórcze spory nie bywają moim udziałem. One są wręcz nieodzowne. Ale to prawda, że trudno wyprowadzić mnie z równowagi. Nawet takim "wulkanom" jak Kazimierz Kutz czy Anna Polony zwykle się nie udaje.

Kim jest scenograf? - Na pewno nie twórcą służebnym wobec reżysera, o czym często się słyszy. Idealna sytuacja powstaje wtedy, gdy może być współtwórcą, czyli gdy jego i reżysera myślenie o świecie, który mają zbudować na scenie, jest spójne. Nie zdarzyło mi się, aby reżyser narzucił swoją wizję plastyczną spektaklu. Ona zawsze jest wypadkową wspólnego myślenia. Podobna wrażliwość, gust, stosunek do ludzi, słowem - odbieranie na tych samych falach, są niezbędne w pracy, która z jednej strony polega na uruchamianiu własnej wyobraźni, z drugiej zaś na ścisłym kontakcie z drugim człowiekiem: reżyserem, aktorem, krawcem, malarzem, szewcem... to jest najciekawsze.

Ryszard Melliwa lubi konkret w teatrze, stąd jego upodobanie do projektowania wnętrz. Jak w "Twórcach obrazów" zrealizowanych z Kazimierzem Kutzem w "Starym". - Chodziło o wierne odtworzenie świata filmowców. Skopiowaliśmy więc z Muzeum Kinematografii projektor filmowy, przewijarkę, reflektory, laterna magica - wszystko wykonały teatralne pracownie. Doprowadziło to do stworzenia na scenie iluzji autentycznego wnętrza. Przeciwieństwem był np. spektakl "Życie jest snem", w którym abstrakcyjna przestrzeń została wykreowana przez rozwieszenie "abakanów" i zderzona z kostiumem historycznym, wykonanym ze skór i brokatów. Ta przestrzeń była interpretacją rzeczywistości, zaś w "Twórcach" jej odwzorowaniem.

Choć teatr jest oszustwem, to jednak nie lubi materii zastępczych. Suknie z jedwabiu czy skóry, mebel z drewna trudno zastąpić sztucznymi materiałami. - Szlachetność materii, czasami może niezauważona przez widza, tworzy klimat autentycznego stylowego czy współczesnego wnętrza. Zaś kostium musi aktorowi na scenie pomagać a nie przeszkadzać, ma być drugą skórą. Nigdy nie zaprojektuję żółtego kostiumu Ani Polony, bo wiem, że tego koloru nie znosi, a Jurkowi Treli nie dam starego nakrycia głowy, choćby sztuka tego wymagała, skoro odrzucają go rzeczy używane. Najważniejsze jest to, by kostium oddawał charakter postaci. Może upiększyć aktora, ale też, jeśli trzeba, oszpecić go czy zdeformować jego sylwetkę. Teatralni fachowcy potrafią zrobić wszystko: od secesyjnego mebla po uszycie XVlll-wiecznej krynoliny, fraka, wykonanie włoskiego horyzontu. To są ludzie bezcenni.

Ryszard Melliwa ma też duże doświadczenie w pracy w filmie i telewizji. Największą przygodę przeżył podczas współpracy ze Stevenem Spielbergiem przy "Liście Schindlera", gdzie był jednym z projektantów wnętrz. - Dokumentacja fotograficzna ponad 140 obiektów trwała pięć miesięcy. Kiedy wnętrze wyposażono w najdrobniejsze elementy - skupiono autentyczne rekwizyty i meble - Spielberg przyjeżdżał do obiektu na piętnaście minut przed zdjęciami. Rzucał okiem, precyzyjnym jak obiektyw, i od razu zaczynał kręcić. Nie było wypadku, żeby mi czegoś nie zaakceptował. Kiedyś wszedł po raz pierwszy do przygotowanego wnętrza biura, spojrzał i zaczął bić brawo. To była satysfakcja.

A co jest największą radością w tej pracy? - Fakt, że nie wpadłem w rutynę. Każdy projekt traktuję tak, jakby był pierwszy i mam nadzieję, że jestem twórcą obrazów.

Na zdjęciu: projekt kostiumu Jerzego Treli w "Damach i huzarch".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji