Artykuły

Dostałem najpiękniejszą frazę muzyczną

MARIUSZ KWIECIEŃ, solista Metropolitan Opera w Nowym Jorku, o krakowskiej inscenizacji "Eugeniusza Oniegina" Czajkowskiego

Wciela się Pan w tytułową postać z opery "Eugeniusz Oniegin" Czajkowskiego, w reżyserii Mariusza Znanieckiego, w inscenizacji, która będzie miała premierę 10 grudnia w Operze Krakowskiej. Który to Pański Oniegin?

- Nie wiem. W sumie to będzie około czterdziesty spektakl, a inscenizacja siódma, może ósma. Np. jedną produkcję z Teatru Bolszoj śpiewałem i w Londynie, i Paryżu, i Madrycie, i oczywiście w Moskwie.

Która z inscenizacji była Panu najbliższa?

- Miło wspominam mój debiut w "Eugeniuszu Onieginie" w Grazu w Austrii. Pamiętam piękny moment po pojedynku, gdy zastrzeliłem mojego przyjaciela Leńskiego i jego ciało dźwigałem przez kręcącą się wielką ramę, bo opera działa się jakby w wielkim obrazie. Natomiast w scenie finałowej z Tatianą stało łóżko, padał śnieg, ona mnie gładziła po głowie a ja śpiewałem, że ją kocham. Później były różne inscenizacje, lepsze, gorsze, ale żadna nie dorównała tej z Grazu. Bardzo piękny był też "Eugeniusz Oniegin" w Warszawie, Mariusza Trelińskiego, surowy, niezwykle plastyczny. Kolejny wart wymienienia - z Teatru Balszoj w Moskwie, który zarejestrowałem na DVD. Jest to ujęcie rosyjskiego reżysera Dymitra Czerniakowa, nowoczesne, ale i bardzo klasyczne.

A jak będzie w Krakowie?

- Szykuje się niezwykle piękne przedstawienie, ciekawe, nowoczesne i zapewne trochę kontrowersyjne. Ale nie bójmy się w konserwatywny Kraków wpuścić trochę świeższego, europejskiego powietrza. Michał Znaniecki robi przedstawienie bardzo konsekwentnie. Będzie piękny pojedynek i dużo wody, topiące się drzewa, kry lodowe. Doskonała jest obsada i to od najmniejszych ról. Np. Larinę śpiewa Bożena Zawiślak, którą w czasach studenckich podziwiałem, jako absolutną primadonnę, słynną z takich kreacji jak np. Carmen. Jeżeli tacy artyści zostali zaangażowani do mniejszych ról, to ja o spektakl jestem spokojny.

Co Pana fascynuje w "Eugeniuszu Onieginie"?

- Że jest to wreszcie dzieło, które nie jest mozartowskim lekkim potraktowaniem tematu. Bo i "Don Giovannni", "Cosi fan tutte" czy "Wesele Figara" są to komedie i drama giocoso...

...czyli wesoły dramat.

- A "Eugeniusz Oniegin" jest z krwi i kości liryczny i romantyczny. To przepiękna muzyka i piękne śpiewanie. Charakterologicznie ta postać nie jest aniołem; nie będę więc uosobieniem mężczyzny, o którym marzy każda kobieta. Ale postać ta daje mi wiele możliwości, by pokazać samego siebie. W Don Giovannim nie było romantyzmu; główny bohater to podrywacz, który zrezygnowany umiera, porwany przez otchłań piekielną. Natomiast Oniegin jest bohaterem, który w ostatnim duecie musi się wywnętrzyć, odsłonić duszę i serce, pokazać tragedię, jaką przeżywa. Nie umiera, ale traci miłość swojego życia, wiedząc, że wybranka go kocha, lecz nigdy z nim nie będzie. Oniegin musi żyć ze świadomością, że jego miłość się nie spełni.

Dla wielu finałowy duet Tatiany i Oniegina należy do najpiękniejszych w historii muzyki.

- Choć opera nosi tytuł "Eugeniusz Oniegin", tak naprawdę, w pełni Oniegin pojawia się dopiero na końcu, wszyscy inni mają wcześniej większe od niego śpiewanie. Ale właśnie na sam koniec, jako Oniegin dostałem od Czajkowskiego, w duecie z Tatianą, jedną z najpiękniejszych fraz muzycznych. Początkowo darmo szukać w Onieginie - cynicznym arystokracie - uczuć; namiętności natomiast targają Leńskim, Tatianą. Ale na samym końcu Oniegin się otwiera i pojawia się to, co najbardziej kocham w operze: wielki dramat i ogromne namiętności.

Piękna historia znana z pierwowzoru literackiego Puszkina, ale opowiedziana niezwykle piękną muzyką Czajkowskiego.

- Czajkowski to napisał w bardzo przemyślany sposób. Początek opery jest liryczny, romantyczny, wręcz delikatny. Później, przed pojedynkiem Oniegina i Leńskiego, pojawia się piękny duet i muzyka ukazuje, jak szybko można zniszczyć przyjaźń. Na samym końcu brzmi potężna romantyczna muzyka, wręcz eksplodująca. Wielokrotnie mówiłem, że dla mnie Oniegin jest pomostem pomiędzy klasyką mozartowską i bel cantem a Verdim. Jest pisany romantyczną nutą, ale przez to, że został skomponowany dla studentów, jest zbiorem mniejszych form muzycznych. Dopiero na końcu Oniegina czeka wielki duet. Lubię tę postać i dlatego tak dużo śpiewam i chcę śpiewać Oniegina. On pozwala mi dorosnąć do cięższych operowych partii, podobnie jak rola Króla Rogera.

W zeszłym roku Króla Rogera zaśpiewał Pan po raz pierwszy w Paryżu.

- Za chwilę wykonam go w Madrycie, później w Santa Fe na festiwalu letnim. To ciężka rola, ale i opera jest krótka; Roger ma najtrudniejsze śpiewanie właściwie pod koniec utworu, gdy głos jest już dostatecznie rozgrzany, by mocno śpiewać.

Zaczyna Pan wchodzić w "cięższe" partie. Co zatem dalej? Jakie Ma Pan plany artystyczne?

- Jak zwykle jest ich bardzo wiele. Właśnie podpisałem kontrakty w Metropolitan Opera do 2017 roku. W moim repertuarze pojawi się trochę nowości. Przygotowuję nowe role: Markiza Posy w "Don Carlosie" Verdiego, Wolframa w "Tannhauserze" Wagnera, Zurgi z "Połowiaczach pereł" Bizeta i Księcia Nottingham z "Roberto Devereux" Donizettiego. Biorę się także za reżyserię. W przyszłym sezonie na festiwalu w Rieti pod Rzymem będę reżyserował "Cosi fan tutte", ze światową obsadą; za pulpitem dyrygenckim stanie Kent Nagano, a sam zaśpiewam Guglielma. Poza tym nadal będę śpiewał Don Giovanniego m.in. w nowej produkcji w Metropolitan Opera. Czeka mnie jeszcze "Eugeniusz Oniegin" na otwarcie przyszłego sezonu w MET z Anną Netrebko i wiele nowych ról oraz powtórzeń w MET, o czym mówić nie mogę, bo obowiązuje mnie tajemnica. Bedzie także Wiedeń, Londyn, Monachium, Madryt, Praga itd.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji