Artykuły

Cień lodowej pani

"Królowa Śniegu" w reż. zespołowej w Teatrze Pinokio w Łodzi. Pisze Katarzyna Badowska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

"Królowa Śniegu" zrealizowana dla dzieci w Teatrze Pinokio to przedstawienie nierówne. Obok momentów świetnych są słabe i nudne. Przeważają, niestety, te drugie.

Znakomity jest początek: padająca z reflektora smuga światła dzięki kolejnym odbiciom w lustrzanych powierzchniach rozszczepia się na wiązki wędrujące po zaciemnionych scenie i widowni. Dopiero po chwili wyłaniają się ubrani na czarno, przypominający klaunów aktorzy. Trzymając w dłoniach połamane kawałki lustra (a właściwie - ze względów bezpieczeństwa - specjalnej giętkiej blachy), schodzą między rzędy, by dzieci mogły przejrzeć się w wykrzywiających obraz zwierciadlanych taflach i zrozumieć, że piękno zewnętrzne kryje niekiedy brzydotę ducha. Przy okazji opowiadają historię zbitego lustra, którego odłamki dostają się do ludzkich oczu i serc.

I tu zaczyna się właściwa akcja, w której toku na próżno oczekujemy powtórzenia tajemniczości z prologu. Poetycko i niesamowicie robi się tylko w momentach obliczonych na grę światła i cienia - widownia jest urzeczona efektem "spadającego" z góry śniegu i sposobem, w jaki ukryta za zasłoną Królowa Śniegu żongluje kulami światła. Bezpośrednio tytułowa postać baśni Andersena nie pojawia się na scenie ani razu. Jest zawsze tylko odbiciem, cieniem w koronie. Trudno rozstrzygnąć, czy ten zabieg inscenizacyjny podyktowała artystom z Pinokia chęć spotęgowania tajemniczości i pobudzenia dziecięcej wyobraźni, czy też... ograniczenia budżetowe (strój i sanie lodowej pani musiałyby przecież olśniewać). Na scenografii Dariusza Panasa czuć, niestety, konieczność cięcia kosztów. Gorzej, że czuć też tandetę. Renifera małej rozbójniczki "gra" niewielka świecąca ozdoba, jaką można zobaczyć w okolicach Gwiazdki przed domami w Stanach. Za przesuwanym rekwizytem, który musi być podłączony do prądu, brzydko ciągnie się po scenie kabel.

Mam też pretensje do sprawującego opiekę reżyserską Konrada Dworakowskiego, że pozwolił dać Gerdzie samochód. Wypaczyło to sens Andersenowskiej baśni, która wysoko wartościuje trud podjęty dla przyjaźni i miłości. W oryginale dziewczynka szukała Kaja piechotą, przez znaczną część drogi boso, co stanowiło o skali jej poświęcenia. W wersji łódzkiej ma po prostu przyjemność z prowadzenia autka, sygnalizowaną co jakiś czas radosnym dźwiękiem klaksonu.

Realizatorzy spektaklu starali się oddać zawarte w duńskiej baśni przekonanie o przenikających świat cierpieniu i fatalizmie, jednak liczne uproszczenia i skróty zaciemniły wymowę całości. Szkoda, bo ze względu na popularność tekstu "Królowa Śniegu" mogła być zimowym hitem Pinokia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji