Artykuły

Rok 2010 w teatrze wrocławskim

Jeśli chodzi o publiczność, o największym szczęściu mogą mówić dzieci - dostały trzy rewelacyjne spektakle, a artyści zabrali je w ekscytującą podróż do Fantazjany, Krainy Oz i na zaplecze teatralnej sceny. Dorośli dostali sporo spektakli dobrych i bardzo dobrych, zabrakło jednak prawdziwych przebojów - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Ten rok dookreślił dolnośląską mapę teatralną - wiemy już na pewno, że po najbardziej ryzykowne eksperymenty trzeba wybrać się do Wałbrzycha albo wrocławskiego Polskiego, lekko awangardową rozrywkę znajdziemy w Capitolu, dobry teatr dla dzieci w Lalkach, a w Legnicy scenę pozostającą w nieustannym dialogu ze społecznym i historycznym otoczeniem. Zwolennicy klasyki w najczystszej postaci muszą udać się do Jeleniej Góry, gdzie poczują się z pewnością bezpiecznie, bez gwarancji jednak, że nie usną podczas spektaklu.

Przebojowe brzydkie słowa

Nie zaczęło się wprawdzie od trzęsienia ziemi, ale w styczniu wiadomość o przesunięciu terminu premiery "Hair" [na zdjęciu] w Teatrze Muzycznym "Capitol" wywołała zamieszanie i falę domysłów - podsycaną zresztą przez sam teatr, który wysyłał w tej sprawie sprzeczne komunikaty. Najpierw powodem miała być dziesiątkująca aktorów grypa, potem okazało się, że chodziło o zmianę na stanowisku reżysera - Cezarego Studniaka, któremu w pracy nad premierą miały przeszkodzić kłopoty osobiste, zastąpił Konrad Imiela.

Trudno ocenić, jak zmiana wpłynęła na kształt spektaklu, ale "Hair" okazał się frekwencyjnym sukcesem Capitolu. Publiczność świetnie bawiła się, śpiewając wraz z aktorami: "Lesba gej/ Analny seks/ Pochwa członek/ Kopulować/ Ojcze/ Dlaczego to tak brzydkie słowa?". Albo wychwalając w innym z songów zbawienne dla stanu świadomości skutki używania tusipectu, peyotlu i butaprenu. W "Hair" zadebiutował Adrian Kąca jako Bukowski, mnie najbardziej przypadła do gustu Monika Dawidziuk jako Jeannie.

Warto odnotować także ubiegłoroczną edycję Przeglądu Piosenki Aktorskiej ze świetnymi koncertami Amandy Palmer, The Magnets, Babylon Circus czy rewelacyjną Galą "...rewolucyjną" w reżyserii Agaty Dudy-Gracz. Ale po rozstrzygnięciu Konkursu Aktorskiej Interpretacji Piosenki pozostaje do dyskusji, czy to, co zaprezentowała zwyciężczyni, Słowenka Zvezdana Novaković, to jeszcze piosenka?

Zwycięstwo Fantazjany

Kolejnym hitem Capitolu stał się "Czarnoksiężnik z Oz" Jerzego Bielunasa, który zdobył serca dzieci i ich rodziców. Była to ostatnia premiera na tej scenie przed remontem, który potrwa do czerwca 2013 roku. Do tego czasu zespół będzie występował gościnnie w Teatrze Polskim i Imparcie.

Miniony rok przyniósł więcej bardzo udanych propozycji dla młodych widzów. W adaptacji "Niekończącej się opowieści" aktorzy legnickiego Teatru Modrzejewskiej tak przekonująco odegrali mieszkańców Fantazjany, jakby naprawdę chcieli uchronić swój świat przed nicością. Niezwykle udany był też spektakl "Lato Muminków" (w reżyserii Mariusza Kiljana i adaptacji Mariusza Urbanka). W ciągu półtoragodzinnego przedstawienia widzowie wędrują przez rekwizytornię, sznurownię, charakteryzatornię i inne tajemnicze zakątki, do których nigdy wcześniej nie mieli okazji zajrzeć. W historii Teatru Lalek nie było przedstawienia granego tak długo (od października do lutego) bez przerwy.

Teatr Lalek postanowił też wskrzesić wrocławskie tradycje karnawałowe. Najpierw doprowadził do przełożenia nietłumaczonej dotąd na język polski książki Sebastiana Branta z końca XV wieku "Okręt błaznów", a potem wystawił jej adaptację. Prapremierze towarzyszyły międzynarodowa sesja naukowa, na którą przyjechał m.in. prof. Werner Mezger z uniwersytetu we Fryburgu, jeden z najwybitniejszych badaczy obyczajów karnawałowych, i wystawa karnawałowych rekwizytów ze zbiorów Muzeum Narodowego. Dzięki karnawałowej akcji teatru w cukierniach pojawiły się pączki pieczone według XIX-wiecznej wrocławskiej receptury.

Kruszenie mitów i ślady po czołgach

Jeśli chodzi o teatry dramatyczne, najgłośniej było o spektaklach wrocławskiego Teatru Polskiego i wałbrzyskiego Teatru Dramatycznego im. Szaniawskiego. To tam między sceną, krytyką a publicznością odbywały się najgorętsze spory o kształt współczesnego teatru.

Wyrazistą wizję prowadzonej przez siebie sceny stworzył w Wałbrzychu Sebastian Majewski - zrealizowany tam spektakl "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej" w reżyserii Moniki Strzępki, wygrał 3. Międzynarodowy Festiwal "Boska Komedia" w Krakowie. Uzasadnienie werdyktu mówiło o odwadze, jaką wykazał się zespół, wpisując się jednocześnie w długą tradycję sprzeciwiania się systemowi. Majewski jest konsekwentny w kruszeniu mitów. Zapraszając do współpracy różnych twórców w ramach cyklu "Znamy, znamy", nie uznaje żadnych świętości - na jego scenie obrywa się zarówno bohaterom "Dynastii" i "Gwiezdnych wojen", jak i takim herosom jak agent 007. W planach jest m.in. atak na Stasia i Nel, więc jest się czego bać.

Z kolei w Teatrze Polskim Monika Pęcikiewicz wzięła na warsztat kolejny Szekspirowski dramat - "Sen nocy letniej". Zrobiła to z takim impetem, że sam autor miałby pewnie problem z rozpoznaniem własnego dzieła. Po premierze "Berka Joselewicza", w którym Tadeusza Kościuszkę grała Rasiakówna, widz powinien już jednak wiedzieć, że na tej scenie nie ma wartości nie do podważenia. Nam jednak przypadła do gustu raczej zrealizowana tam "Szosa Wołokołamska", adaptacja tekstu Heinricha Muellera w reżyserii Barbary Wysockiej - znakomicie zrealizowany i zagrany spektakl o dziedziczeniu wojennej traumy przez kolejne pokolenia Niemców. Już po Nowym Roku warto skonfrontować go z polskim "Utworem o Matce i Ojczyźnie" w reżyserii Jana Klaty - opowieścią o polskich śladach po czołgach.

Teatr w rzeczywistości, rzeczywistość w teatrze

Widz, dla którego bezpardonowe traktowanie Szekspira to za duże wyzwanie, mógł łatwiej odnaleźć się we Wrocławskim Teatrze Współczesnym. Ubiegłoroczne przedstawienia zrealizowano z szacunkiem wobec autorów. Zarówno w "Pułapce", "Białym małżeństwie", jak i "Transatlantyku" teksty Tadeusza Różewicza i Witolda Gombrowicza potraktowano z odpowiednią atencją, choć reżyser tego ostatniego, Jarosław Tumidajski, nie odmówił sobie przemycenia komentarza do współczesności, która wciąż oddychała atmosferą smoleńskiej katastrofy.

Odrębną wobec krajowych mód linię teatru kontynuował w Legnicy Jacek Głomb. To teatr bliski widzom, pozostający w dialogu z miastem, jego przeszłością i współczesnością, czego znakiem są zarówno premiery w Modrzejewskiej, jak i realizowane projekty - takie choćby jak "Teatr, którego sceną jest miasto", w ramach którego zaproszeni dramatopisarze tworzyli sceniczne miniatury inspirowane wizytą w Legnicy.

Najciekawszą legnicką premierą było "Mamatango" na Scenie na Piekarach, wspólny projekt legnickich aktorek i reżyserki Anny McCracken, której odsunięcie od pracy przez dyrektora teatru wywołało skandal. W jego efekcie spektakl najpierw wyrokiem sądu zdjęto z afisza, żeby go potem przywrócić. Samemu przedstawieniu spór nie zaszkodził - z opowieści legniczan upleciono zjawiskową całość na styku dokumentu i poezji.

Wydarzeniem była też premiera "Czasu terroru" Lecha Raczaka, spektaklu będącego domknięciem scenicznej trylogii, na którą złożyły się także "Dziady" i "Marat/Sade". Zdecydowanie najsłabiej wypadła na tym tle "Pierwsza komunia" Pawła Kamzy. To był też rok projektów aktorskich w legnickim teatrze - premiery przedstawień "Pracapospolita, czyli tacy sami" Katarzyny Dworak i Pawła Wolaka i "Roxxy2 Hot" Pawła Palcata, który po premierze w nobliwej Caffe Modjeska trafił na gościnne występy do wrocławskiego nocnego klubu.

Na wrocławskiej scenie niezależnej ostał się jedynie Teatr Ad Spectatores, który świętował w ubiegłym roku swoje dziesiąte urodziny. Wystawił w ciągu ostatnich 12 miesięcy sześć spektakli - premiera ostatniego z nich, "Ja tu tylko sprzątam", odbyła się dosłownie w ostatniej chwili, bo tuż przed północą 31 grudnia.

Odczarowywanie Grotowskiego

Ważnym ubiegłorocznym odkryciem był Jerzy Grotowski oglądany od zupełnie nowej, bo prywatnej strony. Najpierw we wrocławskim Ossolineum pokazano wystawę "Niezatarty ślad" - jej publiczność zapoznała się z archiwami przekazanymi instytucji przez prof. Kazimierza Grotowskiego, brata twórcy. Oprócz wielu listów, zdjęć, notatek, dokumentów z czasów studenckich znaleźliśmy tam historię jego rodziny - fotografie z dzieciństwa, strony z pamiętnika ośmioletniego Grota.

I tak 16 czerwca 1941 Grotowski notuje (pisownia oryginalna): "Jestem sam. Teraz wruciłem ze szkoły. Mamusia uczy 1 klasę za dwie godziny. W szkole na pałzie nie wychodziłem". A miesiąc po wystawie wyszła książka Aliny Obidniak "Pola energii", w dużej części poświęcona Grotowskiemu, z którym autorka była związana. Znalazły się tam m.in. listy miłosne Grota: "Alinko Bardzo Dziwaczna! Pełen tęsknot i roznamiętnień oczekuję Twojego przybycia/ (...) Czekam. Całuję Cię w osiołka [słowa zamazane przez autora]" - pisał w latach 50.

Ale to jeszcze nie koniec. Wrocławski Instytut im. Grotowskiego dostał nową siedzibę - w kwietniu otwarto Studio na Grobli, a zaraz potem dowiedzieliśmy się, że we Wrocławiu w 2016 roku odbędzie się Olimpiada Teatralna. W ubiegłym roku ruszył też Otwarty Uniwersytet Poszukiwań, nowa inicjatywa Instytutu.

Była też smutna wiadomość - zmarł Zygmunt Molik, aktor teatru Laboratorium, od samego początku związany ze sceną Grotowskiego. Miał 80 lat. To on w "Dziadach" z 1961 roku fenomenalnie grał Konrada, który wygłaszał Wielką Improwizację, odbywając Drogę Krzyżową po całej sali i uginając się pod ciężarem miotły zamiast krzyża. Do 2008 roku mimo choroby wciąż prowadził warsztaty "Głos i ciało" w Polsce i na całym świecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji