Artykuły

Onek, Onka i inni

Najnowsza sztuka Sławomira Mrożka grana od kilku tygodni w Teatrze Nowym budzi powszechne zainteresowanie. Bo to i autor znakomity, bo reżyser o wielkiej renomie, a i obsada aktorska wyborna. Bez wątpienia "Garbusek" w dotychczasowym dorobku Mrożka jest utworem dosyć wyjątkowym. Zbudowany na odmiennej zasadzie dramaturgicznej niż to zwykle u niego bywało, o luźnej kompozycji jak gdyby odrębnych scen kojarzących się z techniką długich, filmowych ujęć, o schemacie fabularnym ostentacyjnie prostym i "teatralnym" jest sztuką pełną niedopowiedzeń i znaków zapytania.

Siłą rzeczy tak zbudowana sztuka pozastawia widzowi różne możliwości interpretacyjne, jest też pułapką dla tych wszystkich, którzy chcieliby koniecznie zrozumieć - "co autor chciał przez to powiedzieć". I właśnie z nimi autor "Garbusa" prowadzi swoistą zabawę, podsuwa najróżniejsze tropy. Poszczególne sceny mają jak gdyby własną dramaturgię i wymowę. I kiedy już na przykład myślimy, że oto oglądamy rzecz współczesnego Czechowa z podskórną warstwą subtelnych psychologicznych podtekstów, nagle pisarz robi woltę - rozprawia o polityce, to znów kieruje nas ku teatrowi grozy.

Ale to wszystko - jak mi się zdaje - są tylko pozory. W gruncie rzeczy "Garbus" jest traktatem o pewnym typie mentalności ludzkiej. Rozmową bardzo serio o ludziach nijakich. Onek i Onka do tego stopnia są anonimowi, nijacy, że nawet nie mają własnych imion. I ta nijakość jest formą ich świadomości. Małe móżdżki, małe charaktery, pospolitość. Ale tacy ludzie oceniają innych, przymierzają ich do siebie, na swój sposób chcą formować rzeczywistość. I wtedy są groźni. Narastająca nienawiść Onka do Garbusa. przechodząca w obsesję - to studium rodzenia się fanatyzmu i nietolerancji. Nawet Baron, człowiek tutaj oświecony, ale też i cyniczny, po części świadomie daje się wciągnąć w grę Onka.

W drugim planie sztuki, gdzieś poza sceną, dzieją się bliżej nie określone wydarzenia historyczne. Rewolucja, o której się mówi, jest tylko uniwersalnym znakiem wywoławczym, pokazującym dysproporcje między problemem Garbusa, którym żyje Onek, a wielkością spraw tego świata. I tylko - chyba już poza intencją autora - pozostaje refleksja, że w którymś punkcie świat Onków styka się z mechanizmami życia społecznego, wchodzi głęboko w sferę ideologii.

Przy tym wszystkim "Garbus" jest zabawą w teatr; jak zwykle u Mrożka kapitalny dialog, dowcip słowny tworzą zewnętrzną tkankę utworu, materię sceniczną tyle wdzięczną co trudną w realizacji. Dwukrotnie oglądałem przedstawienie w Teatrze Nowym i za każdym razem był to zupełnie inny spektakl. Bardzo wiele zależy tutaj właśnie od klimatu, od atmosfery, od napięcia między sceną a widownią, od przyjęcia przez obydwie strony reguł zabawy.

Zasługą reżysera i zespołu wykonawców jest niewątpliwie to, że w każdym wypadku, czy przedstawienie danego dnia ma taki lub inny klimat, jedna rzecz pozostaje niezmienna - celowo wyważona proporcja między efektem teatralnym, między ową warstwą zabawy scenicznej a problematyką serio sztuki. Dzieje się tak dlatego, że każda ze scen jest precyzyjnie rozegrana, ma swoją pointę, te - zgodnie z intencją autora - w stylu gry aktorskiej przyjętym dla tego przedstawienia nie ma akcentowania pastiszu, parodii i groteski. A mimo to właśnie te cechy pisarstwa Mrożka dochodzą tu do głosu. Może dzieje się tak dlatego, że po prostu oczekujemy tego rodzaju efektu, a wykonawcy jak gdyby wiedząc o tym, tam gdzie to jest możliwe, bez naruszenia logiki całości spektaklu, posługują się dyskretnym, a przewrotnym "mruganiem oka".

Ma w tym swój udział i sposób użycia muzyki, a także jej charakter i rozdzielanie poszczególnych scen zmianą świateł, i realistyczna, a przecież umowna, scenografia i wreszcie tak drobny szczegół jak zegar z posuwającymi się wskazówkami umieszczony w attyce pensjonatu.

Świetne jest w tym przedstawieniu aktorstwo. ANDRZEJ MAY zagrał swojego Onka kapitalnie, już zewnętrzna charakterystyka postaci, ów na pół głupawy uśmiech, który w każdej sytuacji maluje ubóstwo psychiczne bohatera i płytkość jego intelektu, daje widzowi wiele satysfakcji. Ale przecież Onek Maya rezonuje, przeżywa konflikty z żoną, jest poddany próbie działania - i za każdym razem aktor znajduje dość środków, aby w perfidny a śmieszny sposób kompromitować swego bohatera. Kompromitować jego mentalność, sposób zachowania.

BARBARA KRAFFTÓWNA, pomna zapewne na swoją vis comica, zagrała Onkę bardzo ostrożnie, unikając tworzenia karykaturalnych rysów tej w końcu do absurdu banalnej postaci. Czasem tylko jakiś stłumiony chichocik, szelmowski błysk oka i mina "słodkiej idiotki" dodają pieprzyku z całą powagą i - jak należy - serio potraktowanej roli.

Z niezrównaną wytwornością gra Barona MIECZYSŁAW VOIT, z wielką precyzją podając dowcip zawarty w sposób, aby nie gubiąc dosłowności znaczeń zawartych w dialogu nadać im jeszcze ton lekkiej drwiny czy dystansu.

Z nie dającej zbyt wiele do popisu roli Baronowej - IZABELLA PIEŃKOWSKA wyszła obronną ręką starając się wydobyć problemy psychologiczne życia w małżeńskim stadle z Baronem. Sprawne aktorstwo, wyraźnie zaznaczające obecność na scenie postaci Studenta pokajał LEON CHAREWICZ.

Tytułowego Garbusa zagrał świetnie BOGUSŁAW SOCHNACKI, tworząc prostymi środkami postać pełną ekspresji, drobiazgowo opracowaną pod względem gestu i ruchu dla wyrażenia nie tylko cech fizycznych kaleki, ale i ich odbicia w psychice.

I wreszcie JAN KOBUSZEWSKI w roli Nieznajomego - wydobył tajemniczość, niezwykłość i jakby nierealność tej postaci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji