Artykuły

Umówmy się na teatr

Zabieram głos sprowokowany artykułem Romana Pawłowskiego "Umowa na teatr", zamieszczonym w "Gazecie Wyborczej" z dnia 29.12.2010 roku - pisze Olgierd Łukaszewicz na stronie ZASP.

Cytuję fragment, do którego chciałbym się odnieść: "Związki zawodowe aktorów mogą wymusić rozwiązania, które zapewnią zespołom teatralnym stabilne finansowanie, na przykład gwarantowanie minimum budżetowego. Czas także pomyśleć o płacach minimalnych i zabezpieczeniach dla aktorów pozostających bez pracy". Gdyby zrealizować te słuszne postulaty, związek zawodowy aktorów i stowarzyszenie twórcze aktorów, korzystając wspólnie z ustawowej związkowej zdolności układowej, powinny zasiąść do negocjacji z rządem i pracodawcami. Otóż to! Kto w Polsce jest jednak tym pracodawcą? Czyżby działająca od kilku lat Unia Polskich Teatrów, która przedstawia się jako związek pracodawców? Problem polega na tym, że zrzeszeni w niej rzekomi pracodawcy niczego w tej materii nie mogą.

Dlaczego? Ponieważ w istocie jest to jeszcze jedno stowarzyszenie dyrektorów tylko 15 publicznych teatrów, których z kolei zatrudniają tzw. organizatorzy działalności kulturalnej, a są nimi w 90% samorządy. Toteż tylko dwa spośród 15 teatrów należących do Unii Teatrów, to teatry narodowe, których organizatorem jest Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Już w roku 2004 Międzynarodowa Federacja Aktorów - FIA, do której od lat należy ZASP, przeprowadziła na zlecenie Komisji Europejskiej badania dotyczące sytuacji artysty w krajach nowo przyjętych do Unii Europejskiej. Z raportu ogłoszonego w tej sprawie wynika, że ani Unia Polskich Teatrów, ani Stowarzyszenie Dyrektorów Teatrów nie spełniają kryteriów organizacji pracodawców - nie mogą na przykład negocjować ani zawierać układów zbiorowych pracy ani wiążących porozumień pracowniczych z zatrudnionymi w teatrach aktorami i artystami innych specjalności zawodowych. Jesteśmy ostatnim w Unii Europejskiej krajem, w którym nie ma organizacji pracodawców dla teatrów, orkiestr, chórów, baletu, itp. Mimo to, mała grupa polskiego środowiska dyrektorów teatrów ma tę moc sprawczą, że Ministerstwo Kultury w projekcie nowelizacji ustawy o działalności kulturalnej, proponuje dyrektorską, cząstkową i nietrafną reformę teatru. Ministerstwo zabrało się za aktorów i muzyków, stwierdzając w uzasadnieniu do proponowanych zmian, że ani budżet państwa, ani budżet samorządów nie poniesie kosztów związanych z realizacją postulatów Ministerstwa Kultury. A więc koszta poniosą artyści!

Pisze redaktor Pawłowski: "Problem w tym, że teatry są od lat niedofinansowane. Dyrektor nie jest pewien, jaki budżet dostanie na następny rok, dlatego wieloletnie planowanie jest niemożliwe". Jak mogą dyrektorzy niestabilnych finansowo instytucji żądać od wykonawców, aby odtąd podpisywali tylko umowy sezonowe i zrezygnowali z zarabiania także poza teatrem? Czy Ministerstwo Kultury nie widzi realiów, bo nie ma wiedzy i obiektywnych, rzetelnych, raportów o faktycznych warunkach pracy, płac i o poziomie życia artystów w Polsce? Wąska grupka serialowych krezusów stała się punktem odniesienia dla pseudoreformatorów.

W omawianym artykule Piotr Kruszczyński, były dyrektor teatru w Wałbrzychu, opisuje sytuację teatrów niemieckich, która jak ulał pasuje do sytuacji polskiego teatru lat 60-tych, a więc głębokiego PRL-u. "Umowy sezonowe otworzą drogę do naturalnego awansu artysty. Tak jak w Niemczech, gdzie aktor po kilku udanych sezonach na kontrakcie w mniejszym ośrodku ma szansę na przejście do teatru w większym mieście. Zespoły wymieniają się, aktorzy wędrują za dyrektorami i reżyserami, co przynosi znakomite efekty: niemiecki teatr uważany jest za jeden z najlepszych na świecie".

Potwierdzam powyższą opinię, gdyż jako jeden z nielicznych polskich aktorów zatrudniony byłem na etacie w miejskim teatrze w Niemczech. W swej zawodowej biografii zebrałem zarówno doświadczenia PRL-u jak i niemieckie. Moim zdaniem, nie zmagamy się dziś z epoką PRL-u. To raczej epoka przejściowa, popeerelowska, kapitalistyczna. Państwo zrezygnowało z utrzymywania teatrów, oddało je samorządom. Szerzono opinie, że w Polsce jest za dużo teatrów, w związku z czym niektóre należałoby zlikwidować. Zwłaszcza że Teatr Telewizji z powodzeniem spełnia funkcję Teatru Narodowego. Tymczasem Teatru Telewizji już nie ma! Właśnie powstał ostatni spektakl - na więcej brak pieniędzy. Zresztą Teatr Telewizji, zdominowany przez Scenę Faktu, która wyparła repertuar stricte teatralny, gatunkowo od dawna teatrem już nie był. Czy nie czas zatem umówić się na teatr od nowa z państwem i samorządami? Przecież publiczność wróciła do teatrów. Ministerstwo Kultury wobec obecnej rzeczywistości jest bezsilne, ponieważ reforma z 1999 roku oddała sieć teatrów w ręce władz lokalnych. (Przez co, paradoksalnie, utrzymała się sieć teatrów repertuarowych. W Ministerstwie Kultury w owym czasie rozpatrywano projekt likwidacji niektórych scen).

Obecna próba cząstkowego, wadliwego projektu zmian podstaw prawnych pracy w polskim teatrze - według podpowiedzi małej grupy dyrektorów, nie oparta o analizę społecznych i organizacyjnych skutków - budzi naturalny sprzeciw. Nie tylko samych aktorów i innych artystów, lecz analityków teatru i kultury. Czy nie warto zastanowić się np. nad pojęciem sezonu teatralnego (które stopniowo traci w ogóle swoją aktualność - bo coraz więcej premier i letnich spektakli ma miejsce w okresie dawnych przerw urlopowych między sezonami teatralnymi)? Przecież, zabezpieczając swą przyszłość, aktor może zaplanować odejście z teatru, co doprowadzi w konsekwencji do zdjęcia z afisza ciekawego przedstawienia (w które zainwestowano duże środki). W statucie wiedeńskiego Burgtheater nie używa się pojęcia "sezon", lecz "rok gospodarczy", który zaczyna się 1 września. Może więc da się oddzielić los instytucji od losu wykonawców? Sprawa nie jest prosta. Ale możliwa do optymalnego rozwiązania organizacyjnego i prawnego także w naszych realiach.

Będąc prezesem ZASP w latach 2002-2005 - zarówno na forum Związku Województw i jego Komisji Kultury, jak i w czasie spotkań z Marszałkami Województw - przekonywałem do utworzenia organizacji pracodawców dla teatrów, orkiestr, itp. Brałem udział w Konwentach Marszałków. Przedstawiciele samorządów z kolei pojawiali się na przygotowanej przez ZASP konferencji "Teatr Jutra" oraz innych konferencjach organizowanych przez Stowarzyszenie Dyrektorów Teatrów. Złudne było jednak wrażenie, iż powstaje w ten sposób dialog społeczny. Była to co najwyżej rozmowa. Potrzebne są nam zinstytucjonalizowane formy prawnego mechanizmu dialogu społecznego. Nie mogą ich zastąpić konsultacje resortowe Ministerstwa Kultury ze związkami zawodowymi i stowarzyszeniami twórczymi. Jasne, że do trójstronnego dialogu brakuje nam organizacji pracodawców, której także nie mogą zastąpić organizacje dyrektorów teatrów publicznych choćby, jak Unia Polskich Teatrów, stowarzyszone były z Lewiatanem, tj. Polską Konfederacją Pracodawców Prywatnych.

Dziwne, że Ministerstwo Kultury uparcie obstaje przy rozwiązaniach, które oprotestował Kongres Kultury w 2009 roku. Czy to poważne, aby ustawa dawała do ręki dyrektorów broń w postaci - sprzecznego z Konstytucją RP - zakazu podejmowania przez aktora czy muzyka pracy poza teatrem, orkiestrą i filharmonią w czasie wolnym od etatowych obowiązków? Takie sprawy powinny być uzależnione od wykorzystania aktora w bieżącej pracy i znaleźć uregulowanie w umowie o pracę. Aktorzy niemieccy mogą grać gościnnie w innych teatrach i jednocześnie brać udział w próbach we własnym teatrze. Mogą grać w filmach i w telewizji jeśli nie koliduje to z ich pracą w teatrze lub poproszą o bezpłatny urlop, czyli podobnie jak w Polsce.

Słuszne jest, że proponowane zmiany podkreślają różnicę między pracą instytucji artystycznych i upowszechnieniowych (nie mamy ustawy o teatrze jak np. w Austrii czy na Węgrzech). Specyfika procesu twórczego i eksploatacji przedstawień różni się bowiem od pracy bibliotek czy domów kultury, dlatego powinny mieć tu zastosowanie różne przepisy. Tymczasem w zatwierdzonym przez rząd projekcie umożliwia się łączenie instytucji kultury np. "teatru z domem kultury". Który dyrektor będzie ważniejszy? Domu kultury czy teatru? Według jakich zasad nastąpi rozliczanie obu instytucji? Kiedy byłem prezesem ZASP, włączyłem się skutecznie w obronę Opery Szczecińskiej przed pomysłami Marszałka Województwa, aby połączyć ją z Książnicą na zamku w Szczecinie. Dyrektorem połączonych instytucji miał być właśnie szef tej zasłużonej biblioteki. Jako przewodniczący Koła ZASP w Teatrze Narodowym uczestniczyłem w procesie rozdzielenia Teatru Narodowego i Opery Narodowej. Wiele przemawiało za tym, aby te narodowe teatry pracowały pod jedną dyrekcją, a jednak było to niemożliwe. Myślę, że zagrały tu emocje. W Szczecinie natomiast być może bardziej logiczne byłoby połączenie opery z filharmonią. Tak dzieje się w Niemczech. Pod nazwą Stadtheater łączy się w jeden teatralny kombinat - operę, balet, scenę tańca nowoczesnego, teatr dramatyczny i scenę młodzieżową. Orkiestra często pełni podwójną rolę, jako orkiestra opery i filharmonii. Obawiam się jednak, że projektodawcy nowelizacji nie korzystali z naszych doświadczeń sprzed paru lat, ani tych niemieckich, skoro proponują łączenie domu kultury z teatrem. Powyższy przykład z Niemiec uświadamia nam jednocześnie jak bogaty jest tam pejzaż teatralny. A przecież prócz teatrów miejskich i landowych działają jeszcze teatry bulwarowe, tzw. tournée teatry (czyli teatry objazdowe eksploatujące duże i małe formy; w 2007 roku przyciągnęły ponad 4 mln widzów), liczne letnie festiwale z własnym repertuarem, a także wolne grupy teatralne. Cała ta rozmaitość ma swe prawne regulacje, które porządkować i negocjować pomaga biuro prawników Związku Scen Niemieckich w Kolonii. W 2005 roku odbyłem tam podróż studyjną z ówczesnym przewodniczącym Komisji Kultury Związku Województw, obecnie wiceministrem kultury, Piotrem Żuchowskim. Miałem nadzieję, że podróż ta da impuls samorządowcom do tworzenia organizacji pracodawców na wzór niemiecki. Nic takiego się nie stało, a w Ministerstwie Kultury zlikwidowano departament współpracy z samorządami. Dialog społeczny wciąż rozumiemy jako chaotyczną rywalizację różnych pomysłów na kulturę, a mamy problem z identyfikacją prawnych partnerów dialogu. Przecież bez formalnej, prawnie umocowanej reprezentacji organizatorów działalności kulturalnej można wygłaszać tylko monologi.

W tekście uzasadnienia nowelizacji pojawia się kuriozalne stwierdzenie. Dowiadujemy się z niego, że trudno ustalić, jakie stowarzyszenia i związki działają na terenie teatru, aby zasięgnąć ich opinii w sprawie powołania dyrektora teatru. Sposób zasięgania tych opinii zdegenerował się. Przecież nie mogą pracownicy wybierać sobie szefa. Jeszcze niedawno to władze naczelne stowarzyszeń i związków miały zawarowany przywilej wydawania opinii. Naczelne władze ZASP prowadziły zawsze intensywny dialog z Ministerstwem Kultury. Obecnie dialog ten wydał się Ministerstwu bezprzedmiotowy, skoro proponuje, aby udział w Komisji Konkursowej pracowników - przedstawicieli stowarzyszeń i związków działających w instytucji - zastąpił dotychczasowe merytoryczne opinie władz ZASP o kandydacie. Minister Kultury ceduje także swą powinność - polegającą na tym, żeby określić jakie kompetencje powinien posiadać kandydat na dyrektora teatru - na władze samorządowe. Jeśli Ministerstwo Kultury pozbędzie się roli strażnika prawidłowego działania instytucji kultury, wypadki nierozumienia, czym jest teatr publiczny, będą coraz częstsze. Byłem świadkiem jak w mieście wojewódzkim prezydent powołał na dyrektora teatru byłego dyrektora chóru. Człowiek ten, zaufany prezydenta, zwolnił natychmiast dyrektora artystycznego (aktora i reżysera), oświadczając, że konsultacje artystyczne będzie zamawiał poza teatrem, "na mieście". Absurdalne wydaje mi się rezygnowanie Ministra z roli arbitra kultury. Niepokój i sprzeciw budzi zapis o dostępie do środków publicznych fundacji, stowarzyszeń i osób prawnych na równych prawach z instytucjami. Dlaczego? Gdyż w uzasadnieniu do proponowanych zmian stwierdza się jednocześnie, iż zmiany te nie obciążą budżetu państwa ani samorządu. Tak więc do tych samych pieniędzy aspirować będą wielorakie podmioty. Instytucje kultury są obecnie niedofinansowane. Toteż łatwo przewidzieć, że projekt doprowadzi do zniszczenia tego co mamy, co trzeba określić jako polskie minimum kultury teatralnej.

Na koniec apel zarówno do Ministra Kultury, jak i wszelkich jawnych i niejawnych autorów propozycji zmian prawa kultury w części dotyczącej teatrów. Zarządzacie Państwo niedofinansowanymi instytucjami, stwarzacie pozory, że jesteście pracodawcami, podczas gdy sami niewiele możecie. Proponujecie rozwiązania dla uzdrowienia sytuacji w polskich teatrach, a przecież winy za ten stan rzeczy nie ponoszą aktorzy. Czy zastanowiliście się nad tym, jakie są kwoty netto zarobków aktorów (moi pracodawcy w Niemczech brali to pod uwagę). Czy macie dla wędrujących aktorów mieszkania służbowe (korzystali z nich aktorzy w PRL-u, a dziś jeszcze są do dyspozycji aktorów niemieckich). Czy wiecie, że gwiazdy niemieckiego teatru mogą pozwolić sobie na wielopokojowe mieszkanie w centrum Berlina ze służbą z Polski? A odchodzący na emeryturę "gwiazdor" polski w stołecznym, reprezentacyjnym teatrze, stwierdza z dumą, że nareszcie osiągnął prawie średnią krajową. Oczywiście, gdy porównuję pracę aktora niemieckiego i polskiego, widzę jasno, że niemiecki - w odróżnieniu od naszego - jest niezwykle skoncentrowany na pracy w teatrze. Może sobie na to pozwolić - ma stabilny, bezpieczny kontrakt. Nie musi się troszczyć o to, czy dostanie rolę, ponieważ i tak otrzyma ustaloną gażę miesięczną. Tymczasem polski aktor patrzy niepewnie na tablicę ogłoszeń i zastanawia się, czy zostanie obsadzony, a jeśli tak, to czy sztuka będzie mogła liczyć na częste powtórzenia. Na koniec miesiąca za każdym razem otrzyma inne wynagrodzenie, bo jego uposażenie to pensja plus tzw. normy, które są lub ich nie ma. Czy Ministerstwo Kultury, forsując sezonowe angaże, zagwarantuje, że nie będą to sezony niepewności? Mamy za mało premier. Teatr publiczny musi oszczędzać, dlatego sformułowania o rozwoju aktora, o sprawdzaniu jego kwalifikacji, to czyste frazesy. Jawny cynizm w zestawieniu z obecną rzeczywistością zatrudnienia, pracy i płac aktorów polskich teatrów publicznych. Rażąca nieprawda.

Redaktor Pawłowski prezentuje fotografię przedstawiającą protest aktorów francuskich, który spowodował odwołanie festiwalu w Awinionie. Aktorzy francuscy zaryzykowali - przeprowadzili strajk i uzyskali solidne ubezpieczenia. Organizator tego protestu, związkowiec Jimmy Shuman, na moje zaproszenie odwiedził ZASP w 2005 roku. Niestety, na tym konsultacje z partnerem francuskim się zakończyły. Szkoda, być może ZASP nie zasłużyłby sobie na opinię słabego związku, jak uważają autorzy raportu o teatrze (Kongres Kultury 2009) i redaktor Pawłowski. Status polskiego artysty teatralnego to wciąż pomijany temat, a przecież Ministerstwo Kultury powinno dołożyć starań, aby powstał raport o warunkach życia i zatrudnienia polskich twórców - autorów i artystów. Dlatego na zakończenie opowiem prawdziwą historię. Pewien reżyser teatralny, pragnąc skorzystać z ubezpieczenia zdrowotnego i emerytalnego, udał się do ZUS w mieście X. Okazało się, że pracując w sposób niesystematyczny - na tzw. umowę o dzieło - będzie musiał co rusz ustalać wysokość swojej składki w ZUS, w oparciu o zeznania w Urzędzie Skarbowym. Mało tego! Okazało się, że nie można mu obliczyć stawki miesięcznej na podstawie rocznego rozliczenia PIT. Zarówno urzędniczka ZUS, jak i US, uznały, że reżyser utrzymując się z umów o dzieło prowadzi działalność gospodarczą. Kiedy ten powołał się na obowiązującą ustawę o działalności kulturalnej, która jasno rozstrzyga, że działalność kulturalna nie jest działalnością gospodarczą, urzędniczka ZUS stwierdziła, że ją obowiązuje inna ustawa. Koniec końców, zmartwiona losem artysty, poradziła: "Kup Pan hektar ziemi, obsiewaj i zbieraj, choćby cudzymi rękoma, a my ubezpieczymy Pana w KRUS". Reżyser posłuchał. Wszystko zgodnie z prawem!

Artysto pamiętaj! Nigdy nie wiesz, z jaką rolą będziesz miał do czynienia!

We współczesnej poprzemysłowej rzeczywistości wszelka działalność twórcza, także kulturalna w najbardziej rozwiniętych państwach Europy i świata staje się coraz ważniejszą sferą życia społecznego i gospodarczego. Chroniącą tradycje i odrębną tożsamość kulturową narodów, regionów i lokalnych społeczności . Przestała już dawno być "nieprodukcyjna" i elitarna. Kultura i stałe, publiczne profesjonalne instytucje kulturalne, pracujący w nich twórcy i artyści różnych specjalności mają coraz większe znaczenie. Bo aspiracje i potrzeby kulturalne nowoczesnych społeczeństw stale rosną i trzeba je w każdym kraju mądrze zaspokajać. Dbając o treści i artystyczny poziom oferty publicznych instytucji kultury, które są dziś bardziej niż kiedykolwiek społecznie niezbędne. Coraz większe znaczenie mają też tzw. przemysły kultury, oparte na dobrze zorganizowanej i sprzedawanej w kraju i zagranicą działalności artystycznej. Polska, w porównaniu z innymi, nawet znacznie zamożniejszymi krajami ma w dziedzinie kultury ogromny potencjał twórczy i instytucjonalny. Nie wolno go bezmyślnie zmarnować. Trzeba go możliwie najpełniej wykorzystać i rozwijać. Do tego potrzebny jest w polskiej kulturze nowoczesny mechanizm prawny trójstronnego dialogu społecznego między przedstawicielami organów państwa odpowiedzialnych za różne aspekty działalności kulturalnej, prawnymi organizatorami instytucji kultury, dziś głównie regionalnymi i lokalnymi - samorządowymi, oraz reprezentacjami artystów różnych zawodów i specjalności zawodowych. Oczywiste jest, że bez twórców i artystów, wbrew naszym opiniom i elementarnym interesom, żadna reforma prawa kultury nie ma sensu. Dlatego wąsko lobbystyczne i urzędnicze, biurokratyczne pomysły złych, cząstkowych reform i zmian prawa kultury, narzucane odgórnie środowiskom artystycznym są najgorszym z możliwych rozwiązań. Powinniśmy o tym natychmiast rzeczowo zacząć w sposób prawem przewidziany rozmawiać. Aby w kulturze nie powtórzyła się sytuacja, do jakiej doszło dziś w polskich kolejach, właśnie na skutek uporczywego forsowania i wdrażania sprzecznych z logiką i specjalistycznymi opiniami, błędnych rozwiązań organizacyjno-prawnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji