Artykuły

Teatr Miejski na rozdrożu. Podsumowanie dyrekcji Ingmara Villqista

Dyrekcja Ingmara Villqista nie pomogła Teatrowi Miejskiemu w Gdyni wznieść się na spodziewany poziom "ogólnopolski". Wręcz przeciwnie. Dość sprawnie dotąd działający, choć bez większych ambicji, teatr przeszedł zapaść. Katastrofa frekwencyjna, konflikty w zespole i silne zarzuty wobec dyrektora przelały czarę goryczy. Dzisiaj bezpański teatr znajduje się na rozdrożu. Co dalej? Podsumowujemy dwa i pół roku dyrekcji Ingmara Villqista w gdyńskim teatrze - pisze Łukasz Rudziński na portalu Trójmiasto.pl.

Teatr Miejski artystycznie

Wybrany we wrześniu 2008 roku na stanowisko dyrektora Teatru Miejskiego w Gdyni Ingmar Villqist miał być lekarstwem dla teatru, który wprawdzie za kadencji jego poprzednika, Jacka Bunscha, był pełen widzów, ale w repertuarze roiło się od lżejszych przedstawień, przeważnie nie najwyższych lotów artystycznych.

Villqist przyjechał do Gdyni, aby uczynić z Miejskiego placówkę artystyczną z prawdziwego zdarzenia - na deskach teatru zagościła XX-wieczna klasyka najwyższej próby, nad spektaklami pracowali uznani reżyserzy, miał powstać teatr ambitny, wymagający.

Praktyką wielu nowych dyrektorów w ciągu pierwszego sezonu dyrektor wyczyścił repertuar ze spektakli powstałych za poprzednika, nie szczędząc tych najciekawszych ("Bracia K.", "Święta Joanna Szlachtuzów", "Niebezpieczne związki"). Spadły z afisza spektakle, w których grali aktorzy gościnni, zniknęły propozycje muzyczne (z chlubnym wyjątkiem "Piaf" - perełki Miejskiego ze świetną rolą Doroty Lulki) i spektakle dla dzieci. Oprócz "Piaf", zachowano tylko "Dzień Świra", "Związek otwarty".

W zamian pojawiły się spektakle Barbary Sass, Katarzyny Deszcz, Zbigniewa Brzozy, Piotra Kruszczyńskiego, Grażyny Kani, Piotra Cieplaka, Waldemara Śmigasiewicza, Waldemara Raźniaka i dyrektora Villqista. Błyskawicznie okazało się, że te przedstawienia nie zyskują zainteresowania publiczności. To spowodowało podniesienie cen biletów, co dodatkowo przetrzebiło i tak niewielką liczbę widzów. Doszło do kuriozalnej sytuacji, gdy na spektakle przygotowane na 300 widzów przychodziło kilkadziesiąt osób, z których na drugi akt zostawała zaledwie garstka.

Ucieczka widzów wynika z wielu czynników. Z pewnością Villqist chciał pójść na skróty, proponując swój repertuar bez zbilansowania pozycji ambitniejszych i lżejszych. Zabrakło wyczucia potrzeb widowni, do czego dyrektor sam się przyznał przed rezygnacją ze stanowiska. Sam wykazał się niekonsekwencją i w proponowanej przez siebie formule wystawiania wybitnych sztuk XX-wiecznych, znalazło się miejsce dla "Fantazego" Juliusza Słowackiego, przygotowanego przez Piotra Cieplaka (co zresztą okazało się strzałem w dziesiątkę, bo to najlepszy spektakl Miejskiego za kadencji Villqista). Zresztą, z 12 premier, zrealizowanych za Ingmara Villqista, oprócz "Fantazego" i przygotowanego na Scenę Letnią "Procesu" Franza Kafki w reż. Śmigasiewicza, trudno doszukać się udanych spektakli.

Równie dużym problemem Miejskiego, kompletnie zignorowanym przez Villqista, był i jest stan zespołu aktorskiego. Aktorzy przez lata obsadzani w bliźniaczych do siebie rolach przestali angażować się w konstruowanie postaci. Również dlatego dziś zespół aktorski Miejskiego należy do najsłabszych w kraju, a teatr znalazł się poza marginesem zainteresowań trójmiejskiej śmietanki towarzyskiej. Nawet premiery nie przyciągają kompletów na widownię.

Uczciwie trzeba przyznać, że dyrektor nie miał szczęścia np. do Sceny Letniej w Orłowie, która nie przetrwała jesiennych sztormów w 2009 roku i dlatego niemal do ostatniej chwili ważyły się jej losy w minionym sezonie. Ostatecznie znaleziono nową lokalizację, ale wymuszona przeprowadzka kilkaset metrów w kierunku Sopotu i brak nowej premiery zostawiły ślad w postaci niższej niż w poprzednich latach frekwencji także na orłowskiej scenie.

Warto odnotować też smutny precedens, jakim było szybkie zdjęcie z afisza jedynej letniej produkcji powstałej za Villqista - "Procesu" Kafki - po sugestii ze strony włodarzy miasta, że to zbyt poważny repertuar, jak na orłowską plażę.

Teatr Miejski organizacyjnie

Zgodnie z powiedzeniem "ryba psuje się od głowy" na głęboką zapaść Miejskiego ogromny wpływ miały relacje panujące w teatrze. Tarcia pomiędzy pracownikami Miejskiego a dyrektorem zaowocowały otwartym konfliktem, który jako pierwsi opisaliśmy i na bieżąco relacjonowaliśmy na Portalu Trojmiasto.pl. Dyrektorowi zarzucono mobbing oraz lekceważenie podwładnych i publiczności.

Sam dyrektor do Gdyni przyjeżdżał niechętnie. Znacznie chętniej przebywał poza Trójmiastem, na przykład pracując nad swoimi spektaklami w Warszawie i Bielsku-Białej czy nad debiutanckim filmem na Śląsku. To doprowadziło do paraliżu decyzyjnego w teatrze i wielu kłopotów natury urzędowej. Villqist był więc wielkim nieobecnym Teatru Miejskiego, nie uczestniczył też w ważnych wydarzeniach kulturalnych w Gdyni, w pewnym momencie odciął się nawet od własnego zespołu artystycznego.

Co dalej?

Sytuacja teatru jest trudna, ale nie beznadziejna. Z różnych przyczyn wciąż są wakaty na etatach aktorskich. Zespół zostanie dodatkowo uzupełniony młodymi aktorami prawdopodobnie dopiero przez nowego dyrektora. Festiwalowa wizytówka Miejskiego - Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych R@Port - utrzymuje kurs ogólnopolski i bardzo ważne, aby z tego kursu nie schodzić. Aby to było możliwe, trzeba szybko zatroszczyć się o przyszłość R@Portu i jego młodszej siostry - Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. I to są decyzje, z którymi nie wolno czekać na wybór nowego dyrektora Teatru Miejskiego, bo zapowiada się na to, że Miejski nie znajdzie sternika przed końcem trwającego sezonu.

Teatrowi Miejskiemu potrzebna jest rozsądna, wyważona, ale i bezkompromisowa wizja teatru. Sukces mniejszych ośrodków teatralnych (Wałbrzych, Legnica, a nawet Racibórz) związany jest z pomysłem na funkcjonowanie teatru w mieście, rozwijającym tożsamość lokalną. W większych miastach decydujący bywa autorski pomysł na teatr (Nowy Teatr w Warszawie, TR Warszawa, Teatr Polski w Bydgoszczy) lub świetny zespół aktorski (Teatr Polski we Wrocławiu, Narodowy Stary Teatr w Krakowie).

Gdyńskiej scenie przydałaby się zupełnie nowa formuła i wymiana przynajmniej części popadającego w stagnację zespołu aktorskiego. Widza trzeba będzie najpierw przekonać, że ma po co zaglądać do budynku przy Bema 26, a potem spróbować wejść z nim dialog.

Za Villqista, dzięki zaangażowaniu Anny Zalewskiej-Uberman, udało się rozkręcić zajęcia edukacyjne dla najmłodszych. Czas pomyśleć o projektach angażujących również starszą publiczność. Oczywiście takich zmian nie dokonuje się w pięć minut, ale doświadczenie uczy, że tam, gdzie się to udaje, zmiany na stanowiskach dyrektorów następują naprawdę rzadko.

Gdynia zasługuje na wartościowy, poważany w kraju teatr dramatyczny, produkujący spektakle, których nie ogląda się z zakłopotaniem i poczuciem zmarnowanego czasu. Nie musi być to teatr wielkiego ryzyka, ale nie może również schlebiać najmniej wybrednym gustom. Przykład pobliskiego Teatru Muzycznego przekonuje, że połączenie rozrywki na dobrym poziomie i zaspokajanie ambicji artystycznych, poparte umiejętnościami całego zespołu, to recepta na sukces nie tylko frekwencyjny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji