Artykuły

Trzy po trzy o Fredrze

1. Widziałem tylko premierę przedstawienia "Trzy po trzy" w Teatrze Narodowym. W tym akurat wypadku premiera musiała się różnić od wszystkich następnych powtórzeń. Ponieważ całość była zamknięta jubileuszową uroczystością z racji 60-lecia pracy aktorskiej Kazimierza Opalińskiego. Całość miała mocne zamknięcie. Brawa, uśmiechy, sławni koledzy w kolejce do jubilata, depesze, fale sympatii. Inna niż zwyczajnie wspólnota sceny z widownią. Jak brak aż tak mocnej pointy zniosły następne prezentacje? Przez lojalność wobec reżysera nie byłem po raz drugi. Przygotował pewnie drugi wariant finału, ale nie wypada sprawdzać. W każdym razie ryzykant. Prowadzi całą kunsztowną robotę od pamiętnikowego Fredry do jubileuszowego Opalińskiego - a ma w zapasie jeden jedyny komplet rac na duży fajerwerk. Ryzykant z gestem.

2. Andrzej Łapicki and all stars. Doskonała obsada spektaklu pełni w tym wypadku charakterystyczną funkcję dodatkową. Może i ważniejszą od tego, że kolejne epizody są doskonale przez doskonałych aktorów zagrane. Decyduje to, że ich rozpoznajemy. Kazimierza Opalińskiego, Adama Hanuszkiewicza, Aleksandra Dzwonkowskiego, Wojciecha Siemiona, Seweryna Butryma, Daniela Olbrychskiego, Kazimierza Wichniarza, Józefa Turka, że w zbiorowych grupach "dam" i "huzarów" odnajdujemy Małgorzatę Braunek, Mieczysława Kalenika... i dalej czytajcie listę obsady. Odnajdujemy ich, rozpoznajemy, cieszymy się ze spotkania. My, to znaczy widzowie nie tylko teatru, ale słuchacze radia, bywalcy kina, właściciele telewizorów. Przy niezmiernie rozbudowanej aparaturze przekazu elektronicznego na zupełnie innej, absolutnie nowoczesnej zasadzie odnawia się zasada "gwiazdorstwa". Teatr staje się miejscem bardziej osobistego kontaktu z artystami, których jednostronną znajomość posiadamy od dawna. It is in the stars, jak mawiają Anglosasi, tak chce los, decydują gwiazdy. Obsadzenie w epizodycznych partiach widowiskowej składanki ludzi takich, jak Olbrychski, Siemion czy Hanuszkiewicz świadczy, ile praktycznej nowoczesności posiada Hanuszkiewicz jako teatralny przedsiębiorca. A i wybór Andrzeja Łapickiego na prowadzącą rolę Majora jest tak samo udany, jak pomysłowy. Jeśli idzie o głos i wygląd zewnętrzny, to kilka zaledwie osób posiada w naszym kraju równą popularność (nie licząc spikerów TV, ci są poza konkurencją). Jeżeli szło o mobilizację uwagi i sympatii dla autobiograficznych zapisów Fredry, to obsada postaci Majora dać mogła pełną gwarancję. Przed stu laty, a i przed pięćdziesięciu laty, chodziło się do teatru "na aktora" by obejrzeć rozgłośną wielkość. Obecnie takie kolekcjonowanie sław należy do wyjątków. Widz współczesny rozpoznaje w teatrze doskonale sobie znane spoza teatru twarze i głosy - tym bardziej się cieszy, im bardziej znajomą z ekranu osobę artysty zobaczy w realnej przestrzeni sceny teatralnej. Powiedziałbym, że przeżycie jest niemal tak silne, jak przy spotkaniu kogoś takiego zwyczajnie na ulicy, w kolejce, w poczekalni u dentysty, ale to by była przesada.

3. Andrzej Łapicki jako realizator Fredrowskich zapisów pamiętnikowych, jako osoba prowadząca serię wspomnieniowych "wydarzeń" - jako Fredro po prostu. Oczywiście, Fredro ustylizowany, ależ i znakomity autor "Trzy po trzy" też przybrał odpowiednią postawę, pokazał się nam jako zadumany nad przeszłością gawędziarz, liryczny humorysta własnej osoby, opowiadacz rzeczy dużych na pociechę czasów małych. Jakże aktor - sterowany koncepcją reżysera - zagrał Fredrę? Nie rolę Fredrowską, ale Fredrę? I to takiego specjalnie przez samego Fredrę spreparowanego, portret wierny, szczery, a jakże subiektywny! Trudne zadanie. Bo gdyby to była sztuka o Fredrze, pióra laureata jakiegoś konkursu na sztukę biograficzną, to proste: grałby Łapicki Fredrę Grochowiaka, albo Proroka, albo Iredyńskiego - ale Fredrę Fredry? A może to Fredro Hanuszkiewicza...

4. Łapicki nie był rudy, ale przecież gdyby nawet szło o fotograficzną wierność wobec historii, to w czasach Fredry fotografii wielobarwnej nie bywało. Łapicki jako Fredro nie był rudy, bo sam nie jest rudy, a w inscenizacji Hanuszkiewicza "Trzy po trzy" grał nie Fredrę oczywiście, ale własne - to jest swoje i reżysera - współczesne rozumienie Fredry. Tego Fredry z pamiętnikowej gawędy. I to grał z ogromnym sukcesem. I w ogóle, jeśli już oderwać się od jubileuszowej, niezmiernie sympatycznej atmosfery na premierze, to wydaje się, iż pomysł inscenizowania "Trzy po trzy" ukazał całkiem znaczną nośność retoryczną tego utworu jako tekstu mówionego (a i inne możliwości, np. w zakresie mikroinscenizacji, amplifikacji "wydarzeniami" itp) - widowisko traci natomiast przejrzystość układu tym bardziej, im bardziej wykracza poza dygresyjną materię pamiętnikową, im bardziej staje się na wyrywki układanym katalogiem Fredrowskich wierszy, refleksji, a także pokawałkowanych utworów komediowych. Wydaje się, iż układacz scenariusza i reżyser tak długo panował nad koncepcją i problematyką swego tworu scenicznego, jak długo była to współczesna, teatralna replika autoportretu Fredry z "Trzy po trzy". Gdy miał to być jednak także z wielu perspektyw naraz pokazany Fredro cały - i kochający mamę, i swawolnie sprośny, i satyryczny, pouczający, i bolejący nad losami kraju - to ani taka sceniczna "monografia" nie mogła być kompletna, ani dobrze nie wyszła. To już się trzymało tylko scenograficzną ciągłością spektaklu, znakomitościami aktorskimi, muzyką i wszelaką inną "magią teatru". W takie sidła starego Fredry nie złapać. Zbyt doświadczony praktyk.

5. Chcę zastrzec - bezceremonialnie wnikając w intencje Adama Hanuszkiewicza i takowe wyjaśniając (bez konsultacji z nim) - iż spektakl w Teatrze Narodowym nie ma niczego wspólnego z kategorią widowisk takich, jakie w wypadku autora "Trzy po trzy" nazwalibyśmy "play Fredro". To dość popularny obecnie sposób na robienie współczesnego, awangardowego teatru z już ogranych tekstów dramatycznych, ależ nie każdą nowoczesnością należy Hanuszkiewicza obciążać. (Słyszałem o pewnym reżyserze, że ma zamiar przeskoczyć ostatnią barierę, dzielącą go od "teatru wspólnoty", wystawiając spektakl :Play Anyone". Kogokolwiek, ale to nie był na pewno Hanuszkiewicz). "Play Fredro" można sobie wyobrazić jako coś niezmiernie oryginalnego, na różnych poziomach syntetyzowania. Najpierw jako montaż scen i sytuacji z całej twórczości pisarza. Następnie, na poziomie bardziej głębinowym, opracowanie z wszystkich komedii jednej, ale takiej, która by wessała je siebie wszystko, co charakterystyczne, wyraziste, "fredrowate". Od takiego super-Fredry można iść jeszcze w dół, w podświadomość, w ukryte tragigroteskowości, do których Fredro nigdy by się nie przyznał, ale które współcześnie odczytamy poprzez kunsztowną dowolność zdań i słów lub przez znaczący brak słów znaczących... Widowisko Hanuszkiewicza nie powstało w takich, jak wymienione, kręgach inspiracji.

6. Kolejność genetyczną powstawania tego spektaklu widzę tak: najpierw zrodził się zamysł pokazania scenicznego "Trzy po trzy"; zachęcały do tego doświadczenia - jakże pozytywne - z "Beniowskim", którego partia dygresyjno-ironiczna wypadła znakomicie; to był brawurowy pokaz własnego Hanuszkiewicza stylu i jeżeli to nawet nie był całkiem Słowacki (bo być nie mógł), to mieliśmy pokaz żywej, energicznej, pomysłowej interpretacji Słowackiego, tego właśnie, który w "Beniowskim" zgrywa się z siebie i ze współczesnych, zachwycony lekkością i bezczelnością własnej poetyckiej werwy. Jest już w tekście poematu "teatr" - marionetek i żywych ludzi, uczuć pomyślanych jako szczere, i uczuć na pokaz - jest tyle eksponowania siebie, grania w samego siebie, iż intuicji Hanuszkiewicza, który to wszystko zobaczył w kategoriach ruchu i słowa scenicznego, tylko gratulować. W podobny sposób zarzucił sieć na "Trzy po trzy". A potem dopiero otworzyły się możliwości rozszerzania, dodawania, ozdabiania pamiętnikowych refleksji i opisów wszelakim dobrem. Bo też niby czysto intymny, kameralny dziennik Fredry wciąga, "zaraża" epicką epidemią spraw historycznych, polskimi nadziejami i polską biedą, szlacheckością rodzimą i europejskim postępem czasu... Z umysłu wpadł w to Hanuszkiewicz, z poczuciem miary i gustem wspominki młodości żołnierskiej ustawił w dystansie dorosłej refleksji, lirykę zbełtał krzepką anegdotą i komizmem. Taki był właśnie Fredro wobec Napoleona, jedyny bodaj, który tak idealnie zachował w pamięci rozmiar wydarzeń, a nie popadł w bałwochwalcze uwielbienie, ani też w ckliwe patetyczności na temat własnego uczestnictwa w przesilaniu się światowej historii. Tak to właśnie pokazał Łapicki i Hanuszkiewicz - no, ale im po stu kilkudziesięciu latach łatwiej było o wyczucie miary, niż Fredrze. A więc: "Trzy po trzy" i to wszystko, co taki spektakl zdobi, od scenografii efektownej po muzykę, od grupowania chórów i inscenizacji anegdot po wspaniałe własne pomysły, którymi inkrustowano tekst (wystarczy wspomnieć epizod tłumaczenia na francuski, albo piramidalnie nadrealistyczny pomysł z cytowaniem po niemiecku sławnego pytania o Litwinów mówiących po polsku z "Dziadów"!) - ale autor spektaklu "poszedł za ciosem", pociągnęło go jeszcze dalej ku obszarom Fredrowskiego życiorysu i twórczości. I tu się zaczęły sprawy mniej zabawne, a także już bardziej ubijane do wspólnego worka niż akurat potrzeba. Im dalej od "Trzy po trzy", im mniej Łapickiego (całkiem nam wreszcie znikł), tym bardziej przypadkowe były te kartki z Fredrowskiego kalendarza.

7. Czy w całości świadczy widowisko "Trzy po trzy" o kryzysie pewnej linii dramatyzacji literatury niedramatycznej, którą uprawia z takim upodobaniem Hanuszkiewicz? (Tu dygresja: długa i programowa wojna z dominowaniem dramatu nad teatrem prowadzi do dialektycznego zaprzeczenia - wypierając w imię wolności sztuki teatru literaturę w postaci dramatu, wprowadza się na scenę literaturę jako taką, dostosowuje się mechanizm teatralny do karkołomnych wymogów prezentowania liryki i epiki, oddaje się scenę we władanie słowa, stąd sukcesy monodramatu, stąd narracyjność, stąd fragmentaryzm widowisk itp.). Nie wydaje się, by ostatni spektakl teatru Hanuszkiewicza świadczył o kryzysie. Świadczy on raczej o tak jeszcze dalekim od skostnienia stylu, że wszelakie pomyłki, wynikające z poszukiwań, są czymś naturalnym. A więc w tym akurat przypadku "śmiałe" anektowanie dla pamiętnikowej opowieści Fredry tekstów i scen z komedii Fredry. Mniejsza, że takie kawałkowanie dobrze napisanych utworów scenicznych zawsze jest czymś wątpliwym. Mniejsza. Gorzej, iż ich związek z myślową materią i stylistycznym charakterem pamiętnika jest odległy. To samo da się powiedzieć o pewnej ilości wierszy i maksym życiowych z ostatniego okresu życia Fredry, które też się znalazły w Hanuszkiewiczowym "Trzy po trzy".

8. W "Trzy po trzy" mąż dorosły, po pięćdziesiątce, wspomina wojskową młodość, wspomina z rozczuleniem i przyjazną ironią własną obecność na wielkiej scenie europejskich wydarzeń, ocenia dystans między tamtymi nadziejami, a obecną spokojną nijakością życia wygodnego. Morał: wszystko mija. Ceńmy sobie wspomnienia, ceńmy jednak i czas obecny, życie narodu i życie człowieka ma momenta awanturnicze, podniosłe, miewa też nudny czas i wygodną codzienność. Takie to proste "filozofowanie", tak niby zwyczajne, że aż trudne do uchwycenia, a utrzymane w jednolitości specyficzną dla "Trzy po trzy" formułą lirycznej refleksji i ironii. Tymczasem w komediach mamy coś jednak - z całą wspólnotą racjonalnej formuły życia ludzkiego - odmiennego gatunkowo. W komediach Fredro strzela do celu określonego. Jest dydaktykiem. Jest satyrykiem. Jeżeli w komediach Fredro całkiem konsekwentnie realizował zadania z zakresu taktyki ludzkiego postępowania, wychwytywał i piętnował nonsensy, propagował zachowania wzorowe - to "Trzy po trzy" umieścić jednak należy zupełnie nie w sferze takiej musztry gatunku ludzkiego, musztry i regulaminowych marszrut. W "Trzy po trzy" mamy, by użyć raz jeszcze wojskowego porównania, strategię myślenia o ludzkim życiu, z anegdotycznego szczegółu wychodzi się tam na szerokie obszary dialogu z własną młodością i z nami, potomnymi, stąd tak pięknie Andrzej Łapicki nawracał do swej napoleońskiej młodości, stąd tak naturalne były zwroty do nas na sali. Natomiast firmowych próbek z utworów komediowych słuchać trzeba było przez grzeczność dla autora, reżysera i doskonałych wykonawców.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji