Artykuły

Trzeba się zatrzymać

- Ta sztuka w pewnym sensie jest bardziej aktualna teraz niż wtedy, kiedy po nią sięgaliśmy. Dotkliwsza. Bo niemożliwe stało się możliwe. On teraz naprawdę może przyjechać do Granatowych Gór. I będzie z nami w trudnych momentach - mówi PIOTR CIEPLAK, reżyser spektaklu "Narty Ojca Świętego" w Teatrze Narodowym.

Sztukę "Narty Ojca Świętego" Jerzy Pilch napisał na zamówienie Teatru Narodowego. Premiera odbyła się jesienią. Akcja rozgrywa się na początku trzeciego tysiąclecia w Granatowych Górach - miejscowości gdzieś na południu Polski. Tu w młodości Papież jeździł na nartach, "a teraz - jak mówi jeden z bohaterów - jego pragnieniem jest choć raz powrócić do tych stron, pomodlić się i poszusować po tym samym, co przed wojną, stoku". Grono przeciętnych ludzi w jakimś miasteczku, na jakiejś prowincji, a więc wszędzie, czeka na cud.

Dorota Wyżyńska: Co działo się w Granatowych Górach 2 kwietnia o godz. 21.37?

Piotr Cieplak: Płakaliśmy. Jak dzieci. Płakaliśmy i milczeliśmy.

Widziałeś bohaterów sztuki "Narty Ojca Świętego" Jerzego Pilcha na placu Piłsudskiego?

- Tak. Przyszli z rodzinami, stanęli w towarzystwie tych tysięcy osób. To wszystko było niezwykłe. Obok mnie pojawiła się grupa 20 harleyowców z kaskami pod pachą. Świeciło słońce, wszyscy milczeli. Piękna cisza. Myślę, że ten moment ciszy i mądrości potrwa jeszcze przez kilka dni. A co stanie się później?

Teatr Narodowy zdecydował, że "Narty Ojca Świętego" do końca sezonu nie będą już grane.

Czy rzeczywiście ten spektakl musi zejść teraz z afisza?

- Myślę, że tak. Trzeba się zatrzymać. Nie zamierzamy rezygnować z tego spektaklu, ale zanim znów wyjdziemy do widzów, chcemy kilka razy się spotkać z autorem, z aktorami. Jeszcze raz posłuchać, jak brzmi ten utwór. Nie sądzę, abyśmy zdecydowali się na gwałtowne zmiany w dramacie, abyśmy gorączkowo próbowali dostosować go do nowej rzeczywistości. Kiedy przygotowywałem premierę "Nart...", dbałem o to, aby ostateczne brzmienie spektaklu nie było zbyt doraźne. A jednak ta sztuka już dziś brzmi inaczej, a jeszcze inaczej będzie brzmiała za miesiąc.

Przytoczę krótki fragment. Jeden z bohaterów pyta, a co będzie, kiedy Papież umrze. Na co ksiądz powiada: "Ojciec Święty nie umrze nigdy, w każdym razie dla nas. Dla nas nie umrze nigdy i na zawsze pozostanie pomiędzy nami. (...) I nawet jak Ojciec Święty umrze, to w istocie nie umrze. Mogą nawet w Watykanie odbyć się uroczystości pogrzebowe, a On do nas i tak, i bynajmniej nie duchem, nie tylko duchem, przybędzie".

Ta sztuka w pewnym sensie jest teraz bardziej aktualna niż wtedy, kiedy po nią sięgaliśmy. Dotkliwsza. Bo niemożliwe stało się możliwe. On teraz naprawdę może przyjechać do Granatowych Gór. I będzie z nami w trudnych momentach.

Jak publiczność przyjmowała ten spektakl?

- Powiem coś okrutnego. Ludzie są mądrzejsi niż to się przyjęło uważać. W tej sztuce jest miejsce na śmiech i na rubaszność, na żart, i to żart z nas samych. Byłem szczęśliwy, że ostatni monolog szalonego profesora, który odkrył, jak za pomocą metafor piłkarskich opisać świat, monolog, w którym jest miejsce i na śmiech, i na wzruszenie, jest przyjmowany przez widzów tak uważnie i głęboko.

Byłem szczęśliwy, kiedy ludzie śmiali się sami z siebie. A zarazem tak mądrze, w sposób niewydumany, dawali upust swojemu wzruszeniu, które jest w nas i nie ma powodu się tego wstydzić. Sam, ilekroć oglądam w telewizji, jak Papież opowiada o kremówkach, za każdym razem płaczę.

Tematem naszej rozmowy był teatr, ale od teatru świat się nie zaczyna i na teatrze się nie kończy. Zależy mi na tym, żeby teatr nas uruchamiał, był oknem, przez które widać poważniejsze rzeczy. Do ludzi teatru należy tylko pośrednictwo. Tak jak do malarzy ikon.

Na zdjęciu: scena z "Nart Ojca Świętego" w Teatrze Narodowym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji