Artykuły

Białystok. Angina i manekiny - premiery w BTLu i u Węgierki

U lalkarzy nonsens i czarny humor w baśniowej oprawie. W Węgierce - bal manekinów. Przed nami teatralne premiery na podstawie tekstów autorów wywodzących się z Polski

Na scenie Białostockiego Teatru Lalek pojawi się w weekend roztrzaskane auto - ważny dla najnowszej premiery lalkarzy element scenografii. To dzieło Pavla Hubicki, czeskiego scenografa, zaprzyjaźnionego z białostockim teatrem, skonstruowane na potrzeby "Księżniczki Anginy" Rolanda Topora. Reżyser Paweł Aigner sięgnął po historię księżniczki, która wskutek intrygi okrutnej Gużyny i złego Kolbetowa zmuszona jest uciekać ze swego królestwa. W towarzystwie wiernego Kanclerza Witamińskiego pędzi czerwonym samochodem do wuja, gdzie znaleźć ma schronienie...

To historia niemożliwa i nieobliczalna, jak zresztą cala twórczość ciągle mało znanego w Polsce Topora, w której jawa miesza się ze snem, okrucieństwo z baśnią, a rzeczywistość z fantazją. Nie dość, że dzieło Topora jest specyficzne, to realizuje je grono znakomitych twórców. Pełne przepychu kostiumy (a będzie ich wiele - aktorzy nie nadążają z przebieraniem, jeden z nich stroje zmienia sześć razy) przygotowała Zofia de Ines, guru polskiej kostiumologii teatralnej.

Aigner niegdyś był aktorem BTL. Jak wygląda jego współpraca z Hubicką, można było zobaczyć choćby w ciekawym spektaklu "Johan Padan odkrywa Amerykę", jaką przygotowali w białostockiej Akademii Teatralnej kilka lat temu.

- Przedstawienie tekstu Topora było moim marzeniem realizacyjnym od dawna. Wiedziałem, że to idealny świat dla teatru. Zacząłem szukać sceny, która będzie w stanie pokonać świat toporowskiego absurdu, okrucieństwa, nietypowego poczucia humoru. I znalazłem - mówi Aigner. - Wszyscy się tu dołożyli do zbudowania dziwnego świata: aktorzy, scenograf, kostiumolog. Ale też Piotr Klimek, autor muzyki do spółki z Mozartem oraz Krzysztof Kiziewicz, autor projekcji. Ta dwoistość świata, nieprzejmowanie się linearnością, sięganie do mrocznej natury człowieka, spiętrzenie rozmaitych emocji jest u Topora fascynujące. Rzadko który autor, który nie pisał tekstów na scenę, okazał się tak sceniczny. Po przeczytaniu jego pamiętników, fragmentów, które pisał jako kilkulatek, pamiętający antysemicką nagonkę, już nie umiem inaczej czytać "Anginy" jak przez jego doświadczenia. Widzę w tej księżniczce maleńkie dziecko uwięzione w dorosłym człowieku.

Zofia de Ines stworzyła surrealistyczne kostiumy. - Bardzo ciekawie układała mi się współpraca z Pavlem Hubicką, który na całą tę przestrzeń spektaklu popatrzył katastroficznie - mówi scenografka.

Hubicka: - Roztrzaskane auto symbolizuje moment wypadku, w którym przed oczami przelatuje całe życie. Pół sekundy, mnóstwo wspomnień.

Premiera spektaklu - w sobotę i niedzielę w BTL o godz. 18.

Manekiny w Węgierce

WTeatrze Dramatycznym pierwszą premierą w sezonie jest "Bal manekinów" w reż. Bogdana Michalika (białostoczanie w Węgierce oglądali kilka lat temu "Świętoszka" wjego reżyserii). Michalik sięgnął po tekst napisany 80 lat temu przez nestora polskich futurystów Brunona Jasieńskiego. Jak twierdzi - tekst jest nadal aktualny. Jeden z wątków ilustruj e motyw przewodni: "obcych się nie lubi", drugi - korupcjogenne powiązanie świata finansjery i polityki.

- Dziś też cały czas powoływane są komisje śledcze, badające te powiązania. Jasieński wiedział też, co znaczy poczucie obcości. On też był obcy - czy to we Francji, czy w ZSRR. Jego postać jest fascynująca i tragiczna - opowiada

reżyser. - Był utopistą, wierzył w ład wedle wzoru francuskiego komunizmu. Napisał coś, co uraziło rząd francuski i został z Francji deportowany. Pojechał więc do Moskwy. Znał język, bo szkołę średnią kończył właśnie w Rosji. I od razu zaczął pisać po rosyjsku - w tym języku zresztą powstał "Bal manekinów". W czasie czystek w ZSRR Jasieński dostał 15 lat łagrów. Odwołał się od wyroku i wtedy dostał wyrok śmierci, natychmiast wykonany na Łubiance. Mimo że "Bal..." jest komedią, to jednak gdzieś w głębszej warstwie przebija ślad losów Jasieńskiego.

W spektaklu zderzy się świat ludzi z wyższych sfer i manekinów, które chcą stać się ludźmi. Oba światy coś łączy. Jak twierdzi Michalik - każdy szuka fetyszu szczęścia. Dla manekinów fetyszem jest możliwość ruchu (dlatego zabijają człowieka, zabierają mu głowę, by w ten sposób uzyskać miękkość ludzkich ruchów). Dla ludzi - to pieniądze.

- Te poszukiwania powodują, że oba światy zostają sprowadzone do jednego poziomu. Świat ludzi staje się manekinowaty. Stąd w spektaklu znajdzie się symboliczna scena, w której bohaterowie poruszają się ruchem marionetek

- opowiada reżyser. Reżyser do współpracy zaprosił Annę Korytowską - kreatora mody i kostiumologa. Aktorów do sceny balowej ubrała w najróżniejsze kostiumy.

- Chodzi o to, aby poprzez ich stroje pokazać przekrój nie tylko różnych stylistyk, ale i postaw, i osobowości - mówi autorka kostiumów. Manekiny schodzą się na jeden dzień z różnych pracowni - zarówno z tych, w których szyte są stroje dla bogaczy, jak i z tych, gdzie kreuje się modę dla deskorolkarzy. Scenografię przygotował Wojciech Stefaniak, muzykę - Zbigniew Zamachowski, choreografię opracował Bohdan Głuszczak.

Reżyser nie tworzył autorskiej adaptacji tekstu, jest raczej wierny oryginałowi. Ingerował w tekst tylko wjednym przypadku.

- Zależało mi na tym, by pewne kwestie wyostrzyć. Na scenie uśmiercamy lidera manekinów, u Jasieńskiego wraca on do pracowni. Zdecydowałem się na to, gdyż brakowało mi puenty, celnej riposty - tłumaczy Michalik.

Premiera - piątek, godz. 19, kolejne spektakle - w sobotę i niedzielę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji