Trzecia przymiarka
KONSTANTY Puzyna nazwał tę sztuką "znakomitą", Małgorzata Szpakowska poświęciła jej obszerny esej, omawiający pokrewieństwa z "Operetką", pokrewieństwa tak zdumiewające, iż pozwalające dopatrywać się w całej sprawie "podszeptu ducha dziejów".
"Krawiec" Mrożka czekał wprawdzie na druk dość długo, bo lat trzynaście, ale za to wydrukowany dostąpił natychmiastowej nobilitacji; wypowiedź Puzyny i rozważania Szpakowskiej towarzyszyły publikacji tekstu w listopadowym "Dialogu" z 1977 r. "Jedna z najlepszych sztuk, jakie napisał Mrożek między "Tangiem" a "Emigrantami". Chyba najlepsza" - jak chce Puzyna - w rękach Erwina Axera, autora najgłośniejszego chyba sukcesu Mrożka na scenie, historycznego już "Tanga", pozwalało to budzić wielkie nadzieje...
Nie osłabił ich fakt, że dwie wcześniejsze od warszawskiej realizacje utworu: szczecińska i łódzka, przeszły prawie w milczeniu. Wolno było sądzić, że to teatry nie podołały oryginałowi, pełnemu wszak pułapek, albo że zawiniła opieszała pozalokalna krytyka, która coraz rzadziej śledzi pozastołeczne (i może jeszcze pozakrakowskie) życie teatralne. Tak czy owak brak rozgłosu wokół pierwszych prób z "Krawcem" nie zdawał się wróżyć niczego złego inscenizacji Axerowskiej.
A przecież nie tylko nie stała się ona wydarzeniem, ale nie wydaje się także, aby przetrwała w pamięci. Ba, nawet w perspektywie bieżącego warszawskiego sezonu nie prezentuje się zbyt okazale, mimo że sezon ten - niezależnie od Kreczmarowskich "Dziadów", "Nocy Listopadowej" Prusa i Hubnerowskiej "Zemsty" - nie wygląda oszołamiająco. "Krawca" we "Współczesnym" można by obsypać komplementami, gdyby oczywiście dotyczyły artystów mniejszej rangi - a więc takich, od których mniej się oczekuje - niż Axer, zespół aktorski Współczesnego i przede wszystkim sam Mrożek.
Aby "Krawca" ocenić względnie sprawiedliwie trzeba bowiem powrócić do utworu i zapytać, czy nie został on przeceniony i czy nie mieli racji ci, którym kiedyś wydał się dość błahym i to niekoniecznie w konfrontacji z nieco wcześniejszym "Tangiem", czy raczej sukcesem "Tanga". Sukcesem, o którym pisał Mrożek po paru latach z goryczą: Biada ci, jeśli napiszesz coś, co odniesie sukces. Nigdy już potem spod tego się nie wygrzebierz (...) zamienisz się w konia co musi biegać coraz szybciej. Trudno oczywiście żądać, aby wszystkie dzieła Mrożka były na miarę "Zabawy", "Tanga" czy "Emigrantów", wolno jednak i trzeba stawiać im poprzeczki jak najwyższe. Z pewnością ponad miarę "Testarium", "Poczwórki" czy "Szczęśliwego wydarzenia", choć to także dzieła zręczne i od ogromnej ilości polskich sztuk współczesnych bardziej wartościowe. Ale, w tym rzecz właśnie - że ich wartość zasadza się głównie na zręczności i dobrym pomyśle. "Krawiec" nie wydaje się od nich, wbrew pozorom, odbiegać.
Wbrew pozorom i wysokim parantelom, ku którym wiedzie czytelnika sam autor, pisząc o swojej sztuce do redaktora "Dialogu": Dodatkowy, kłopot polega na tym, że napisałem ją, nie wiedząc, że już za chwilę miała się ukazać "Operetka" Gombrowicza, oparta na prawie identycznym, dlaczego prawie, na identycznym pomyśle co "Krawiec". Wiedzie nie z megalomanii a obawy, iż posądzić go można o plagiat: Oczywiście nikt nie uwierzy, że pisząc nie znalem jeszcze "Operetki", choćbym pękł. O plagiacie zresztą w istocie nie może być mowy: "Krawiec" jest utworem o dwa lata od sztuki Gombrowicza wcześniejszym. Ale "Operetka" zdobyła najpierw nie byle jaką popularność, a podstaw do podejrzenia o plagiat nie brakuje. Z podobieństw najbardziej szczegółowych: Kultura utożsamiona ze strojem (nie z modą: to pojęcie nie jest dla Mrożka tak istotne jak dla Gombrowicza), historia której bieg wyznacza, mniej czy bardziej świadomie, mistrz nożyc. Strój jako jedyny wyznacznik społecznej kondycji: Nagość, proszę państwa, jest demagogiczna, jest wprost socjalistyczna, bo cóż by to było, gdyby gmin odkrył, że nasza dupa taka sama - mówi Księżna w "Operetce", a Krawiec Mrożka przekonuje ex-Ekscelencję, że w ubraniu żebraka - mnicha jest tylko żebrakiem mnichem i nie powinien łudzić się, iż jest to tylko przebranie, w którym skrywa swe dostojeństwo: nawet gdybyś się rozebrał do naga - a potem pokrajał w kawałki niczego się nie dowiesz. Rozebrany będziesz tylko nagim a pokrojony trupem.
Strój jako konwencja, w której nie mieszczą się tylko najmłodsi - śniąca wciąż o nagości Gombrowiczowska Albertynka i Mrożkowy Karlos, wzywający swą szczelnie osłoniętą matkę: porzuć te maski sztuczności (...) Wróćmy do raju dawnej szczęśliwości, gdzie człowiek, był człowiekiem a nie larwą wstrętną, z jedwabiu i sprzączek.
A więc nie tylko podobieństwo, ale niemal zbieżność - istotnie zastanawiająca. Tym bardziej, iż z tym wszystkim "Krawiec" wcale nie jest sztuką, której idea główna jest szczególnie bliska akurat "Operetce", choć mieści się w tej samej kategorii utworów, ukazujących świat "po burzy", w trakcie, lub tuż przed burzą. Przy identyczności prawie niektórych konstatacji Gombrowicza i Mrożka, odmienny w gruncie rzeczy jest punkt widzenia, te same symbole skrywają nieco inne znaczenia - nie mówiąc już, że węzłowa dla Gombrowicza opozycja strój - nagość, u Mrożka jest - gdy ją rozumieć tak jak to przedstawia "Operetka" - problemem ubocznym. Literackich pokrewieństw tego typu można znaleźć w wypadku "Krawca" szalenie dużo, choćby z Witkacym, choć oczywiście u Witkacego nie udałoby się z pewnością Krawcowi przyodziać barbarzyńców w stare kostiumy; zginąłby w mgnieniu oka wraz z Karlosem, Naną, mnichem - Ekscelencją i swą życiową czy polityczną mądrością.
Najwięcej w tej sztuce jest jednak po prostu - wcześniejszego Mrożka. "Krawiec" przypomina pod tym względem "antologię" tematów, idei a nawet powiedzonek i paradoksów, towarzyszących jego twórczości przynajmniej do "Strip-teasu" i "Karola". W lekturze odczuwa się to zresztą mniej silnie niż oglądając przedstawienie. Może dlatego, że główne role powierzono tu Wiesławowi Michnikowskiemu (Krawiec) i Mieczysławowi Czechowiczowi (Onucy). Co więcej tytułowy bohater przestał być filozofującym wprawdzie i świadomym swych kreacyjnych funkcji - ale jednak rzemieślnikiem, a stał się pełnym dystynkcji i kultury intelektualistą. Szewcy u Witkacego zrobili rewolucję, by później ją zdradzić i popaść w marazm. U Mrożka bardziej od nich doświadczony krawiec rewolucji zapobiegł. Axer problem ten odwraca. Sztuka Mrożka nie przestaje być oczywiście utworem o próbie przewrotu, przechwycenia władzy i obłaskawieniu rewolucji, która w końcu naprawdę zagraża tylko zaangażowanym w jej hasła naiwnym ideologom, jak Don Karlos. Ale główna rozgrywka tocząca się między Krawcem i Onucym jest rozgrywką między inteligentem i chamem: - w różnych prezentowanych wcześniej przez Mrożka wariantach.
Rzecz jasna najbardziej bezpośrednio w "Tangu", choć w stosunku do niego wszystko tu ulega odwróceniu. Zwycięski Krawiec jest przeciwieństwem Edka, Edek - przegrywa w Onucym, choć Onucy, w przeciwieństwie do tamtego, tyle się nakrzyczał, nagroził i naawanturował. Don Karlos (Jan Englert) wypowiada walkę temu, co było celem życia Artura; chce burzyć nie budować - z Arturem łączy go tylko to, że jako bohater najbardziej "niewinny" musi jak tamten zginąć; Don Karlos zresztą okrutniej - bo odarty ze skóry i to nie przez Onucego, lecz Krawca.
I jeszcze jedno: Onucy, wódz barbarzyńców, mających nieść kres dawnej kulturze ani przez chwilę nie wydaje się zagrożeniem. Czechowicz gra bowiem najpierw jakiegoś Sarko-Farkę czy rozbójnika Rumcajsa, potem plebejskiego dygnitarza, smakującego uroki garniturów i wstęg, próżnego wprawdzie, lecz łatwego do wyprowadzenia w pole, a oprócz tego rozwija on jakby postać AA z "Emigrantów". Tak jak ją zagrał w przedstawieniu Kreczmarowskim sprzed paru lat oczywiście, a nie jak ją napisał Mrożek, ów AA w akcji zmusza po prostu XX do samoobrony, niezbyt trudnej, bo XX ma wszak nad nim ogromną intelektualną przewagę. Powstaje więc pewien ciąg bohaterów, ukazanych w różnych sytuacjach, spotęgowany właśnie ową charakterystyczną obsadą. Tyle tylko, że jest to ciąg z punktu widzenia Mrożka fałszywy, a ponadto zarówno Czechowicz jak i Michnikowski postaci przekonywające stworzyli tylko w "Tangu".
Wszystko to sprawia, że "Krawiec", w którym dzieje się niby tak wiele, okazuje się nagle utworem (spektaklem) niezwykle statycznym, pozbawionym prawdziwego konfliktu. Mimo iż dotyczy spraw przecież istotnych, niczym nie poraża, nie zaskakuje, nie przynosi niczego, czego już byśmy nie wiedzieli od dawna i nie słyszeli wiele razy. Co gorsza - nie jest także zabawny, lub raczej - bywa chwilami zabawny, dzięki paru zręcznym kwestiom. Ale całość wywołuje znużenie i myśli się raz po raz, czy naprawdę starcza tu materiału na pełen spektakl z dwoma przerwami i czy nie jest to raczej rzecz dla dobrego, sprawnego zespołu studenckiego. A we Współczesnym nawet zabawa zdaje się być celebrowana.
Oczywiście - w porównaniu z większością współczesnych polskich dramatów jest to przedstawienie, które można obsypać komplementami. Komplementy te mogłyby w dodatku... itd. - jak już pisałam na początku. Ale, by powtórzyć raz jeszcze - nie w stosunku do Mrożka, Axera a także Michnikowskiego, Czechowicza i innych.
Być może to zresztą nieprawda. Z tą wtórnością, nudą etc. Na przedstawieniu "Krawca" (i to tzw. pra-sówce) publiczność dzieli się jakby na dwa obozy. Tylko część pozostaje zimna. Akcji towarzyszą i śmiechy i oklaski. Prawda, że ogromną ich ilość wywołują tzw. dowcipy lub aluzje. Ale reakcji tej nie sposób traktować ironicznie. Po raz pierwszy chyba od bardzo dawna Axe? znajduje sojuszników głównie wśrór' młodzieży, czy po prostu młodej widowni. Może więc oskarżony od kilku lat o akademickość teatr, właśnie ową akademickość przełamał, a popadli w nią recenzenci, mający mu ją nierzadko za złe? Coś w tym jest - młodzi chwalą ,,Krawca" a nudzą się na Kreczmarowskich "Dziadach". Z niżej podpisaną jest akurat odwrotnie.