Artykuły

I co dalej, Sherlocku Holmesie?

JUŻ nie słaba i osamotniona, ale silna sojuszem z bratnimi krajami socjalistycznymi, dysponująca nowoczesną bronią i wyszkoloną armią: Polska Ludowa współczesna. W programie pt. "Wspólny oręż pokoju" (przygotowanym przez redakcje wojskowe telewizji, państw - członków Układu Warszawskiego) oglądaliśmy imponujący przegląd naszych armii, urzekający potęgą i fascynujący estetycznymi walorami filmowymi. Ta wielka armia, wyposażona we wszelkie zdobycze techniki i wiedzy wojskowej, silna jednością ideową - stoi na straży pokoju i broni naszego bytu państwowego. Patrzyliśmy na nią z dumą, satysfakcją i wiarą w przyszłość...

Innego rodzaju uczucia budził program dokumentalny pt. "Przeciw zagładzie", poświęcony pomocy udzielanej przez nasze społeczeństwo ludności żydowskiej w okresie okupacji hitlerowskiej. W ostatnich tygodniach telewizja pokazała nam wiele pozycji przedstawiających zbrodnie hitlerowskie w Polsce. Wśród nich "Przeciw zagładzie" zajmuje jednak miejsce eksponowane; przede wszystkim dlatego, że przedstawia ludzi, którzy zdobywali się na bohaterstwo zwyczajnie, traktując je jako elementarny obowiązek człowieka. "Przeciw zagładzie" jest głęboko wzruszającym dokumentem solidarności, silniejszej od działania terroru.

Wśród publicystyki minionego tygodnia na szczególne uznanie zasługuje też program Wszechnicy TV pt. "Perspektywy nauk społecznych", przygotowany przez Ryszarda Badowskiego z udziałem prof. dr Jana Szczepańskiego, dr Włodzimierza Wesołowskiego i prof. dr Józefa Chalasiaka. Był to program bardzo potrzebny i z pewnością oczekiwany, bo problematyka socjologiczna obfituje obecnie w wiele punktów niezupełnie jasnych dla szerokiego kręgu zainteresowanych. Program Wszechnicy odpowiadał na to aktualne zapotrzebowanie, odpowiadał celnie.

Chętnie napisałabym w podobny sposób i o młodzieżowym reportażu "Decyzje", ale - niestety - nie mogę, choć temat był kapitalny: napływ młodzieży wiejskiej do szeregów partii, motywy decyzji i sylwetki kandydatów. O tych zasadniczych sprawach było jednak niewiele, natomiast w obfitości prezentowano nam plenery, obory, traktory itd., czyli elementy raczej drugorzędne...

Wątpliwości - innego rodzaju - obudził we mnie program z cyklu "Człowiek i ziemia" pt. "Chłop? Robotnik?". Należę do stałych widzów (i entuzjastów) tego cyklu, interesującego i w wielu punktach odkrywczego. W tym wypadku jednak dyskusja toczyła się niemal wyłącznie wokół hipotez, od hipotez zaczynała i na hipotezach kończyła. Jest to rezultatem fragmentaryczności wiedzy o chłopo-robotnikach i ich gospodarstwach. Nie mam więc pretensji do autorów programu, że nie dysponowali ustaleniami, których nie ma. Sądzę natomiast, że prezentując tezy nie dowiedzione, trzeba zachować większą ostrożność, by uchronić telewidza od pochopnych wniosków.

Ze względu na masowość odbioru programu telewizyjnego nie wydaje mi się słuszne zamieszczanie w nim takich ciekawostek, jak dramat Maxa Frischa pt. "Santa Cruz" wystawiony w Studio Współczesnym w reżyserii M. Jędrzejewskiego. Max Frisch jest wprawdzie znakomitym pisarzem, ale "Santa Cruz" nie jest znakomitym utworem dramatycznym. Przedstawienie to na pewno zainteresowało wielbicieli talentu Frischa dysponujących sporą wiedzą o twórczości tego pisarza. Jednak dla szerszego kręgu telewidzów "Santa Cruz" była po prostu sztuką bez nerwu dramatycznego, z nieznośnie napuszonymi dialogami.

W tym miejscu dotykamy bardzo ważnego, choć nie całkiem jasnego problemu tzw. kultury masowej, którą powinien reprezentować (i kształtować) program telewizyjny. Z jednej strony grozi tu niebezpieczeństwo elitaryzmu, a z drugiej - podporządkowania się minimalistycznym życzeniom, złym gustom i ubóstwu zainteresowań odbiorcy. Krótko mówiąc: program telewizyjny powinien prezentować rzeczy wartościowe, lecz dostępne ogółowi, zaspokajając potrzeby kulturalne, a jednocześnie rozwijając je i podnosząc na wyższy poziom.

Brzmi to jasno, ale w konkretnych przypadkach nie jest oczywiste i łatwe w realizacji. Przykładem takich trudności była poniedziałkowa "Yerma" F. Garcii Lorki, dramat o niespełnionym macierzyństwie - poetycki, głęboko osądzony w hiszpańskiej ludowości. Ujrzeliśmy go w pięknym przekładzie J. M. Rymkiewicza oraz starannej, reżyserii A. Bardiniego, z udaną scenografią A. Kobzdeja. Wykonawcom głównych ról trudno było jednak udźwignąć ten ładunek poezji, na co niewątpliwie wpłynęły swoiste prawa małego ekranu.

Na ogół nie ma jednak kłopotu, gdy idzie np. o wielkie dzieła klasyki, powszechnie czytelne. Nie ma też wątpliwości gdy mamy do czynienia z finezyjną, lecz łatwo czytelną komedią Claude'a Marois i Carlosa d'Aquuiliego "Bezsenna noc Alfreda de Musset", której zgrabna adaptacja i reżyseria J. Afanasjewa i dobra obsada aktorska (szczególnie trafna interpretacja ról przez Z. Józefowicza i Polę Raksę) dodały jeszcze wdzięku. Tu nikt nie ma pretensji, nie ma też mowy o schlebianiu złym gustom. Nie budzą też zastrzeżeń takie pozycje, jak film kryminalny "W ślepej uliczce", lub dość sympatyczna komedia amerykańska "Kocham Luizę", które dają rozrywkę na przyzwoitym poziomie artystycznym i w dodatku zawierają interesujące obserwacje obyczajowe. Społecznie zaangażowaną i bardzo dobrze zrobioną satyrę reprezentował film naszej telewizji pt. "Nowy pracownik", wart obejrzenia i przemyślenia, a "Małżenstwo doskonałe" J. Gruzy i J. Fedorowicza było pomysłową i dobrą zabawą.

Ale co począć z nieszczęsnym "Sherlockiem Holmesem", nad którym załamują ręce wszyscy (choć nie wszyscy z tych samych powodów) lub z niektórymi "Kobrami"? Pytanie o charakter kultury telewizyjnej nie jest jeszcze palące, ale staje się istotne. Waga tego pytania będzie rosła, wraz ze wzrostem roli telewizji. Od odpowiedzi na nie zależy wybór repertuaru i zakres respektowania w nim życzeń telewidzów. Jakie wymagania artystyczne i wychowawcze uznamy za minimum obowiązujące w rozrywce i jakie walory rozrywkowe przyjmiemy za niezbędne w popularyzacji sztuki? Pytanie jest bardzo stare, ale odpowiedź na nie wymaga ciągłej aktualizacji, gdyż zarówno zasięg telewizji, jak potrzeby i poziom jej widzów, ulegają zmianom.

Coś niecoś można się dowiedzieć o tych potrzebach z wyników analizy składu społecznego telewidzów i ich wypowiedzi pod adresem telewizji. Jest to jednak zaledwie jeden z elementów poznania zagadnienia. W gruncie rzeczy nie wiadomo nawet, na jaki zakres wiedzy o aktualnych problemach kraju może liczyć telewizyjna publicystyka, w jakiej dziedzinie może opierać się na ugruntowanych zainteresowaniach, a w jakich - winna je dopiero rozbudzać. O ile uzupełnia, a o ile zastępuje znajomość literatury i innych sztuk? Kto - czego w niej szuka i co znajduje? Wiele jest niewiadomych, wiele spraw, czekających na dyskusję.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji