Artykuły

Żeby żyć na żywo

- Miałam chyba 16 lat, kiedy zobaczyłam w Teatrze Dramatycznym w Warszawie "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie i prawdziwą naturę miłości" Grzegorza Jarzyny. To było pierwsze przedstawienie, jakie widziałam, w którym ktoś biegał goły, muzyka to był m.in. Rammstein, Portishead. I jakaś niezwykła energia. Tygodniami dyskutowałam o tym z moimi przyjaciółkami, ustaliłyśmy, że ten wieczór zmienił nasze życie - mówi pisarka Agnieszka Drotkiewicz w wywiadzie dla Gazety Wyborczej - Wysokich Obcasów.

Do tej piwnicy, jaką jest pisanie, schodzi trochę inna ja niż ta, która potem prasuje sukienkę i jedzie na spotkanie - rozmowa z pisarką Agnieszką Drotkiewicz.

Czy zaaranżowałaś w swoim mieszkaniu jakąś fabułę w oczekiwaniu na moje przyjście?

- Trochę posprzątałam, więc raczej zniszczyłam jakąś fabułę (śmiech). Sprzątanie - zwłaszcza na przyjście gości - jest rodzajem wyczyszczenia przestrzeni z tego, co osobiste. W książce 'Jeśli zimową nocą podróżny' Italo Calvino jest fragment, w którym poznajemy bohaterkę przez zawartość jej lodówki, to jest chyba krem kasztanowy, zeschnięta cytryna, stare jajko. Niebywałe, ile mogą mówić o człowieku brudne filiżanki, śmieci itd. Tymczasem wychodząc do ludzi (czy też zapraszając ich do siebie), zawsze się trochę ukrywamy. Wydaje mi się, że ubranie, uczesanie, makijaż to nie tylko forma jakiegoś komunikatu, ale też ukrycia tego, co po spodem - jak mundur.

Czy nie masz wrażenia, że im bardziej jesteś osobą publiczną, tym mniej masz kontrolę nad swoim wizerunkiem?

- Jasne. Jeśli chodzi o mnie, to nie czuję się szczególnie publiczną osobą, natomiast jest tak, że jeśli upublicznisz się w najmniejszym stopniu - choćby w formie artykułu do gazetki wędkarskiej - to wystawiasz się na razy typu 'co za głupi artykuł, nienawidzę tej krowy!'. Im dalej w las, tym gorsze inwektywy. Jeśli więc stajesz się osobą publiczną, to zapewne rodzajem ochrony jest zwiększenie samokontroli. Mnie samokontrola daje poczucie bezpieczeństwa, lubię mieć poczucie, że mogę na siebie liczyć. Rzecz jasna, to nie zawsze możliwe. W samokontroli jest i własna higiena psychiczna, i szacunek dla innych. To jak mycie zębów.

Inna sprawa to samokontrola w sztuce. Rok temu, kiedy zaraz po wydaniu 'Frascati' rozmawiałam dla 'Dwutygodnika' z Ewą Kuryluk, powiedziała: 'Artystą jest się po to, by wydobyć z siebie to, co trudne, a nie to, co łatwe. Odwaga liczy się w życiu. Tchórz w sztuce to po prostu słaby artysta'. Zgadzam się tym. Ale pojawia się kolejny problem - książek, instalacji, filmów, w których jest tylko 'odwaga', nie ma zaś sztuki. Same flaki, nawet jeśli je sobie publicznie wyszarpiesz z brzucha, nie są jeszcze sztuką. To trudny temat, nie jestem krytykiem, wiem, że sporo z eksperymentów może być otwierających, być 'poszerzeniem pola walki', sama bardzo lubię zacieranie granic gatunkowych, korzystam z niego. Ale taka pozorna dowolność daje też pole do popisu różnym szarlatanom.

Jakiś przykład?

- Ktoś zdefiniował kicz jako 'sztukę łatwego piękna'. 'Sztuka łatwego szoku' jest tak samo kiczem. Nie chcę podawać przykładów, na pewno każdy choć raz zetknął się z taką produkcją. W moim rozumieniu sztuka należy do sfery sacrum, jest czymś, czego do końca nie rozumiemy, a twórcy to 'sekretarze Niewidzialnego', żeby zacytować określenie Miłosza przypominane w 'Końcu' Krzysztofa Warlikowskiego. Więc się ryzykuje, porusza się po ciemku. Raz delikatnie, raz nie. Gdyby były reguły, to artyści staliby się cechem rzemieślników, a tak nie jest - mimo że opanowanie rzemiosła jest często podstawą dla poszukiwań artystycznych. Ale sednem jest tajemnica, a granica między arcydziełem a grafomanią potrafi być bardzo cienka. Poza tym wszystko ma swój czas - wąsy Monie Lizie można domalować tylko raz.

Miałam chyba 16 lat, kiedy zobaczyłam w Teatrze Dramatycznym w Warszawie 'Niezidentyfikowane szczątki ludzkie i prawdziwą naturę miłości' Grzegorza Jarzyny. To było pierwsze przedstawienie, jakie widziałam, w którym ktoś biegał goły, muzyka to był m.in. Rammstein, Portishead. I jakaś niezwykła energia. Tygodniami dyskutowałam o tym z moimi przyjaciółkami, ustaliłyśmy, że ten wieczór zmienił nasze życie. I do dziś myślę, że zmienił. Ale jak teraz widzę kolejne przedstawienie kolejnego reżysera w konwencji 'teledysk', to mam ochotę wyjąć telefon i zacząć kasować stare SMS-y, bo dziś to już nic nie wnosi. Dorota Sajewska pisała o tym bardzo ciekawie w swoim tekście 'Teatralny faszyzm przyjemności' opublikowanym w 'Krytyce Politycznej'.

Jeśli mówimy o epatowaniu w sztuce, to myślę o moich ukochanych pisarzach - Houellebecqu i Coetzeem. Houellebecq wywala na wierzch flaki, ale - moim zdaniem - robi to bardzo elegancko. I chociaż wiemy, że on sam prezentuje się niechlujnie, że chleje do oporu, a nawet dalej, to jednak uważam, że ma w sobie i w swoich książkach wspaniałą, powściągliwą elegancję. Poza tym te książki są bardzo śmieszne, trzeba tylko odnaleźć klucz do jego poczucia humoru. Coetzee jest szykownym, tajemniczym mężczyzną, jego powieści zaś są moim zdaniem dużo mroczniejsze od Houellebecqa, więcej tam ponurej świadomości natury ludzkiej, bo dystans i ironia są surowe. Raczej nie zaśmiewam się przy 'Hańbie' czy 'Wieku żelaza'.

Przypomina mi się Chuck Palahniuk, który podczas spotkań zgrywa 'normalsa', ale takiego z gatunku gotowych na wszystko, którzy pod cienką warstwą kultury skrywają bestię. Zastanawiam się, gdzie jest on sam, prawdziwy.

- Myślę, że tego się samemu do końca nie wie o sobie. Tworzenie jest schodzeniem do tej mitycznej piwnicy. Zdarza się, że kiedy kończysz coś, wylogowujesz się, pewnych rzeczy nie pamiętasz. Często dziwi mnie coś, co napisałam. Na spotkaniach autorskich czuję się czasem, jakbym zastępowała moją siostrę bliźniaczkę, jakbym musiała odpowiadać za coś, czego nie zrobiłam.

Kiedy zdarza się, że czytam na głos fragmenty książki, wtedy najsilniej czuję, że napisałam to w jakimś innym wymiarze, w innym stanie ducha. Zdarza mi się cenzurować to, co napisałam (na spotkaniu w Berlinie, czytając jakiś esej napisany ze trzy lata wcześniej, opuściłam chyba połowę, nie byłam w stanie tego czytać, to już nie byłam ja). To dla mnie dowód na to, że do tej 'piwnicy' schodzi trochę inna osoba niż ta, która potem prasuje sukienkę i jedzie na spotkanie.

Mówiłaś kiedyś o tym, jak bezpośredni kontakt z odbiorcą oferuje teatr. Czy dzisiaj, kiedy skonfrontowałaś swój dramat z publicznością, dostrzegłaś w doświadczeniu sceny coś innego?

- W grudniu 2010 r. w Teatrze Dramatycznym odbyło się czytanie 'Daleko od Wichrowych Wzgórz', wyreżyserował je Marcin Liber - właściwie okazało się to gotowym przedstawieniem czy też zdarzeniem. Ten tekst, którego czuję się raczej kuratorką niż autorką, bo on jest prawie w całości utkany z cytatów, które wybrałam, ułożyłam, coś dopisałam - jest eksperymentem. I tak samo eksperymentem była inscenizacja - moim zdaniem bardzo piękna wizualnie i muzycznie. Wspaniali byli aktorzy, między innymi: Małgorzata Niemirska jako Ewa Szelburg-Zarembina, Klara Bielawka jako Carrie Bradshaw oraz Krzysztof Ogłoza i Piotr Polak w roli Houellebecqa-Heathcliffa.

Oczywiście byłam i jestem tym podekscytowana, to bardzo ciekawe słyszeć słowa, które ułożyłaś w jakimś porządku, wypowiadane na scenie, to dla nich test, czy mają sens, czy są w stanie stworzyć nowy sens. Jestem absolutnie nieobiektywna, tym bardziej że mam w tym czytaniu swoją małą rolę, ale mnie te słowa wzruszały, śmieszyły, miałam dreszcze. Wydawało mi się, że tematem tego tekstu jest głównie literatura i kondycja pisarki, ale kiedy go usłyszałam, to zdałam sobie sprawę, jak dużo jest tam o miłości.

Ten dramat to konsekwentny gest w kontekście twojej drogi twórczej.

- W mojej drugiej powieści - 'Dla mnie to samo' - jest taki rozdział: 'bal rewersów albo: dobranoc, kochani pisarze, gdziekolwiek jesteście!', w którym bohaterce bibliotekarce śni się, że wszyscy jej ukochani pisarze spotykają się, tytuły ich książek mieszają się z cenami tego, co zamawiają do picia. Muszę powiedzieć, że taki sen był jednym z moich marzeń, marzeniem, które w pewnej mierze spełnia się w moim życiu. I jeśli ktoś by mnie zapytał o mój życiowy sukces, to byłyby nim spotkania, rozmowy. Literatura to rozmowa, a rozmowa to literatura. Dzięki moim rozmówcom wywiady, które z nimi robię, są literaturą. I to nie tylko te z pisarzami są literaturą!

Z drugiej strony czytanie książek to też dialog, bo czym jest zaginanie rogów, podkreślanie, cytowanie? Właśnie kończę zbiór rozmów 'Jeszcze dzisiaj nie usiadłam' (m.in. z Tessą Capponi-Borawską, Moniką Richardson, Basilem Kerskim, prof. Rochem Sulimą) dla wydawnictwa Czarne, ich myślą przewodnią ma być pytanie 'jak żyć?'. I nagle otwieram książki na rozważaniach, czym jest życie i jak żyć. W Empiku spadł mi pod nogi jedyny egzemplarz audiobooka 'Życie przed sobą' Romain Gary'ego! Więc podejrzewam, że znajdujesz to, czego szukasz, nawet jeśli to są raczej kolejne pytania niż odpowiedzi. I możesz szukać chaotycznie, mieszać gatunki. Świetnie to ujęła Ania Marchewka w haśle 'Czytanie to awantura', które stało się hasłem przewodnim projektu 'Daleko od Wichrowych Wzgórz'. Bo to ważne - mój dramat był poprzedzony cyklem spotkań literackich w Teatrze Dramatycznym, których byłam kuratorką, a w książce poza dramatem są teksty uczestniczek tych spotkań: Sylwii Chutnik, Agnieszki Chrzczonowicz, Ani Marchewki, Beaty Stasińskiej i Belli Szwarcman-Czarnoty.

Pisanie to też awantura?

- Pisanie tego dramatu było awanturą, bo połączyłam teksty, które dzielą gatunki, kraje, epoki. Sarah Kane i Emily Brontë tworzą jedną postać, Anzia Yezierska zakochuje się w Houellebecqu etc. Kiedy różne głosy wchodzą ze sobą w dialog, daje mi to wrażenie, że ludzkie doświadczenie jest w jakiś sposób uniwersalne. Dla mnie to jest krzepiące.

Twoje pisarstwo jest dla mnie 'kubistyczne' - pokazujesz wiele płaszczyzn, wzajemnie się wykluczających punktów widzenia na daną osobę. Tworzysz jednocześnie portret en face i z profilu.

- Bardzo mi się podoba ta twoja obserwacja! Pamiętam moje olśnienie, kiedy czytając książkę Agnety Pleijel 'Lord Nevermore', zdałam sobie sprawę z wieloaspektowości człowieka - możesz próbować zrozumieć kogoś na podstawie tego, kim jest dla profesorów, którzy znają go z prac rocznych, kim - dla przyjaciół, urzędu skarbowego, rentgenologa etc. Z jednej strony ktoś kocha, niepokoi się, pożąda, z drugiej - jego krew ma określone wartości hematokrytu, z trzeciej - wyciąg z karty pokazuje konkretne saldo... Jest mnóstwo wymiarów, które razem składają się na człowieka, a odczytanie całości nie jest chyba możliwe.

Kobieta spełniona w związku - wyobrażasz sobie, że mogłabyś zainteresować się takim bytem? Czy to jest w ogóle temat dla nowoczesności?

- Myślę, że 'szczęście', 'spełnienie', 'sukces' to kategorie ulotne, coś ekstatycznego, chwilowego. Książki, spektakle czy filmy częściej biorą na warsztat momenty kryzysowe, bo...

...są bardziej fotogeniczne?

- Są ciekawsze, mają większą dynamikę. Spójrzmy na 'Lato przed zmierzchem' Doris Lessing, książkę, która jest opowieścią o dojrzewaniu. Bohaterka jest kobietą spełnioną - w szczęśliwym małżeństwie, z dziećmi itd., która odbywa dość dramatyczną podróż w głąb siebie. Myślę, że to jest w ogóle wdzięczny temat - osoba spełniona, która np. spóźnia się na pociąg i to wywraca jej życie do góry nogami. Tak jest też w 'Amerykańskich apetytach' J.C. Oates, zresztą pamiętam felieton Kingi Dunin o tej książce w 'Wysokich Obcasach' zatytułowany 'Strzelę sobie w łeb, nim skończy się lato'. Mam go do dziś w swoim archiwum, bo świetnie opisuje to napięcie, rozpad decorum, które od antyku jest tematem sztuki. Ważnym elementem kompozycyjnym dzieła jest kontrapunkt, tak więc szczęście łatwiej opisać, namalować czy zagrać w kontraście do nieszczęścia.

No i jeszcze uważajmy na klisze. Życie kobiety w udanym związku, z dziećmi nie składa się tylko z wyjmowania z piecyka blach z ciasteczkami i całowania dzieci na dobranoc, a życie osoby samotnej nie musi być pasmem imprez i picia szampana. W każdym ze scenariuszy jest pełne spektrum odczuć. A jeśli chodzi o niespełnienie - w medycynie chińskiej najzdrowszym chyba smakiem jest gorzki. Jeśli z nim nie przesadzimy, to elementy niespełnienia mogą nas motywować do życia, tak jak odczucie bólu czy głodu pozwala przetrwać człowiekowi jako istocie biologicznej.

Skoro mowa o głodzie, wydaje się on kategorią, która określa twoje bohaterki. Skąd się to bierze?

- Głód może być siłą poznawczą, ale może też nas pustoszyć. Funkcjonujemy w cywilizacji zachodniej, która nie daje nam wszystkiego, ale właściwie wszystkiego wymaga. Łatwo w niej pomylić apetyt z głodem. Marzenia napędzają gospodarkę, więc ciągle otacza nas coś lub ktoś, kogo mamy pragnąć, i to siłą rzeczy powoduje bovaryzm. Czyli niezgodę na tu i teraz, życie mirażami. Bohaterka 'Teraz' jest zarażona bovaryzmem.

A ty?

- W pewnym sensie na pewno. Od dzieciństwa żyję marzeniami i za pomocą marzeń wyznaczam sobie cele w życiu. Nie jest to zbyt rozsądne, ale czasami jest bardzo skuteczne. Z drugiej strony marzenia to rodzaj narkotyku, można je przedawkować.

Kiedy pisałam tekst o sztuce 'Dramaty księżniczek' według Elfriede Jelinek wystawianej w Teatrze Dramatycznym, Marysia Kwiecień, jedna z reżyserek, powiedziała, że 'marzenia zawsze są przemocą'. To jest trafne, bo marzenie to brak akceptacji dla tego, co mam, albo dla tego, kim jestem. Kupiłam niedawno bardzo ciekawą książkę 'Nie musisz być najlepsza', przeczytałam w niej takie zdanie: 'Przekonanie, że możemy sięgnąć gwiazd, jeśli tylko wystarczająco mocno tego chcemy, ociera się niemalże o faszyzm, bo oznacza głęboką pogardę dla słabości, jest nieludzkie'.

Czy to, że dobiegasz trzydziestki, jakoś cię zaprząta?

- Niedawno skończyłam 29 lat, miało być wspaniale, ale nie było. Dzień po urodzinach obudziłam się z głębokim przeświadczeniem, że już po wszystkim, że jestem stara, zmęczona i nie mam ochoty bić się o moje marzenia. Ogarnęłam się, ale było ciężko. Zdecydowanie myślę, że to jest wiek definiowania siebie. Kiedy półtora roku temu, zaczynając pracę nad 'Jeszcze dzisiaj nie usiadłam' - zbiorem rozmów z pytaniem 'jak żyć?', opowiedziałam o tym pomyśle Maciejowi Zarembie, on powiedział, że 'jak żyć?' to nie tyle pytanie, ile symptom. W moim przypadku miał wiele racji.

W życiu coraz dłużej dobry jest dystans, który się zyskuje z czasem, świadomość. Mogłabym to określić tak: mam wrażenie, że dopiero teraz uczę się chodzić. Poszłam niedawno do Parku Kultury, bo chciałam coś przemyśleć, szłam jakąś alejką i nagle czuję, że zaczynam płakać. Dlaczego? Rozejrzałam się i uświadomiłam sobie, że to jest dokładnie to miejsce, w którym prawie trzy dekady temu stawiałam pierwsze kroki, uczyłam się chodzić, moja mama zabierała mnie do tego parku, bo mieszkaliśmy obok. Oczywiście byłam w nim setki razy, ale dopiero teraz poczułam to wzruszenie. I to było instynktowne, cielesne, myślałam w tym czasie o czymś zupełnie innym, nagle poczułam te łzy na policzku.

Innym kołem, mniejszym, które zataczam, jest sala do polskiego w moim liceum. Jakiś czas temu zaczęłam prowadzić tam spotkania literackie, zapraszam różnych pisarzy do mojego liceum, rozmawiam z nimi, a potem uczniowie zadają pytania, organizuję to z moją polonistką Aleksandrą Żabińską. To są najlepsze spotkania autorskie, jakie widziałam! Siedzę w tej klasie, którą tak dobrze pamiętam sprzed piętnastu lat, wisi tam ten sam plakat 'Don Juana', tylko że ja siedzę za biurkiem nauczyciela, a obok mnie np. Kuba Żulczyk albo Angelika Kuźniak.

A wracając do mądrości życiowych z okolic trzydziestki - to mam cały czas przed sobą ten cel, aby uczyć się życia w 'teraz', zauważania rzeczy, tego, żeby żyć 'na żywo', a nie oglądać retransmisje ze swojego życia. Przypuszczam, że to zadanie na całe życie. Starać się, ale umieć też odpuścić.

Można przedobrzyć?

- Można. Czemu ludzie latami nie kończą pracy magisterskiej, choć wystarczyłby na to miesiąc? Nie chodzi mi o to, żeby wychodzić w świat z rzeczami niegotowymi, ale przesadne cyzelowanie może się skończyć paraliżem, zwłaszcza w sztuce. Warto czasem ryzykować, nie bać się, że coś nie wyjdzie, bo proces twórczy jest jak ognisko - nie można przyciąć go równo jak żywopłotu. Płomień czasem musi być niżej, żeby potem mógł być wyżej. Gorsze książki czy filmy robi się po to, żeby móc zrobić lepsze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji