Artykuły

Katastroficzna farsa Mrożka

Dwa pierwsze akty Szczęśliwego wydarzenia można grać jak wielki skecz. Napisany finezyjnie, absurdalny, ale rozwijający swój absurdalny pomysł z żelazną logiką i konsekwencją. To farsa (oczywiście Mrożkowa w gatunku) w stanie czystym. Jakby zabawa dla zabawy. Tak też przyjmują te dwa pierwsze akty widzowie prapremierowego przedstawienia Szczęśliwego wydarzenia w Teatrze Współczesnym. Rzeczy niepokojące zaczynają się dziać dopiero w akcie trzecim. Kurtyna odsłania nam widok Przybysza-sublokatora niańczącego Niemowlę. A więc wszystkie zabiegi, jakie obserwowaliśmy w ciągu pierwszych dwu aktów, odniosły pożądany skutek. Dziecko przyszło na świat, szczęśliwe wydarzenie nastąpiło. Przypominamy sobie słowa Męża z pierwszego aktu: "Niemowlę w tym domu to nowe życie, to powiew przyszłości, to prawie rewolucja. Czy pana to nie przekonuje?"

Tylko że Niemowlę jest jakie dziwnie nienaturalne: wielkie jak dorosły człowiek, grube i, jak się za chwilę okaże, obdarzone kłami w rodzaju zębów wampira. Jest w dodatku złośliwe, zwłaszcza w stosunku do ojca: najpierw łapie go za nogawkę, a potem rzuca mu się na plecy i dusząc ujeżdża jak konia. Rzecz toczy się jeszcze farsowo, ale farsa staje się coraz bardziej groźna. Przerażony ojciec ucieka się do pomocy dziadka, krzepkiego Starca wywijającego szablą. Ale dziadek zostaje niebezpiecznie poturbowany przez silne jak byk Niemowlę i opuszcza dom wyniesiony na noszach przez syna i synową, którzy nagle i spiesznie postanowili wyjechać. W mieszkaniu obok Niemowlęcia pozostał Przybysz-sublokator, którego ten bieg wydarzeń zdaje się wyraźnie satysfakcjonować.

Nie dane mu było jednak długo cieszyć się tą satysfakcją. Chcąc sprawdzić, co robi rozkoszne Niemowlę - symbol obalonej tyranii Starca-dziadka - wchodzi z zapalonym cygarem do kuchni i najprawdopodobniej wylatuje w powietrze. Następuje bowiem eksplozja gazu odkręconego celowo przez dziecię, które pozostaje samo na scenie wśród zwalonych ścian domu. (Owych i zwalonych, a raczej obsuniętych ścian nie ma w didaskaliach Mrożka - dodał je reżyser Erwin Axer i scenograf Ewa Starowieyska dla wzmocnienia efektu katastrofy).

Eksplozja i kłęby dymu zasnuwające scenę ostatecznie rozbijała nam atmosferę farsy i każą zastanowić się nad całą sztuką w innych kategoriach. Traktowanie Szczęśliwego wydarzenia jako farsy czystej, przechodzącej w farsę makabryczną, prowadziłoby do dosyć płaskiego morału: nie miejmy dzieci, nie walczmy o nie, bo wysadzą nas potem w powietrze... Oczywiście Mrożek daleki jest od podobnej trywialności. I ów katastroficzny finał skłania nas do przypomnienia sobie politycznej charakterystyki postaci Szczęśliwego wydarzenia, stanowiącej o alegorycznej wymowie całego utworu.

Okazuje się bowiem, że owe polityczne określenia postaw bohaterów, które sądząc z dwóch pierwszych aktów mogłyby być jedynie uzupełnieniem ich farsowej charakterystyki, należy traktować poważnie. Mają one dla zrozumienia sztuki dość podstawowe znaczenie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, co reprezentują Starzec, Mąż i Przybysz - łatwo domyślimy się kim lub czym jest Niemowlę i co oznacza finałowa katastrofa.

"W Szczęśliwym wydarzeniu - pisał Jan Błoński w komentarzu do sztuki Mrożka - rozbłysnął raz jeszcze jeden z najefektowniejszych talentów pisarza. Myślę o umiejętności budowania modeli samozagłady, błędnych kół społecznej logiki, układów, które niszczą się własnym rozwojem." Samozagładą okazuje się akcja Męża przeprowadzona przy pomocy Przybysza, akcja skierowana przeciwka staremu porządkowi reprezentowanemu przez Starca-generała. Starzec jest konserwatywnym despotą utrzymującym porządek w tym domu przy pomocy starych środków tyranii. Jego syn - w sztuce nazwany Mężem - jest liberałem i demokratą, zwolennikiem reform i umiarkowanego postępu. Sam nie jest jednak zdolny niczego zdziałać. Do swojej akcji angażuje tedy Przybysza, zawierając z nim sojusz. Kim jest Przybysz? "Jestem socjalistą" - powiada - "Anarchistą raczej" - poprawia się natychmiast. Anarchistą jednak wygodnym i sprytnym. "Ja niczego nie wysadzam w powietrze. Wychodzę z założenia, że prędzej czy później samo się wszystko rozleci. Wystarczy tylko trochę poczekać. Wobec tego czekam, wybieram dogodne miejsce do obserwacji i obserwuję. Jest to metoda niezawodna. Bomba czy dynamit nie odpowiadają mojej psychice, a poza tym psują widowisko. Czas działa znacznie skuteczniej i pozwala rozkoszować się szczegółami. Ja jestem anarchistą-estetą, proszę pana."

Szczęśliwe wydarzenie pokazuje klęskę liberała-Męża i anarchisty-Przybysza. Może bardziej jeszcze tego drugiego, bo on przecież pierwszy wylatuje w powietrze. Liberał i anarchista wspólnie zrodzili potwora, który zgotował im obu zagładę. "Wychowamy go w duchu oświeconego postępu i parlamentarnej demokracji" - mówi Mąż o Niemowlęciu. "Z tymi zębami" - rzuca Przybysz i jest to jedna z najdowcipniejszych replik w sztuce. Błoński napisał w cytowanym już komentarzu, że "Szczęśliwe wydarzenie świadczy jasno o goryczy, w jaką wprawia Mrożka cywilizacyjny impas, w który zabrnął świat". Jaki świat? Oczywiście ten, któremu grożą podobne katastrofy jak w Szczęśliwym wydarzeniu. Który daje swobodę działania liberałom typu Męża i anarchistom typu Przybysza. W stosunku do rzeczywistości w naszej części świata pesymizm czy katastrofizm Mrożka są na szczęście nieaktualne. Dlatego jego sztuka nie jest zdolna nas przerazić i dlatego odbieramy przede wszystkim jej humor. Szczęśliwe wydarzenie wysnuł autor nie z naszych doświadczeń.

Wracając jednak do rzeczywistości tej sztuki, warto zapytać, czy widzi Mrożek jakiś ratunek dla społeczeństwa zmierzającego ku samozagładzie? Czyżby ostateczną rację miał Starzec - stróż starego porządku? Starzec jest jednak również ośmieszony, a jego porządek przedstawiony jako nieznośny. Trzeba czymś zastąpić Starca, byle nie liberałami i cynicznymi anarchistami. Na pytanie: czym? nie dał Mrożek pozytywnej odpowiedzi. Zawarta w Szczęśliwym wydarzeniu odpowiedź negatywna jest jednak odpowiedzią cenną.

Erwin Axer wystawił sztukę Mrożka w sposób pedantycznie wierny literze tekstu. Razem ze scenografem, Ewą Starowieyską, respektował też każdą wskazówkę inscenizacyjną autora. Taką reżyserię spotyka się już w naszym teatrze bardzo rzadko. Axer pozostał wierny przekonaniu, że zarówno humor Mrożka, jak i głębsze znaczenia jego tekstu objawią się najpełniej przy dosłownym jego traktowaniu. Wszystko więc pokazał na scenie dosłownie tak, jak autor napisał. W tych rygorach starał się o pewne, naturalne i maksymalnie precyzyjne prowadzenie aktorów. Jak w większości swoich przedstawień budował wrażenie głównie na wyrazie aktorskim.

Jedynie więc w tej sferze można mówić o jakichś problemach teatralnych spektaklu. Nie ma ich zresztą wiele. Aktorzy są bardzo dobrzy, ręka reżysera doświadczona i pewna. Podziwiając charakterystyczny kunszt Henryka Borowskiego w roli Starca, dobrą robotę aktorską Marty Lipińskiej (Żona) i Kazimierza Kaczora (Niemowlę), można się jedynie zastanawiać nad odmiennymi stylami gry, jakie prezentują Kazimierz Rudzki (Mąż) i Wiesław Michnikowski (Przybysz). Rudzki wygrywa w tym przedstawieniu przede wszystkim swój najmocniejszy atut: mistrzowskie podawanie dowcipu. Michnikowski zrobił jednak coś więcej: ukrywając własną osobowość pod charakteryzacją i strojem hippiesa stworzył pełną i oryginalną postać. Całkiem nową w jego dorobku, wyraźnie skomponowaną, nieco stonowaną, wspaniale konsekwentną. Jego Przybysz wydaje się największą zdobyczą aktorską przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji