Artykuły

Pluskwa - cyrk na deskach

W spektaklu "Krzyczcie Chiny" Meyerholda na scenie pojawiali się ko­lonizatorzy w groteskowych maskach. W inscenizacji "Snu pluskwy" wyreżyserowanej przez Ondreja Spiśaka pojawia się siedmioro akrobatów w karykaturalnych maskach ojców narodu od Lenina aż po Gorba­czowa. To siedmiogłowa bestia z Apokalipsy - wyjaśnia reżyser

Gdańska inscenizacja "Snu pluskwy" pióra Ta­deusza Słobodzianka to w intencji twórców hołd złożony Wsiewołodowi Meyerholdowi. Meyerhold, niegdyś bolszewicki szef teatrów Rosji, wierzył, że po rewolucji paździer­nikowej teatr ma zadanie polityczne: po­rywać, a tym samym agitować widzów. Proklamując sztukę ideowo zaangażo­waną, Meyerhold stosował nowatorskie środki inscenizacyjne, które przeszły do historii i zakorzeniły się w praktyce te­atralnej - projekcje filmowe, połączenie farsy z wizjonerskim symbolizmem, ele­menty sztuki cyrkowej i jarmarcznej.

W gdańskim przedstawieniu przewrot­nych aluzji do metody Meyerholda nie brakuje. Mamy akrobacje i klaunadę na dużym ekranie, z polotem odegraną przez aktorskie trio - Cezarego Rybiń­skiego, Roberta Latuska i Macieja Zabielskiego. Przed oczami widzów dziarsko maszeruje orkiestra dęta, magik do­konuje cudów, striptizerka zgrabnie zrzuca szatki. I - podobnie jak w spek­taklu "Ziemia staje dęba" Meyerholda, w którym za rekwizyt służył rzeczywi­sty aeroplan - tak na scenę Wybrzeża wjeżdża lśniące auto marki Mercedes-Benz. Znak czasu?

Kapitalizm z ludzką twarzą

Znaki czasu tworzą fundament sztuki Słobodzianka. "Związek Radziecki roz­wiązano", "partia umarła na zawał jak słonica i nawet nie zatrąbiła", "wolność jak w Ameryce"! Jak się szybko oka­zuje, wolność to kwestia kłopotliwa. Świat wartości narzuconych przez ideo­logię przeżarł czas i bohaterowie "Snu..." stracili punkt oparcia. "Za ko­munizmu wiadomo, kalosze umyjesz i walonki wysuszysz - dobro, po desz­czu chodzisz i w błoto leziesz - zło". A teraz - wolność i wszystko się pokrę­ciło. Pokrętne czasy i "burdel w ojczyź­nie". Striptizerka, kapitalistyczne wcie­lenie Małgorzaty Bułhakowa, tańczy wokół kija od miotły, Prysypkin zaty­ka sztandar na stalowym drągu, a miej­sce Chrystusa w scenie uczty wystyli­zowanej na "Ostatnią wieczerzę" da Vinci zajmuje hochsztapler i mafiozo Preobrażeński.

Nawiązanie do inscenizacji Meyer­holda okazuje się przewrotne i szyder­czo gorzkie. Środki, których imał się reżyser w imię jasnych ideologicznie celów, Spiśak wykorzystał, by ukazać ideologiczną pustkę i zgniliznę, wobec których nawet tytułowa pluskwa oka­zuje się mniejszą gnidą niż sportretowany w sztuce neokapitalizm z twarzą w groteskowej masce.

Zemsta Meyerholda

Broń, którą na potrzeby bolszewickiej ideologii wypracował Meyerhold, w rę­kach Spiśaka stała się mieczem obo­siecznym. Chwyty, które niegdyś mia­ły siłę kuli wystrzelonej z kałaszniko­wa w imię haseł rewolucji, w spektaklu Spiśaka dudnią głucho jak ślepaki. Na­wet wobec aktorskiego kunsztu Leona Charewicza w roli Prysypkina, Stani­sława Michalskiego jako Preobrażeńskiego czy Ryszarda Jasińskiego, który znakomicie wcielił się w Proroka, nie ujęte w ironiczny nawias, pojedyncze monologi zaczynają brzmieć mentor­sko. Metafora cyrku, spajająca mocno i zasadną klamrą spektakl, nie ma fun­damentów w rozwiązaniach poszcze­gólnych scen, migocących niczym za­wieszone w próżni ozdobniki. Przez szczeliny i wyłomy w nierównym spek­taklu uchodzi powietrze niczym z prze­kłutego balonika. Przedstawienie, wyreżyserowane z nabożną pokorą wobec tekstu Słobo­dzianka, miast rozniecić, dławi inte­lektualną iskrę zapisaną w dramacie. Coś się jeszcze tli na scenie, ale żar to z tych, co ani ziębią, ani parzą. Tylko w tle pobrzmiewa mściwy chichot Me­yerholda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji