Artykuły

Widzowie nie lubią ideałów

- Chcę czy nie, wizerunki serialowych postaci, w które się wcielam, wpływają na to, jak jestem odbierana przez widzów. Wpływają także na kolejne propozycje, które dostaję. Trudno nad tym zapanować - mówi MAŁGORZATA KOŻUCHOWSKA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.

Z Małgorzatą Kożuchowską rozmawia Jacek Cieślak

Rz: W Dwójce startuje "Rodzinka.pl". Ale zanim porozmawiamy o nowym serialu z pani udziałem, chciałbym zapytać, jak reagowano na "Księżniczkę na opak wywróconą" w Teatrze Narodowym - spektakl o tym, że mamy coraz większy kłopot z odróżnieniem medialnej fikcji od rzeczywistości. Zwłaszcza ci, którym się wydaje, że nowy image uczyni z nich nowego, doskonalszego człowieka.

- "Księżniczka" bardzo się podoba, prawie rok po premierze wciąż trudno o bilet. Myślę, że powodów jest kilka, ale jednym z najważniejszych jest przekaz tej historii: zmiana formy nie jest jednoznaczna ze zmianą treści. Giletta uwierzyła, że jest prawdziwą księżniczką tylko dlatego, że w wyniku splotu wydarzeń zyskała nowy image: nową sukienkę, nowy makijaż itp. Ale w środku pozostała sobą: prostą, rubaszną babą. Wracając do pańskiego pytania: wydaje mi się, że ludzie czują, że ta historia jest prawdziwa. Z jej kalkami spotykają się na co dzień, obserwując świat tzw. show-biznesu, czy polityki. Sam PR to trochę za mało.

Dopiero pod koniec przedstawienia uświadamia to sobie także Giletta, stawiając pytanie: "Gdy zedrzecie ze mnie suknię, to kim będę?". Dobrze jest umieć sobie na nie odpowiedzieć.

Ludzie patrzą na panią przez pryzmat ról?

- Media stały się tak zaborcze i ekspansywne, że są w stanie ludziom wtłoczyć do głów różne dziwne rzeczy, przy których nieprawdziwy "wizerunek" aktora to pestka. Może właśnie dlatego nie lubię słowa wizerunek. Chcę czy nie, wizerunki serialowych postaci, w które się wcielam, wpływają na to, jak jestem odbierana przez widzów. Wpływają także na kolejne propozycje, które dostaję. Trudno nad tym zapanować. 90 procent mojego czasu przez parę ostatnich miesięcy wypełniała praca: od 7 do 17 byłam Natalią Boską, wieczorem, w Teatrze Narodowym, Księżniczką Dianą, Tatianą Jakowlewną albo Hrabiną. Ale ani ilość, ani różnorodność tych ról nigdy nie spowodowały, że zapomniałam, kim jestem. Z chwilą kiedy zmywam sceniczny makijaż, zdejmuję kostium i schodzę z planu, Natalia, Diana, Tatiana, Hrabina, a nawet Hanka Mostowiak (śmiech) zostają w garderobie.

Zgodzi się pani, że część seriali lansuje nieprawdziwy obraz życia Polaków?

- To prawda.

A odrzuciła pani z tego powodu jakąś rolę?

- Tak, zdarzyło się, bo istnieje coś takiego jak odpowiedzialność aktora. Oczywiście, nie czarujmy się, że stacje telewizyjne do końca kształtują rzeczywistość. Ale myślę, że był czas, kiedy pojawiły się takie tendencje.

Wydaje mi się, że kreowały sztuczną rzeczywistość. Recepta na szczęście brzmiała mniej więcej tak: jak nie masz pieniędzy, weź gigantyczny kredyt, zbuduj sobie dom i nie martw się o jutro - żyjąc na wysokiej stopie, zawsze dasz sobie radę. Chodziło chyba o wykształcenie nowego pokolenia konsumentów.

- Oglądając jeden z takich seriali, powiedziałam do męża: zobacz, ci ludzie w ogóle nie pracują. Są wiecznie młodzi, mają czas, żeby umówić się na kawę trzy razy w ciągu dnia, zjeść obiad z narzeczonym, pojechać do kochanka i zrobić zakupy. Nie wiem, być może są w Polsce ludzie, którzy tak żyją. A może to był taki moment zachłyśnięcia się luksusem? Nie wykluczam też, że stacje komercyjne chciały się odbić od seriali pokazywanych przez TVP. Miało być pięknie, a nie siermiężnie. Oczywiście, podobały mi się eleganckie wnętrza i kostiumy. Ale nie można popadać ze skrajności w skrajność.

W stacjach komercyjnych nikt chyba tego, nie zauważył.

- Oj myślę, że zauważył. Wszystkie stacje telewizyjne przeprowadzają dokładne badania, wiedzą, czego ich widz oczekuje. Zorientowano się, że cukierkowe życie bohaterów ma się nijak do polskiej rzeczywistości: do walki o przetrwanie każdego kolejnego dnia. Dla ludzi wiarygodni są ci bohaterowie, którzy mają realne problemy, podobne do ich własnych. W pewnym momencie grana przeze mnie Hanka Mostowiak stała się chodzącym ideałem. To, o ironio, osłabiło tę postać. Na jej kryształowym charakterze musiała pojawić się rysa. Dopiero po tym, jak w scenariuszu pojawił się wątek choroby alkoholowej, ludzie znów zaczęli Hance kibicować.

Będzie pani jeszcze grać w "M jak miłość"?

- Dopóty, dopóki będzie umożliwiał mi udział w innych projektach. Dla aktora nie ma nic gorszego niż stagnacja, złudne poczucie "ciepełka". Zawsze będę szukała i czekała na nowe, ciekawe propozycje. Taką była właśnie "Rodzinka.pl" i perspektywa pracy z Tomkiem Karolakiem.

Nie gracie z Tomaszem Karolakiem singli, tylko małżeństwo z trójką dzieci, mieszkające na przedmieściach Warszawy w domku, który trzeba spłacać.

- Telewizja przeprowadziła badania, które pokazały, czego oczekują widzowie w wieku 30 - 40 lat. Okazało się, że jest wielka potrzeba powrotu do tradycyjnych wartości. Ważniejsza od kariery i lansu są rodzina i dzieci. Serial będzie zabawny, dynamiczny. Ale nie pokazujemy cukierkowego życia. Nie prześlizgujemy się po ważnych sprawach. Naszym bohaterom nie brakuje problemów. Zdarza się hard core, sytuacje na ostrzu noża. Jednak nie odbieramy nadziei. Na pewno nie uznajemy tabu. Dzieci zadają najtrudniejsze pytania. Traktowane poważnie - zachowują się dojrzale - są najważniejsze, ale rodzice nie chcą dla nich rezygnować z własnego życia. Mimo długiego małżeńskiego stażu są dla siebie atrakcyjni. To, że mama z tatą zamykają się czasami w sypialni, nikogo nie dziwi. Ciekawa jestem, jak odbiorą to polskie rodziny: będzie skandal czy refleksja?

Oryginalna propozycja na tle spektakli i filmów, które pokazują, że małżeństwo to masakra, a terror w rodzinie jest gorszy od komunizmu.

- To nie są moje doświadczenia. Ani moi rodzice się ze sobą nie męczyli, ani ja nie męczę się ze swoim mężem. Wszystko zależy od ludzi. Generalnie uważam, że pokolenia wchodzące w dorosłe życie już w wolnej Polsce się zmieniają. Dojrzewamy.

A czy był serial, który przykuwał pani uwagę w dzieciństwie?

- Oczywiście, "Czterdziestolatek" i "Wojna domowa". Teraz myślę, że ich silą był temat, czyli rodzina, silnie umocowana w niełatwej komunistycznej rzeczywistości, ale pokazana z przymrużeniem oka.

A pani dobrze się czuła w rodzinnym domu czy go kontestowała?

- Moi rodzice są mądrzy, potrafili swoje, bywało, trudne decyzje wytłumaczyć. I nawet, kiedy się buntowałam, dochodziłam w końcu do wniosku, że mieli rację. Zaszczepili mi poczucie wolności: świadomość, że żyje się tylko raz i ponosi się odpowiedzialność za wszystkie wybory.

Z Tomaszem Karolakiem gracie rodzinę Boskich. Na planie było bosko?

- To było niezwykle miłe spotkanie! Ogromna w tym zasługa producentki Doroty Kośmickiej-Gacke, która zgromadziła na planie wspaniałą ekipę, z reżyserem Patrickiem Yoką na czele! Strasznie harowaliśmy, ale atmosfera była wspaniała. Z Tomkiem Karolakiem uzupełnialiśmy się, nie walczyliśmy ze sobą, tylko się wspieraliśmy.

Tak powinny wyglądać boskie małżeństwa. A jaki jest pan Boski?

- Ma poczucie humoru i więcej luzu niż pani Boska, dlatego trudniej wyprowadzić go z równowagi. Pozwala dzieciom na więcej niż ona - czasami dla świętego spokoju. Jest fajnym facetem dla swojej żony, bo niezależnie od sytuacji daje jej do zrozumienia, że mu się zawsze podoba.

Ciekawe, czy zaakceptowałby tezę, którą lansują szefowie telewizji, że seriale jako idealny format naszych czasów mogą zastąpić rozrywkę, teatr i dokument?

- Nie spotkałam się z tą tezą. Oczywiste jest, że serial nie zastąpi teatru czy dokumentu i na odwrót. Nie istnieje też format idealny. Idealnie by było, gdyby w ramówce znalazły się czas i miejsce dla wszystkich. W końcu po coś widz ma wolną wolę i... pilota.

Jest uznawana za jedną z najbardziej popularnych i wszechstronnych polskich aktorek. Odnosi sukcesy zarówno w teatrze, jak i kinie czy serialach. W Teatrze Narodowym gra w "Księżniczce na opak wywróconej" w reżyserii Jana Englerta, a także w spektaklach Jerzego Jarockiego ("Błądzenie", "Kosmos", "Miłość na Krymie") i Jacques'a Lasalle'a - "Umowa, czyli łajdak ukarany". Wcześniej związana była z Teatrem Dramatycznym. Oglądaliśmy ją m.in. w przedstawieniach Krzysztofa Warlikowskiego - "Elektra" i "Poskromienie złośnicy", Grzegorza Jarzyny - "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie", a także "Opowieści o zwyczajnym szaleństwie" Agnieszki Glińskiej. Popularność w filmie przyniósł jej udział w "Kilerach" Juliusza Machulskiego. Zagrała też w "Komorniku" Feliksa Falka. Telewizyjna publiczność ceni ją za role w serialach "M jak miłość", "Kryminalni" i "Nowa". W Teatrze Telewizji wystąpiła m.in. w "Niech żyją agenci" Witolda Adamka oraz "Mizerykordii" Jerzego Niemczuka. Nagrała płytę "W futrze".

M jak miłość | 20.45 | TVP 2 | poniedziałek, wtorek

Premiera: rodzinka.pl | 20.45, 21.10 | TVP 2 | środa

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji