Artykuły

Grotowski i...

Film "Grotowski-Flaszen" ma prostą konstrukcję. Słuchamy i oglądamy Ludwika Flaszena, współzałożyciela i współtwórcę legendy Teatru Laboratorium, w osobistych i nigdy niezdradzanych wynurzeniach - pisze Krzysztof Kucharski w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

Ja znów o pewnej niszy, która, choć siedzibę miała w Rynku, nie oglądało jej 200 tysięcy osób jednorazowo, jak Dodę w sylwestra. Tu grożę palcem! Proszę to sobie wyobrazić (!), bo na to nie można się wybrzydzać. Nie! Owo elitarne zjawisko artystyczne stanowi kanon kulturalny w historii Wrocławia i winduje jego międzynarodowy prestiż. Przypomnę parę liter z elementarza kulturalnego wrocławianina. I nie pod kątem targów o miano Europejskiej Stolicy Kultury. Tylko tak sobie, bo tak jest, jak mawiał poeta Tuwim Julian.

Za mitem Jerzego Grotowskiego i Teatru Laboratorium trzeba przywołać Wrocławski Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego, a za nim Festiwale Teatru Otwartego Bogusia Litwińca otwierające okno na teatralny świat co dwa lata. Wreszcie trwający do dziś od 45 lat (!) pierwszy na świecie festiwal teatrów jednego aktora Wiesława "Siwego z żebraczym kapeluszem" Gerasa. Trzeba też odczarować z niebytu genialne spektakle dla dorosłych Wiesia Hejny w Teatrze Lalek, wygrywające zagraniczne festiwale. Do grona z autentycznymi międzynarodowymi sukcesami dołączył teatr Pieśń Kozła i festiwal Brave Grzegorza Brala, który dziś niepotrzebnie rozmienia się na drobne w stolicy. Cegiełkę dorzuca od tuzina lat festiwal Dialog Wrocław Krystyny Meissner i prowadzony przez nią Wrocławski Teatr Współczesny oraz dzisiejszy Teatr Polski doglądany przez Krzysztofa Mieszkowskiego. Na koniec został mi człowiek, który jest sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem, Tadeusz Różewicz. Czasami "przycumowuje" w Porcie Literackim Wrocław, ale jego sztuki grane są ciągle w świecie.

Pretekstem do tego wstępu była skromna, choć z nadkompletem widzów, projekcja filmu Małgorzaty Dziewulskiej pt. "Grotowski-Flaszen". Wtrącę dygresję, ale to felieton, a nie dysertacja naukowa. Reżyserkę filmu poznałem w czerwcu roku 1972 w Puławach. Jako świeżo upieczony członek Klubu Krytyki Teatralnej, w towarzystwie Krzysztofa Wolickiego, Janka Kłossowicza i Andrzeja Hausbrandta, oglądałem spektakle: "Teatr cudów" Cervantesa i niecenzuralną "Złotą czaszkę" Słowackiego. Ta ostatnia "niecenzuralność" była pretekstem do rozwiązania Studia Teatralnego w Puławach, które na początku zapatrzyło się nawet trochę na Grotowskiego.

Film "Grotowski-Flaszen" ma prostą konstrukcję. Słuchamy i oglądamy Ludwika Flaszena, współzałożyciela i współtwórcę legendy Teatru Laboratorium, w osobistych i nigdy niezdradzanych wynurzeniach. Sto punktów dla pani reżyser Małgosi, bo nic nie kasuje, nawet gdy bohater sam zapędzi się w kozi róg. Musi na naszych oczach z tego wybrnąć. A opowieść jest frapująca i Flaszen rodzi się jako gwiazda teatru jednego aktora. Mnie urzekła sekwencja, gdy obrazom nocnego Wrocławia oglądanym z jadącego auta towarzyszy przejmujący monolog Ciemnego, Ryszarda Cieślaka z "Apocalypsis cum figuris". Wszedł w miasto i myślę, że w nim zostanie, bo z nim współgra. Ostatni raz oglądałem ten spektakl 36 lat temu i to było moje 27. z nim spotkanie. Żałowałem, że przywoływane, ekspresyjne sceny Cieślaka z "Księcia Niezłomnego" były bez jego charczącego, walczącego o własną prawdę głosu. Wszystko nadrabiał, jak jakiś diabeł, Flaszen osobistymi opowieściami. Chciałbym ten film mieć w domu i mam nadzieję, że kupię go w Instytucie im. Grotowskiego. Państwa nie namawiam, ale ja się na tym abecadle wychowałem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji