Artykuły

Dziady!

Zapaść czytelnicza, niedostatki w zakresie edukacji kulturalnej-to oczywiście kwestie fundamentalne. Ale w równym stopniu są nimi warunki uprawiania twórczości. Brak stypendiów twórczych, zamówień publicznych, odpisów na decorum, niedocenianie roli mecenatu państwa tworzą wyjątkowo dziadowski pejzaż. Szczególnie dla pokolenia obecnych absolwentów, na których marzeniach wypaśliśmy się całkiem nieźle - pisze Maciej Nowak w felietonie dla Krytyki Politycznej.

Dostałem list od młodego aktora. "Panie Macieju, piszę do Pana w takiej sprawie: skończyłem z zeszłym roku wydział aktorski () i od tamtej pory próbuję jakoś znaleźć pracę w Teatrze, zacząłem robić swój projekt, o którym już rozmawialiśmy () niemniej jednak zaczynam się bać, że powoli wypadnę z obiegu. Byłbym bardzo wdzięczny za jakąkolwiek sugestię, co mógłbym zrobić, z kim się spotkać, komu pokazać, bo trochę ogarnia mnie panika, że jeszcze moment i będzie coraz trudniej wejść do Teatru. Dodam, że moje rozczarowanie tym światem, spowodowane jest tym, że to na Teatrze najbardziej mi zależało i po to poszedłem do szkoły () Chciałbym podjąć jakąś próbę i nie spasować za łatwo - bo jednak bardzo to kocham".

Gdy kilka dni temu opublikowałem ten list na Portalu Społecznościowym, Którego Imienia-zgodnie z radą Jasia Kapeli -Nie Należy Wypowiadać, rozpoczęła się gwałtowna dyskusja. Część uczestników sugerowała, że chłopak musi być niezdolny, a już na pewno jest nieprzebojowy, nie umie się odnaleźć w zawodzie i jeszcze miauczy o litość w listach do grubego dyrektora. Choć intuicja mówi mi, że akurat w tym przypadku nie mamy do czynienia z beztalenciem, a i przedsiębiorczości mu nie brak, skoro - jak pisze - "zaczął robić swój projekt", to na potrzeby tego felietonu gotów jestem przyjąć takie założenie. Niech więc tak będzie, że mój korespondent cierpi na niedostatek iskry bożej, bez której artysta nie ma szans na sukces. A zatem zgodnie z tą logiką rozdepczmy go, wytrzyjmy resztki ścierwa o krawężnik i Napotykamy młodą reżyserkę, zauważoną już nawet przez krytykę z uwagi na niebanalność jej kameralnych projektów, która decyduje się wyjechać zagranicę, bo w kraju nie jest w stanie utrzymać się z pracy artystycznej. Rozmawiałem z nią w ostatnim tygodniu, służę adresem e-mailowym i numerem telefonu. Ją też dobrze byłoby rozdeptać, bo co to za pomysł, by młoda kobieta nie umiała połączyć macierzyństwa ze sporadycznymi projektami teatralnymi za grosze. A po niej zajmijmy się kolejną parą młodych aktorów, którzy "robią swój projekt" i pracują na barze w modnym warszawskim klubie. Mieści się to oczywiście w hollywoodzkim modelu kariery, ale z całą pewnością wyklucza osiągnięcie czegokolwiek w teatrze artystycznym nad Wisłą. Rozdeptanie również tej dwójki niewiele zmieni, bo w knajpie bramę dalej pracuje następna artystka w identycznej sytuacji. Trudno rozdeptać całe pokolenie.

A może nietrudno? Może to już się właśnie dzieje? Do takiego wniosku ośmiela artykuł Zygmunta Baumana O pokoleniu wyrzutków. Pisze mędrzec: "Pierwszy raz za naszych czasów, cały rocznik absolwentów staje przed dużym prawdopodobieństwem, a wręcz pewnością wykonywania dorywczych, tymczasowych i niestabilnych prac, nieodpłatnych szkoleniowych pseudoprac, kłamliwie przemianowanych na staże-wszystko to znacznie poniżej nabytych umiejętności i lata świetlne poniżej poziomu oczekiwań". O kłamstwie staży, które tak ładnie wyglądają w cv, zrobił już kilka lat temu spektakl Rene Pollesch. To było niedługo po tym, gdy okazało się, że prawie 30% dochodów wielkich korporacji w Niemczech pochodzi z bezpłatnej pracy stażystów. Mało kto przejął się jednak przesłaniem Śmierci praktykanta, bo ostatnie dziesięciolecia nauczyły młodych przede wszystkim warczenia na siebie. Ale przecież przyjdzie czas, bo dlaczego nie miałby przyjść?, gdy zrozumieją, że warczenie i zagryzanie konkurentów nie prowadzi do niczego. Że łączy ich wspólny interes i wspólny wróg, jakim jest zdziadziały system, który wystawiając ich do wyścigów, sam zarabia na zakładach bukmacherskich. Że warto, wzorem pokolenia ich dziadków, stworzyć model solidarności rozmaitych środowisk zawodowych i społecznych, który doprowadzi do nowej zmiany. Że obecny system jest zabetonowany w stopniu nie mniejszym niż gerontokracja późnego PRL-u. Że boom w szkolnictwie ostatnich lat jest tylko sposobem na ukrycie bezrobocia wśród młodzieży i nie potrafi zrealizować żadnej z obietnic podwyższenia jakości życia i awansu społecznego. W dyskusji na Portalu Społecznościowym, Którego Imienia Nie Należy Wypowiadać, jedna z polemistek zauważyła trafnie: "System edukacyjny pożywia się marzeniami młodych, dzięki nim spłaca kredyty i płaci alimenty".

I dlatego jako wierny kibic i entuzjasta Paktu dla kultury, uważam, że nie powinien się ograniczać wyłącznie do reprezentowania interesów odbiorców kultury, jak przedstawiała to ostatnio na konsultacjach społecznych w Muzeum Sztuki Nowoczesnej Joanna Mytkowska. Zapaść czytelnicza, niedostatki w zakresie edukacji kulturalnej-to oczywiście kwestie fundamentalne. Ale w równym stopniu są nimi warunki uprawiania twórczości. Brak stypendiów twórczych, zamówień publicznych, odpisów na decorum, niedocenianie roli mecenatu państwa tworzą wyjątkowo dziadowski pejzaż. Szczególnie dla pokolenia obecnych absolwentów, na których marzeniach wypaśliśmy się całkiem nieźle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji