Artykuły

Zespół i dzieło Kantora w studenckiej "Stodole"

Teatr Cricot 2, Program Florencki, Tadeusz Kantor, "Wielopole, Wielopole"

TEGO utworu nie można zbyć epitetem "eksperymentalny" czy "awangardowy", albo jakimś innym, także klasyfikującym rzecz jako zaszczytny margines. "Wielopole, Wielopole" to nie margines (choćby i najzaszczytniejszy), lecz jedno z najwybitniejszych dzieł polskiej kultury współczesnej. Pisać o nim bardzo trudno. Przede wszystkim dlatego, że wywołuje przeżycia niezwykle silne, a tak bardzo przy tym osobiste, że opinia krytyczna łatwo stać się tu może wyznaniem raczej niż sądem.

Dzieło Kantora bowiem jest obrzędem scenicznym, przywołującym świat umarły, który w nas żyje jeszcze, ale i świat żywy, który w każdym z nas właśnie umiera. W tym obrzędzie sam jego twórca (w swoim nieodmiennie czarnym ubraniu i długim, czarnym szalu na szyi) spełnia na scenie milczącą, cichą rolę zakrystiana. Ale to on w istocie prowadzi cały ten rytuał; wzruszający i śmieszny obrzęd wspomnień.

przedstawienie zachowuje wiernie naturalny tok i rytm wspominania. Nie ma więc płynnej ciągłości opowieści, lecz tak zwany kolaż: brutalne, ostre zestawianie drobnych, lecz niezwykle wyrazistych fragmentów odtwarzanej rzeczywistości. Jest też charakterystyczne przechodzenie od drobnego szczegółu, od odrapanej walizki (która gdzie leżała? na stole? na szafie?) do topografii mieszkania, potem do osób, a wreszcie do zdarzeń.

Jest mechaniczna kukiełkowatość postaci wziętych jakby z wyblakłych fotografii rodzinnych, i ustawiczne powtarzanie: powtarzanie osób żywych przez ich sobowtóry - manekiny, ciągłe powtarzanie motywów muzycznych i powtarzanie przedstawionych już sytuacji, nieraz wielokrotne. Tak tworzy się obsesyjny rytm i buduje muzyczna struktura przedstawienia. Jest to groteskowy rytm kręgu rodzinnego z jego zamkniętym horyzontem myślowym i wąską perspektywą społeczną, i w ogóle z jego ciasnotą. Ale także z jego ciepłem uczuć i siłą wzajemnych więzi.

Jest to tragikomiczny rytm egzystencji tak zwanych szarych ludzi: dobrotliwych, kłótliwych, łagodnych, upartych i bezradnych. Ale wszystko to nasycone jest w przedstawieniu zaskakująco intensywną polskością. Nie tylko dlatego, że brzmi ustawicznie i ciągle na nowo polska ludowa pieśń kościelna, polska piosenka wojskowa i Szopen przetwarzający "Lulajże Jezuniu". I nie tylko dlatego, że słychać mowę polską, widać symbole wszystkich istotnych elementów polskiej obyczajowości, tradycji i wierzeń.

Ale także dlatego, i przede wszystkim dlatego, że ten rodzinny obrzęd wspomnień skromnych ludzi, choć czyni to jakby mimowolnie, z tym większą siłą pokazuje los polskich pokoleń: wspólny, dziedziczony przez nas wszystkich i w teraźniejszość naszą przedłużony polski los historyczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji