Artykuły

Upiorny musical

"Phantom, czyli upór w operze" w reż. Daniela Kustosika w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Jedna z najsłynniejszych muzycznych historii o paryskiej operze, która w podziemiach kryje tajemniczego człowieka w masce trafiła na afisze w Bytomiu. Czy jednak Opera Śląska jest gotowa na musicalowego upiora?

Eksperymenty w teatrze cenię szczególnie. Trzeba bowiem do nich odwagi, zmiany utartego myślenia, czasem decyzji na przekór wszystkim. Stąd wystawienie pierwszego w dziejach bytomskiej sceny operowej musicalu jawiło się jako poważne wyzwanie. Nie tylko dla realizatorów, ale i dla widzów, którzy przecież są wychowani na dwóch świetnie prosperujących scenach muzycznych: Teatru Rozrywki i Gliwickiego Teatru Muzycznego, które prześcigają się co sezon w często prapremierowych propozycjach z Broadwayu. Tymczasem na afiszu Opery Śląskiej pojawił się "Phantom" - historia słynnego upiora w muzycznej wersji Maury'ego Yestona.

Na początku pierwszego aktu bytomskiego musicalu myślałam, że gubi mnie wciąż żywe wspomnienie przywiezione z warszawskiego Teatru Roma. Rockowa wersja "Upiora w operze" Andrew Lloyda Webbera jest zupełnie inna od stonowanej i lirycznej opowieści muzycznej Yestona, którą wybrał reżyser Daniel Kustosik. Niezależnie jednak od tonacji musical musi być niezapomnianym widowiskiem z songami, które opuszczając teatr, chce się wciąż nucić. A tu, po pierwsze, Yeston nie zostawia nam przeboju. Po drugie zaś, realizatorzy, niestety, nie dali widzom posmakować musicalowego rozmachu. Świata stworzonego przez Ireneusza Domagałę (scenograf zadbał i o mroczne lochy, i o spadający żyrandol, i o imponujący gmach opery paryskiej) nie wypełnia tak istotny dla musicalu taniec. Największym rozczarowaniem jest choreografia Grzegorza Kawalca, która nie zostawia w pamięci ani jednego zjawiskowego układu (a wystarczy wspomnieć nie tak dawny sukces bytomskiego zespołu baletowego w "Carminie buranie" - inscenizacji Roberta Skolmowskiego).

Drugi musicalowy filar - soliści -już prezentują się lepiej. Jednak wciąż daleko do zachwytu nad głównymi rolami. Oklaski należą się Urszuli Piwnickiej (obsada premierowa z poniedziałku 21 lutego), która w roli Christine połączyła walory wokalne z subtelną grą aktorską, ale partnerujący jej Tomasz Urbaniak (Eryk), imponujący w partiach śpiewanych, jako aktor nie pokazał na scenie fenomenu swojej postaci (odrzucone z powodu szpetoty dziecko przeobrażone w dorosłego potwora balansuje na granicy między niezwykłą wrażliwością na piękną muzykę a morderczymi instynktami i chęcią zemsty). Upiór ukryty za maską to inne wcielenie doktora Jekylla i drzemiącego w nim pana Hyde'a. Tymczasem Phantom Urbaniaka nie kryje w sobie tajemnicy. Precyzyjnie nakreślony tragizm tej postaci przez Gastona Leroux w bytomskiej inscenizacji tonie w melodramatycznej opowieści z patetyczną śmiercią w ramionach ojca i ukochanej. Nadmierna podniosłość finału (cecha z pewnością zarezerwowana dla opery) nie wynika konsekwentnie z prowadzonej wcześniej fabuły, raz po raz traktowanej z przymrużeniem oka (np. farsowa, autoironiczna rola primadonny Carlotty Aleksandry Stokłosy i jej małżonka Choleta w kreacji Bogdana Desonia).

Widzowie zostają więc rozdarci, nie wiedząc: śmiać się czy płakać? Ze scenicznego eksperymentu powstała bowiem nietypowa hybryda. "Phantom" ma coś z lekkości operetki, jak też coś z operowego tragizmu uwięzionych w musicalowym libretcie.

Mając do wyboru trzy repertuarowe formy Opery Śląskiej, wybiorę bez wahania operową "Łucję z Lammermoor", nieśmiertelną operetkową "Wesołą wdówkę" i widowisko "Carmina burana". Jednak polecając komuś kupno biletu na musical, zaproszę go do Teatru Rozrywki lub Gliwickiego Teatru Muzycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji